rozdział trzydziesty dziewiąty

401 55 30
                                    

Wtorek, 16 lipca 2019, godzina 23.09

— Po co mnie tu ciągniesz?
— Czy ty musisz zadawać tyle pytań? Zaufaj mi – cmoknąłem go lekko w usta.

Skąd ci się Lucas takie czułości załączyły, hm? Jeszcze kilka miesięcy to bałbyś się kogoś za rękę złapać.

Pokręciłem z dezaprobatą na swoje własne, głupie myśli i odwróciłem się w stronę okna. Przyglądałem się mijanym budynkom, chodnikom i ulicom. Nawet jeśli było przed północą, na ulicach jeszcze chodziło kilku ludzi. Jednak – jak to w dużym mieście – przeważała liczba osób w wieku plus, minus dwadzieścia parę lat.

Nie miałem konkretnego planu co do tego co teraz robiliśmy. Zrobiłem to spontanicznie, ale miałem nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze.

Wysiedliśmy po kilkunastu minutach jazdy. Chodniki Osiemnastej Ulicy o tej porze świeciły pustkami. Złapałem Caluma za rękę i poprowadziłem w stronw najbliższego całodobowego sklepu. Jedynym takim budynkiem tutaj był Bi-Rite Market. Wszedłem pewnym krokiem i od razu skierowałem się do działu z alkoholami.

— Nadal nie wiem co ty kombinujesz Luke.
— Teraz ja też nie wiem.

Brunet spojrzał na mnie jak na idiotę, ale nic więcej nie powiedział. Rozglądałem się po regałach zastawionych butelkami wódki aż w końcu wziąłem jedną z tańszych flaszek i ruszyłem do kasy. Tam chwyciłem jeszcze szybko dwie paczki prezerwatyw. Pomińmy tylko dziwny wzrok kasjerki, gdy płaciłem jej za swoje "zakupy".

Calum przez cały ten czas nie odzywał się ani słowem. Tylko patrzył. Może to i lepiej, bo gdyby spytał się po raz kolejny co ja robię – nie miałbym pojęcia co powiedzieć.

Kilkanaście minut później już znajdowaliśmy się na Oakwood Street – ulicy, która była naszym celem. A dokładniej jedno z mieszkań tam.

Zwykły, biały kilkupiętrowy budynek wyglądał dość ponuro i nędznie w świetle ulicznych latarni, ale żaden z nas nie zwracał na to uwagi. Pociągnąłem Caluma za sobą do jednych z drzwi.

— Pytam po raz kolejny, co ty odpieprzasz?
— Zaraz się przekonasz. Stań za mną.

Brunet niepewnie stanął za mną, ale już nic nie powiedział. Zadzwoniłem dzwonkiem i czekałem. Nie byłem nawet pewny czy mój plan wypali, ale gdy drzwi po chwili się uchyliły i pojawił się w nich zdezorientowany Ashton od razu na moje usta wpłynął uśmiech.

— Zanim cokolwiek powiesz daj mi coś powiedzieć. Mówi ci to coś? – wystawiłem przed siebie butelkę wódki i opakowania prezerwatyw. Blondyn spojrzał na mnie dziwnie, ale na jego usta wpłynął malutki uśmiech.
— Nie wiem co ty odwalasz, ale taki prezent dałem Hoodowi na jego urodziny, a potem jego matka mnie znienawidziła.

Nagle zza mnie wyłonił się brunet i stanął obok mnie. Ashton z jeszcze większym zdezorientowaniem przeleciał po nas wzrokiem, ale najdłużej spojrzenie skupił na Calumie.

— Wcale cię nie znienawidziła tylko stwierdziła, że jesteś idiotą. No może nie do końca tak, ale to miała chyba na myśli.
— No, więc z okazji moich urodzin, które w sumie już się skończyły, ale mniejsza, wpadliśmy do ciebie – zignorowałem wypowiedź Caluma.
— Wiecie idioci, że jest środek nocy?
— Nie masz pięćdziesięciu lat, a dwadzieścia cztery, więc powinieneś się bawić – Calum wtrącił swoje trzy grosze.
— Wchodźcie.

Ashton ustąpił nam miejsca i przepuścił, bym mógł wejść wraz z Calumem. W mieszkaniu Irwina byłem tak naprawdę tylko kilka razy, które jestem w stanie policzyć na palcach obu dłoni.

Krótki korytarz, mała kuchnia po prawej stronie i sypialnia naprzeciwko. Czasami zastanawiałem się czy jego mieszkanie nie jest nawet mniejsze od moich kilku kątów.

Calum przeszedł do malutkiego salonu na wprost, a ja wraz z Ashtonem zniknąłem na moment w kuchni.

— Co ty odpierdalasz Hemmings, że już tak muszę powiedzieć?
— Ratuję twoją przyjaźń idioto. Do końca życia macie zamiar grać obrażonych gówniarzy? – nie chciałem, by Calum słyszał naszą rozmowę.
— Nie musisz za mnie próbować ratować tego co nie ma już sensu istnieć!
— Nie krzycz na mnie debilu.
— To nie był krzyk – spojrzał na mnie tym swoim chatakterystycznym wzrokiem.
— Koniec, napijecie się i wtedy pogadacie.
— Mamy pić w środku nocy?
— Kurwa jak ja was wszystkich nienawidzę w tym momencie.

Wypchnąłem blondyna z kuchni i skierowałem do salonu. Z początku zapadła nie zręczna cisza, ale zaraz odezwał się Calum.

— Słyszałem waszą rozmowę. Ashton ma rację Luke. Nie musisz próbować naprawiać tego co już praktycznie nie istnieje – uśmiechnął się smutno w naszą stronę.

Zamiast cokolwiek powiedzieć wziąłem spory łyk wódki i usiadłem na podłodze.

— Wiecie co? W dupie mam wasze co chcecie, a co nie chcecie. Nie mam zamiaru patrzeć jak mój najlepszy przyjaciel próbuje spartolić przyjaźń z innymi gościem.

Pociągnąłem kolejny spory łyk z butelki, a zaraz za mną ruch powtórzył Calum i na końcu niepewnie Ashton.

Trochę później, a dokładnie pustą butelkę później, wszyscy trzej siedzieliśmy już na podłodze. Calum po mojej prawej obejmował mnie w pasie, a Ashton po mojej lewej opierał swoją głową o mój bark. Zapadła między nami chwilowa cisza, ale zaraz brunet i blondyn odezwali się równocześnie.

— Jesteście gorsi niż dzieci. Irwin co chciałeś? – czemu tylko ja nadal byłem tutaj najbardziej rozumującym facetem?

Ashton oderwał się ode mnie i podniósł do pozycji siedzącej. Spojrzał na Caluma i zaraz na jego usta wpłynął uśmiech. Nie do końca chyba ogarniałem co się dzieje, bo Calum też podniósł się i spojrzał na Ashtona.

Nagle jakby nigdy nic wpadli sobie w ramiona, a u któregoś z nich zdołałem usłyszeć ciche pociąganie nosem i stłumione słowa:

— Nadal jesteś idotą – to głos Caluma?
— Ty tak samo, ale nadal brakuje mi twoich nieśmiesznych żartów.
— One zawsze były śmieszne. Każdy się śmiał. 
— Robiliśmy to z litości żebyś nie ryczał potem.
— Nienawidzę was za to.

Po czym oboje wybuchnęli śmiechem i oderwali od siebie. Ashton miał zaróżowione i załzawione policzki, ale na jego ustach tkwił szeroki uśmiech. Calum za to miał w oczach łzy, ale usilnie starał się, by nie ujrzały światła dziennego. Mimowolnie sam się uśmiechnąłem, bo wiedziałem, że mój plan jednak wypalił.

Uratowałem czyjąś przyjaźń, a kto uratuje mnie przed popełnianiem kolejnych głupich błędów?

To było pytanie retoryczne ty tam od lewej. Pamiętaj, cały czas cię obserwuję.









$

hej klusie,

wiem, że mnie tutaj nie było przez ponad tydzień, ale musiałam ogarnąć parę spraw, ale teraz już jestem!

i zaczynamy maraton! tak, dobrze czytacie. robię malutki maraton.

ile rozdziałów chcecie jeszcze? 2? 3?

kocham was, piszcie co tam u was i w ogóle

~ kluska

let's make a deal $ cakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz