Czwartek, 25 kwietnia 2019, godzina 10.09
— Nie ma mowy Cal. Nie opuszczę zajęć. Nie zdarzyło mi się jeszcze nie iść na wykład w ciągu tych dwóch lat – spojrzałem na niego niepewnie i badałem wzrokiem jego reakcję.
— Z tego co wiem to jakiś tydzień temu nie poszedłeś na zajęcia – uśmiechnął się z tym cwaniackim błyskiem w oku i przygryzł wargę. Cholera.
— Wtedy to była wyjątkowa sytuacja więc się nie liczy.
— Nie jęcz Luke tylko chodź. Życie nie kręci się tylko wokół nauki i studiów. Trzeba czasami się rozerwać, by nie zwariować.
— Tyle, że ja nie znam innego życia oprócz nauki – spuściłem głowę i nagle moje place u dłoni stały się tak bardzo interesujące.Chłopak podszedł do mnie i placem wskazującym razem z kciukiem podniósł mój podbródek do góry bym na niego spojrzał. Miał teraz dziwne, nieodgadnione spojrzenie. Mieszało się tam rozbawienie, a jednocześnie jakieś inne, dziwne uczucie, które wywołało u mnie dreszcz wzdłuż kręgosłupa i zatrzymywało się na jego palcach dotykających mojej twarzy.
Uśmiechnął się delikatnie i odchrząknął nieznacznie, jednocześnie zabierając swoją dłoń i odsuwając się na pewną odległość. Teraz na jego ustach zaczął błąkać się ten uśmiech znany z tego, że osoba, która go posiadała wpadała nagle na genialny pomysł, który obowiązkowo trzeba zrealizować. Spojrzałem na niego z pytaniem wymalowanym na mojej twarzy przez co uśmiech bruneta poszerzył się jeszcze bardziej.
— Co kombinujesz? – spytałem niepewnie.
— Nic, a nic. Pomyślałem tylko, że skoro nie znasz nic innego tylko książki to ja chętnie to zmienię i pokażę ci jak powinien bawić się facet w wieku dwudziestu paru lat – myślałem, że jego uśmiech nie może być już szerszy, a tu proszę: taka niespodzianka.
— Nie jestem pewny Calum czy to dobry pomysł.
— To jest genialny pomysł. Wierz mi, że poza nauką i notatkami też jest całkiem fajne i znośne życie. Tylko trzeba odpowiednio spoglądać wokół siebie. A teraz raz, dwa ubieraj się i idziemy pochodzić po mieście. Pokażę ci kilka fajnych miejsc – po czym puścił w moją stronę oczko i zniknął w prowizorycznej kuchni nie wiadomo po co.W sumie bardzo dobrze, że to zrobił, bo na moją twarz wystąpiły lekkie rumieńce, co czasami było cholernie niekomfortowe, a w tej sytuacji zwłaszcza. Zastanawiałem się czy aby na pewno dla mnie jest takie typowe studenckie życie i zabawy przeplatane gdzieniegdzie pojawianiem się na wykładach. Wiedziałem, że będąc nadal takim zamkniętym w sobie facetem mogę daleko tak nie pociągnąć i w końcu wpaść w depresję, która już raz próbowała złapać mnie w swoje sidła, ale na szczęście udało mi się ten kryzys zażegnać. Przynajmniej prowizorycznie.
Poszperałem chwilę w półce z ubraniami i znalazłem parę czarnych jeansów, koszulkę z logo Sum 41 i zniknąłem za drzwiami łazienki uważając, by tym razem nie zrobić sobie żadnej krzywdy. Średnio widziała mi się wizja drogi, w najgorszym wypadku, do szpitala z rozwalonym łukiem brwiowym lub złamaną którąś częścią ciała. Tym bardziej, że był tutaj Calum, a przed nim nie chciałem pokazać się jako niezdarny i ślamazarny facet. Czysty honor, nic więcej.
— Co zamierzasz ubrać? Nie wiem czy twoje wczorajsze ubrania już wyschły – wychyliłem się zza drzwi i spojrzałem na chłopaka siedzące na łóżku i sprawdzającego coś na swoim telefonie. Nadal miał na sobie moje dresy.
— Wyschły. Sprawdzałem, ale jestem zbyt leniwy, by się przebrać – uśmiechnął się, ale nie podniósł głowy znad smartfona.
— Okej, ja jestem gotowy. Teraz ty się ubierz śpiochu, jak już masz mnie deprawować.
— Nie zamierzam cię deprawować, Lucas – spojrzał na mnie znacząco. — Chcę tylko pokazać ci ciekawe aspekty życia.Postanowiłem nawet przełknąć to, że użył słowa Lucas. Nie, nie imienia. Słowa, którego nienawidziłem i nienawidzić będę do końca życia i trzy dni dłużej dla pewności, że umarłem. Brunet leniwie wstał z łóżka, wyminął mnie i tak jak ja chwilę temu, zamknął się w łazience. Wyszedł po niespełna trzech minutach już ubrany i ogarnięty. Zabrałem ze stołu klucze od mieszkania, telefon, portfel i ruszyłem za chłopakiem, który już stał za drzwiami czekając na mnie. Na jego opalonej twarzy gościł mały uśmiech.
Wyszliśmy na chodnik przed domem. Calum stał chwilę i zastanawiał się którędy iść. Wybrał w końcu drogę w prawo. Szliśmy Lincoln Way przez dłuższą chwilę, która tak naprawdę trwała z dobre pół godziny. Potem znaleźliśmy się na Frederick Street.
— Nie chce mi się łazić. Chodź – nim zdążyłem jakkolwiek zareagować zostałem wciągnięty do tramwaju, który właśnie miał odjeżdżać.
— Chcesz mnie zabić? Prawie zginąłem przez tą twoją nagłą zmianę planów – chłopak nie powiedział nic tylko uśmiechnął się przepraszająco. — Gdzie w ogóle zamierzmy jechać?
— Nie mam pojęcia. Chcę zobaczyć San Francisco z innej strony. Nie imprez, klubów i barów tylko z perspektywy ludzi, którzy codziennie muszą pracować.
— Ty też przecież pracujesz.
— Wiem, ale to nie jest to samo. Praca barmana to nie jest i nigdy nie było to, co chciałem robić w życiu – spojrzał na mnie chwilę i zaraz po tym odwrócił wzrok w stronę okna.
— To co chcesz robić?
— Chciałbym grać. Nie tak sobie w mieszkaniu w zaciszu czterech ścian, tylko dla kilkunastu tysięcy ludzi. Jeździć po całym świecie. Poznawać różnych ludzi i kultury. Zobaczyć kawałek innego życia. Muzyka zawsze była dla mnie całym światem. Nie wyobrażam sobie tego, że miałoby jej nie być w moim życiu. Dlatego też zdecydowałem, że będę studiował coś, co w jakiś sposób nawiązuje do mojej pasji – uśmiechnął się i wrócił spojrzeniem na moją osobę. — A ty? Co chciałbyś robić?
— Sam nie wiem. Medycyna zawsze mnie fascynowała. Zawsze chciałem być kimś, ale oprócz moich zapałów znalazł się tutaj jeszcze nacisk rodziców, którzy wpajali mi, że muszę być osobą ważną i szanowaną. Nawet jeśli często miałem zawahania to i tak nigdy nie pozwolili mi porzucić studiów. A czasami zastanawiam się co ja tutaj w ogóle robię. Czasami mam ochotę się spakować i wrócić do rodziców, ale nie chcę ich najzwyczajniej zawieźć.
— Pomyślałeś kiedyś o sobie? Nie o rodzicach i o tym czego od ciebie oczekują, ale o tym co chcesz osiągnąć?
— Oczywiście, że tak. Już ci mówiłem, że zawsze chciałem studiować medycynę, ale dławi mnie to, że czuję taki ogromny nacisk ze strony rodziców. Poza tym wiem, że moje życie idzie w takim kierunku jakim powinno iść.
— Ciągła nauka, obowiązki i zero życia towarzyskiego? To jest twój "odpowiedni kierunek"? – spojrzał na mnie wymownie.
— Nigdy nie miałem "styczności" z życiem imprezowym czy jakimkolwiek innym. Zamiast ze znajomymi z liceum iść na imprezę wolałem posiedzieć w domu i czytać książkę. Z domu trzeba było wyciągać mnie siłą, a i tak bardzo często takie wyjścia kończyły się moim szybkim powrotem do domu więc uznałem, że to bez sensu.Nie powiedział nic więcej tylko znowu utkwił wzrok w widoku za oknem. Po krótkiej podróży wysiedliśmy na Haight Street – ulicy, na której znalazłem się po raz pierwszy od momentu zamieszkania w San Francisco. Nie wiem czy przez przypadek czy umyślnie, Calum złapał mnie za dłoń i splótł nasze palce. Poczułem się naprawdę dziwnie, ale nie zamierzałem nic mówić. Czekałem na moment aż chłopak sam się zorientuje. Nastąpiło to dopiero po pięciu minutach dalszej drogi.
— Idziemy do Happy Donuts! Mają tam najlepsze pączki w San Francisco. Oh... – spojrzał najpierw na mnie, a dopiero na nasze splecione dłonie. Patrzył na nie chwilę i puścił mnie, a ja poczułem dziwną pustkę. Coś czego chyba nie powinienem czuć. — Przepraszam, jak długo tak szliśmy?
— Jakieś pięć minut – uśmiechnąłem się w jego stronę, a z jego twarzy zniknęło zakłopotanie i zastąpił je szeroki uśmiech.
— Chodź na te pączki, zgłodniałem – zaśmiał się i po całej tamtej sytuacji nie został ani ślad.Przeszliśmy kawałek, a po moich plecach w pewnym momencie przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
— Calum, odwróć się i idziemy w drugą stronę albo zacznij mnie całować. Wybierz jedno – wyrzuciłem na jednym wydechu.
Chłopak stanął w miejscu i patrzył na mnie pytającym wzrokiem. Nie mogłem wydać z siebie głosu na widok osoby, która coraz bardziej zbliżała się w naszą stronę.
Co ona tu robi?
$
halo halo, jestem!mamy kolejny rozdział, który udało mi się sklecić. miał być wczoraj, ale nie znalazłam dosyć czasu, by go opublikować.
jak się wam podoba? jak myślicie kogo spotkał Luke? i co wymyśli Calum?
CZYTASZ
let's make a deal $ cake
FanfictionLuke to student na drugim roku medycyny. Dla niego liczy się tylko nauka. Można rzec, że jest typowym nerdem. W jego dość nudne życie spektakularnie wkracza Calum, student muzykologii, który jest jego zupełnym przeciwieństwem. W nietypowy sposób poz...