rozdział czterdziesty dziewiąty

304 46 29
                                    

Piątek, 29 listopada 2019, godzina 22.10

Ten dzień był i jeszcze przez długi czas będzie dla mnie najgorszym dniem w moim życiu.

To właśnie w piątek, pod koniec listopada wszystko się zmieniło.

Do San Francisco wróciłem dwa, może trzy dni temu. Po mojej ostatniej rozmowie z Calumem całą noc nie mogłem zasnąć. Przewracałem się z boku na bok, a i tak każda pozycja była niewygodna. Wtedy uświadomiłem sobie, że jedynym miejscem gdzie mogę spokojnie zasnąć są ciepłe ramiona bruneta.

Wtedy cały świat przestaje wokoło istnieć. Nie ma nic oprócz ciepła jego rąk i delikatnych pocałunków na mojej twarzy. To było wszystko czego potrzebowałem i przede wszystkim: czego chciałem.

I na własne pieprzone życzenie, wszystko to w ciągu kilku godzin utraciłem.

Był piątek. Koniec listopada. Na dworze było zimno. Taka pogoda, deszczowa i pochmurna od kilku dni utrzymywała się na całym zachodnim wybrzeżu. Razem z pogorszeniem się pogody również i moje samopoczucie uległo drastycznej zmianie na gorsze. W ciągu tego tygodnia zdążyłem chyba wypić cały zapas moich herbat owocowych. Piłem ich tyle, że w końcu zacząłem je nienawidzić.

Czysty paradoks.

W którymś momencie, kolejnej godziny spędzonej na bezczynnym leżeniu i wgapianiu się w sufit, w końcu stwierdziłem, że muszę coś ze sobą zrobić.

Jak nigdy ubrałem się w moje najlepsze wyjściowe ubrania, ułożyłem włosy, które swoją drogą potrzebowały wizyty u fryzjera i wyszedłem na zewnątrz. Deszcz przestał padać kilka godzin temu, ale zamiast tego było cholernie zimno.

Bez większego celu ruszyłem przed siebie. Po raz kolejny, paradoksalnie, znalazłem się w klubie, w którym spotkałem się z Calumem. Zamówiłem kilka kolejek wódki i zwyczajnie poszedłem się bawić.

Wiem, że musiałem odreagować i choć na moment zapomnieć o tym wszystkim.

Jak przez mgłę pamiętam wszystko co działo się potem. Jakaś dziewczyna. Drink dla niej, kolejny kieliszek wódki dla mnie. Droga do mojego mieszkania i tam przekreślenie wszystkiego co zdołałem stworzyć z Calumem.

Rano nie pamiętałem praktycznie nic. Tylko moment, gdy całowałem tą dziewczynę, przemknął mi przez myśl Calum.

Zwlokłem swoje ciało z łóżka i przeszedłem do łazienki. Opłukałem twarz zimną wodą, a w tym samym momencie zdołałem usłyszeć dźwięk dzwonka do drzwi.

Wyszedłem z łazienki i otworzyłem drzwi wejściowe. A raczej przekręciłem zamek i odszedłem.

Do środka ktoś wszedł. Jednak wiedziałem kim ten "ktoś" był.

— Calum...
— Nie odzywaj się. Musimy porozmawiać. Teraz.

Ton jego głosu nie zdradzał nic dobrego.

I jak zwykle – nie myliłem się.







$

zaraz dodam epilog + napiszę więcej właśnie tam

let's make a deal $ cakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz