rozdział trzydziesty siódmy

395 60 5
                                    

Wtorek/Środa, 30 kwietnia/1 maja, 2019, godzina 07.38/02.09

Calum

— Mam skopać ci dupę teraz czy jak wrócimy do mojego mieszkania?

Wychyliłem głowę przez otwartą szybę pożyczonego na szybko wozu i spojrzałem na blondyna siedzącego na krawężniku. Twarz ukrytą miał w dłoniach i wydał z siebie bliżej niezidentyfikowany dźwięk.

— Możesz zacząć nienawidzić mnie jutro? Proszę?
— Wsiadaj księżniczko.

Otworzyłem drzwi pasażera i gestem dłoni zaprosiłem blondyna do środka. Ten niechętnie wstał i równie niechętnie wsiadł do auta. Drzwi zatrzasnął z lekkim hukiem i jęknął cicho.

— Zabij mnie i schowaj zwłoki gdzieś na plaży.

Zaśmiałem się pod nosem i odpaliłem silnik. Ruszyliśmy powoli Jefferson Street w stronę mojego mieszkania. Żaden z nas podczas całej drogi nie odezwał się ani razu. W tle tylko cicho grała przypadkowa piosenka z radia.

Gdy w końcu znaleźliśmy się w moich kilku kątach, Michaela już nie było. Nie chciałem wnikać gdzie lub po co znowu tak wcześnie wybył. Za to blondyn w ułamku sekundy zamknął się w łazience. Nie zdołałem nawet zapytać czy chce coś zjeść. Luke od pewnego czasu naprawdę zachowywał się dziwnie.

Zapukałem lekko w drzwi łazienki.

— Luke. Otwórz, proszę.
— Idź sobie i pozwól mi zostać kulką smutku.

Mimo, że w jego głosie wyczuwalne było załamanie to wiedziałem, że się uśmiecha przez sposób w jaki zabrzmiało to, co powiedział

— Nie graj jakiejś królowej dramatu. Jesteś na to za stary.

Czekałem, a chwilę potem w drzwiach udało usłyszeć się charakterystyczny dźwięk otwieranego zamka. Popchnąłem lekko drzwi, a moim oczom ukazał się chyba jeden z najżałośniejszych widoków jakie kiedykolwiek udało mi się widywać. Na samym środku, na zimnych panelach siedział zgarbiony Luke.

Bez większego przemyślenia całej sprawy podszedłem do blondyna i usiadłem tak, że moje nogi znalazły swoje miejsce wokół jego ciała. Przybliżyłem się jeszcze i ramionami oplotłem jego szyję. Luke bez chwili zawahania wtulił się we mnie i oparł głowę o moje prawe ramię. Swoje dłonie przeniosłem w jego gęste i lekko kręcone blond włosy. Zacząłem je przeczesywać, otrzymując tylko cichy dźwięk aprobaty, a on jeszcze tylko bardziej do mnie przylgnął. Jak mała koala.

Postanowiłem nic nie mówić, bo wiedziałem, że w tamtym momencie jakiekolwiek słowa są zbędne, a nawet zakazane. To był ten jeden z intymnych momentów gdzie nic ani nikt nie powinien przeszkadzać. Ta chwila należała tylko do nas i pokazywała, że mimo krótkiej znajomości Luke jest w stanie mi w stu procentach zaufać i przekazać wszystko to, co go męczy. W którymś momencie nawet zacząłem składać delikatne pocałunki na czubku jego głowy i wdychałem zapach jego miętowego szamponu do włosów. Poczułem też, że ręce Luke'a owijają się wokół mojego pasa tak, że teraz praktycznie całym ciałem do mnie przylegał.

Przerasta mnie to wszystko – wychrypiał w materiał mojej koszulki. Złożyłem kolejny pocałunek na jego głowie. — Mam serdecznie tego dość.
— Przede wszystkim powiedz mi co się stało, że zniknąłeś na pół wieczoru i całą noc? Myślałem, że Amelia zniszczy Michaela jak cię nie znajdzie.

Blondyn zaśmiał się cicho. Na moje usta wkradł się delikatny uśmiech na dźwięk jego delikatnego śmiechu. To była jedna z niewielu rzeczy, która była w stanie tak szybko poprawić mi humor. No oprócz mopsów. One zawsze poprawiały mi humor.

let's make a deal $ cakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz