rozdział dwudziesty dziewiąty

390 50 11
                                    

Niedziela, 26 kwietnia 2019, godzina 19.06

Calum

Kolejny dzień nie był zbyt ciekawy pod względem mojego samopoczucia. Mianowicie dlatego, bo ni stąd ni zowąd około godziny dziewiętnastej w moich drzwiach pojawiła się Megan. Nie byłem gotowy, by teraz po tym co się dowiedziałem móc się z nią normalnie skonfrontować, by nie wynikła z tego kolejna awantura na połowę bloku. Mimo tego postanowiłem udawać, że nie wiem nic o jej wyskoku z Jame'em i czekać aż sama się przyzna.

— Miałeś zadzwonić, gdy tylko ochłoniesz. Minęło kilka dni...
— Najwidoczniej jeszcze nie ochłonąłem. Wchodź – nie jest moją winą to, że byłem taki oschły. Po prostu w środku wszystko się we mnie gotowało.
— Nie musisz być taki wredny. Przyszłam porozmawiać.
— Megs, gdybyś była na moim miejscu nie wiem czy byłabyś cała w skowronkach.
— Okej, może i masz rację.

Ruszyła w kierunku salonu. Za to ja skierowałem się do kuchni, by zrobić nam herbatę. Ostatnio zauważyłem, że pochłaniam herbatę hektolitrami. Nie wiem czym to jest spowodowane, ale jeżeli tak dalej będzie szło to wykupię wszystkie zapasy herbaty w supermarketach. 
Tak czy inaczej stałem przy wyspie kuchennej i rękoma przytrzymywałem się blatu. Mimo, że rozmowa z Michaelem jako tako naświetliła mi całą sytuację nie tylko z Megan, ale i z Luke'iem to i tak nadal w myślach prowadziłem niezłą wojnę. To było coś na kształt typowego huraganu, który niedosyć, że sieje spustoszenie to jeszcze tak naprawdę pozostawia po sobie długo odczuwalne skutki. Tak i było tym razem. Wiedziałem, że nie ważne jaką decyzję mógłbym podjąć to i tak któraś ze stron będzie niezadowolona. Mętlik w głowie rósł z każdą minutą i momentem gotowania się wody na herbatę. Po chwili siedziałem już w salonie na przeciwko Megan. Próbowałem zachować dystans, a przynajmniej sprawić takie wrażenie.

— Będziemy teraz tak siedzieć i tylko patrzeć się na siebie? – po pokoju rozszedł się głos kobiety.
— Nie wiem. To ty mi powiedz.
— O co ci w ogóle chodzi Calum?
— Mi zupełnie o nic.
— Przestań odgrywać pieprzoną drama queen i zacznij zachowywać się jak na faceta przystało – w jej głosie znowu zaczynało być wyczuwalne zirytowanie.

O nie, nie mam ochoty na kolejną bezsensowną kłótnię. Za bardzo jestem tym zmęczony.

— Okej, przepraszam Megs. Jestem po prostu trochę zmęczony.
— Może powinieneś odpocząć? Mogę zostać i obejrzymy jakiś film albo zrobimy sobie maraton Two Broken Girls?

W tym samym momencie usłyszałem dźwięk przychodzącego smsa. Wziąłem telefon ze stolika i gdy zobaczyłem adresata wiadomości na moje usta wkradł się mały uśmieszek.

Od: Lukey

Wracam koło ósmej, zależy czy ten cholerny korek się dzisiaj ruszy. W sumie nie wiem po co ci o tym mówię, ale uznałem, że chciałbyś wiedzieć...

Jak myślicie co wybrałem?

Dochodziła dwudziesta czterdzieści pięć gdy znalazłem się przed domem Hemmingsa. Nie miałem konkretnego planu co do tego spotkania. Nie miałem w ogóle przychodzić do niego, bo wiedziałem, że blondyn może być zmęczony podróżą, a mimo to pojawiłem się tutaj i czekałem na niego.

Usiadłem na schodach prowadzących do głównych drzwi i wyciągnąłem z kieszeni bluzy paczkę papierosów. Wyjąłem jednego i podpaliłem zapalniczką. W momencie zaciągnięcia pierwszego oddechu do moich płuc dostał się dym jednego z moich ostatnich papierosów. Musiałem zaopatrzyć się w nową paczkę. Drugą już w tym tygodniu. Miałem rzucić to cholerstwo dawno temu, a przynajmniej tak sobie wmawiałem przy zakupie każdej nowej paczki. I tak rzucam już dobre pół roku.

Palić zacząłem niedawno, bo zaledwie rok temu. Wyszło to co najmniej samo z siebie, a nie z jakiegokolwiek stresu czy co gorsza namawiania innych. Fakt, często taki papieros pomagał mi chociaż na chwilę nie myśleć o czymś stresującym bądź denerwującym, ale często sięgałem po paczkę z czystych nudów, by zabić czas podczas przerwy między wykładami czy przerwę w pracy. Czysta nuda zagoniła mnie w ten jeden z najgorszych nałogów.

Oprócz rozmyślania o tym, moją głowę zaprzątał obraz tego uśmiechniętego faceta o cholernie seksownych niebieskich oczach. Nawet gdybym chciał to nie umiałem wyrzucić z podświadomości obrazu jego osoby czy co gorsza teraz – smaku jego ust na moich. Nie powiem, że ten pocałunek nic nie znaczył. Właśnie wręcz przeciwnie – dla mnie samego znaczył dużo. Dawał mi poczucie, że ten facet w jakimś stopniu już jest mój albo przynajmniej niedługo będzie. Nie wiem jak to wszystko wyglądało z perspektywy Luke'a, ale nie podejrzewam go o to, że jego inicjatywa z tym pocałunkiem wyszła po prostu, bo tak. Gdzieś tam w środku cieszyłem się, że w niektórych sytuacjach to właśnie on zaczynał przejmowć inicjatywę. Cholernie byłem zadowolony z tego, że wpadłem wtedy na niego i oblałem go tą colą, a potem z naszego kolejnego spotkania tym razem w klubie.

Jednak w tym wszystkim pojawia mi się jakiś błąd. Luke nie chce bardziej angażować się w naszą relację, bo wie, że mam na głowie Megan i "nasze" dziecko, a on nie wie, że szatynka zdradziła mnie i to z tamtym facetem zaszła w ciążę. Musiałem jak najszybciej uświadomić o tym Luke'a.

Moje rozmyślania przerwał zdziwiony, ale zarazem lekko zadowolony głos blondyna.

A co było dalej to już wiecie. Teraz spadam, bo zaraz spóźnię się na zajęcia, a za to Mike mnie zabije.

Kurwa mać, Clifford! Za co ty mnie bijesz?! Nie moja wina, że opuściłem ostatnio kilka wykładów. Au! Dobra, kilkanaście! Pasuje? Mogę już iść?

Nienawidzę tego gościa, który śmie nazywać się moim przyjacielem.

Michael nie patrz tak na mnie.








$

tak jak obiecałam wczoraj: dodaję nowy rozdział

może jest nudny, może jest bez sensu, może jest nieciekawy, ale co z tego?

uwielbiam pisać i publikować te rozdziały. i uwielbiam patrzeć jak codziennie rośnie liczba wyświetleń, votes i komentarzy.

jesteście najlepsi. wszyscy bez wyjątku!

jedzcie klusi i bądźcie twardzi

kocham was, kluska

let's make a deal $ cakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz