rozdział czternasty

442 51 7
                                    

Czwartek, 25 kwietnia 2019, godzina 07.13 

Tym razem nie obudziły mnie uparcie wpadające promienie słoneczne przez szpary w roletach, a czyjeś dłonie znajdujące się wokół mojej talii i oddech na moim karku. Próbowałem połączyć wątki i dopasować wszystkie elementy układanki, tak bym wiedział co się wczoraj działo. Chyba nawet nie przeszkadzał mi fakt, że śpię z praktycznie obcym facetem w jednym łóżku. Po prostu czułem się tak jakbym znał go co najmniej parę dobrych lat. Widziałem, że Calum jeszcze śpi, bo oddychał miarowo, a bicie jego serca było spokojne. Poruszył się lekko, mocniej się do mnie przytulając, ale nie obudził się. Na podłodze koło łóżka odnalazłem swój telefon. Sprawdziłem godzinę i stwierdziłem, że do pierwszych zajęć mam jeszcze plus, minus, dobre dwie godziny. 

Delikatnie wyswobodziłem się z uścisku chłopaka i spoglądałem na niego przez chwilę. Oczy miał przymknięte, usta lekko rozchylone. Gdy poczuł, że nikogo nie ma przy nim, kurczowo złapał pościel i ścisnął dłonie w pięści. Jego ciemne włosy opadały mu na czoło. Ciemne rzęsy rzucały delikatny cień na fragment twarzy. Gdybym nie był facetem czy pizdą to mógłbym rzec, że wyglądał uroczo i słodko. Ale Hemmings, ty jesteś pizdą. Dlatego powiem tylko, że wyglądał dobrze. Nawet wtedy gdy spał. Mimowolnie na moje usta wkradł się mały uśmiech. 

Odwróciłem wzrok od jego twarzy i wstałem z łóżka. Cicho przeszedłem do łazienki, by tam przeprowadzić proces ogarniania się i doprowadzania do względnej używalności. Przynajmniej taki zawsze był plan. Wziąłem szybki prysznic, by dobudzić się do końca i zacząć jako tako funkcjonować. Po kąpieli zabrałem się za mycie zębów i układanie włosów. I to wszystko w tym samym czasie przez co na mojej twarzy znalazło się trochę miętowej pasty do zębów. Czasami miałem ochotę przybić sobie mentalną piątkę prosto między wąchanie, a patrzenie za to jakim potrafię być lamerem. I oczywiście kim byłby Luke Hemmings gdyby nie próbował się zabić wychodząc z łazienki? Już wyjaśniam co miałem na myśli. A mianowicie zahaczyłem stopą o ubrania leżące przy drzwiach przeznaczone do prania i już milimetry dzieliły moją buzię od bardzo bliskiego spotkania z twardą powłoką drzwi. Powiem, że już mimowolnie przymknąłem oczy i czekałem na to spotkanie, ale na moje szczęście nic takiego się nie stało, bo przytrzymałem się jedną ręką półki obok, która nadawała się do wymiany i tak jakby się urwała? Zostawiając moją pechową osobę, wyszedłem z łazienki i przeszedłem do kuchni. Calum nadal spał owinięty ciasno w moją pościel z Hello Kitty. Tak, nadal jej nie przebrałem. Nie, nie zamierzam tego w najbliższej przyszłości robić. Wstawiłem wodę na kawę dla siebie i chłopaka. Jak dobrze, że zanim wróciłem wczoraj do domu, zrobiłem szybkie zakupy w Andronico's i teraz moja lodówka nie świeciła pustkami tylko jako takim jedzeniem. I nie, wcale to nie były parówki i ketchup! Tylko kilka plasterków sera, nawet szynka się znalazła. Wyciągnąłem wszystkie te rzeczy po drodze jeszcze wyciągając kilka bułek. Zabrałem się za przygotowywanie śniadania dla mnie i mojego gościa. Gdy skończyłem woda zaczęła dawać znać, że jest już gotowa. Zalazłem dwa kubki z kawą i do jednego dolałem trochę mleka i wsypałem jedną łyżeczkę cukru. Drugi kubek zostawiłem, bo nie wiedziałem jaką kawę preferuje Cal. Z blatu zgarnąłem moje wczorajsze notatki i zacząłem je jeszcze raz czytać, jednocześnie co chwilę jedząc i pijąc. Nie musiałem też długo czekać aż na łóżku zacznie się ktoś ruszać, a po chwili oczy opalonego chłopaka otworzą się i będę zastanawiać się co tu robi. 

— Cześć śpiochu. Wyspałeś się? – posłałem w jego stronę miły uśmiech i wzrokiem wróciłem do swoich kartek. — Zrobiłem ci kawę i w zestawie masz nawet śniadanie. 
— Zastanawiam się co ja tutaj robię, ale za chwilę mi to przejdzie – cichy śmiech. — Dzięki tak w ogóle. 
— Za co mi dziękujesz? – uniosłem jedną brew do góry w geście zdziwienia. 
— Za wszystko. Za przenocowanie, za rozmowę i za tę kawę ze śniadaniem – kolejny uśmiech. 
— Nie masz za co dziękować śpiochu. Wstawaj, bo ci wystygnie, a zimna kawa nie jest fajna. 
— Już wstaję, jeszcze minutkę. 

Po czym uśmiechnął się i z powrotem przycisnął twarz do poduszki. Zauważyłem, że delikatny uśmiech nie schodził z jego twarzy. Pokręciłem z rozbawieniem głową i sam mimowolnie się uśmiechnąłem. Pierwszy raz w moim studenckim życiu ktoś inny oprócz Ashtona spał w moim łóżku. I o dziwo nie była to żadna kobieta. Tylko chłopak, którego poznałem zaledwie kilka dni temu i to w bardzo niefortunny sposób.

Przyłapałem się na tym, że od dłuższego czasu nie oderwałem wzroku od leżącego chłopaka. Momentalnie wróciłem do swoich notatek z genetyki i jak mantrę powtarzałem w głowie jedno i to samo zdanie: "Każda grupa trzech nukleoidów w sekwencji nazywana kodonem, jest zgodna z jednym z dwudziestu możliwych aminokwasów w proteinie, a ta zgodność jest nazywana kodem genetycznym.". I już wiedziałem, że moje powtarzanie robi się w tym momencie zupełnie bezsensowne. 

— Calum, wstawaj, bo wyleję na ciebie zimną wodę – nie mówiłem poważnie, ale chyba poskutkowało, bo chłopak w momencie już był w pozycji siedzącej i pocierał twarz dłońmi.
— Zachowujesz się całkiem jak moja mama gdy miałem szesnaście lat i nie chciałem wstawać do szkoły. I zawsze spóźniałem się na autobus – zaśmiał się na to wspomnienie i wstał, by za chwilę zniknąć w łazience. 
— Jak jesteś takim leniem to się nie dziwię! – krzyknąłem za nim akurat w momencie zamykania przez niego drzwi. 

Po kilku minutach i kolejnych łykach kawy, chłopak wyszedł z łazienki w samych dresach i wilgotnych włosach. Może i jestem pizdą, ale w tym momencie to walę. Ten facet wyglądał lepiej niż dobrze. Kilka tatuaży zdobiło jego obojczyki, a na lewym ramieniu swoje miejsce znalazł jeden z większych tatuaży. Calum nie był jakoś specjalnie wysportowany czy umięśniony, ale i tak nadal wyglądał dobrze. Bardzo dobrze do cholery. Ja w porównaniu do niego wyglądałem trochę pokracznie. Szerokie ramiona i wąska talia, a całą resztę wieńczyły długie i szczupłe nogi. Tak jakby każda część mnie pochodziła od kogoś innego. Po raz kolejny dzisiejszego dnia przyłapałem siebie na zbyt długim wpatrywaniu się w Caluma. On albo to zauważył i zignorował albo nie dostrzegł tego. Usiadł na krześle naprzeciwko mnie i chwycił w dłoń kubek z kawą i upił kilka łyków po czym wziął jedną kanapkę w dłoń i rozpoczął konsumpcję. 

— Na którą masz zajęcia?
— O dziesiątej pierwszy wykład, a potem godzina przerwy i znowu wykład. Nienawidzę czwartków, zawsze wtedy mam najwięcej zajęć.
— To dzisiaj odpuszczasz sobie te super ważne i ciekawe wykłady z genetyki i spędzasz dzień ze mną. Nie przyjmuję odmowy – posłał w moją stronę tak szeroki uśmiech, że wokół jego oczu pojawiły się zmarszczki. 

Stwierdzam, że uśmiech Caluma Hooda zaczyna zaliczać się do moich ulubionych rzeczy. 







$
Halo, jest tutaj ktoś jeszcze?
Przepraszam, że teraz tak rzadko mogą pojawiać się rozdziały lub gorszej jakości, ale mam urwanie głowy w nowej szkole :(

Postaram się to wszystko systematycznie ogarniać, ale nic nie mogę obiecać.

W każdym bądź razie łapcie rozdział!

Jak sądzicie, Hemmo zgodzi się na propozycję Caluma czy może jednak dalej pozostanie lamerem?

Kocham was kluski, żyjcie jakoś!

ps
zapraszam na "please, come back" o Muke'u

oraz na

"please, don't go" o Cashtonie!

let's make a deal $ cakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz