rozdział ósmy

503 56 6
                                    

Sobota, 20 kwietnia 2019, godzina 07.01

Calum

Ja... To takie trudne Calum...
— Spokojnie Mike. Nikt ci nie karze wszystkiego mówić od razu. Nie zapomnij o oddychaniu – uśmiechnąłem się w jego stronę. Ledwo odwzajemnił gest.
— Ale ja nawet nie wiem od czego mam zacząć do cholery.
— Najlepiej od samego początku i kończąc na tym jak znalazłeś się ze Steiner Street na Anthony Street, nadal nie mogę tego rozkminić.

Spojrzał na mnie spode łba i upił łyk gorącej jeszcze herbaty. Wpatrywaliśmy się w siebie intensywnie aż Michael pierwszy odwrócił wzrok do okna. Nie odzywałem się. Wiedziałem, że jeśli będzie chciał mówić o czymkolwiek to sam zacznie. Taki właśnie był Clifford. Jeśli zaczynało się na niego naciskać z którejś strony, on automatycznie się zamykał i nie mówił nic. Mógłbym to porównać do ślimaka, który gdy czuje, że grozi mu jakiekolwiek niebezpieczeństwo, chowa się w swojej muszli. Michel właśnie taki był. Cichy i często zamknięty w sobie. Trzymający swoje problemy dla siebie. Rzadko kiedy mówił, że coś nie tak, a gdy już to robił to musiało być naprawdę poważnie lub zaczynał sobie z tym nie radzić. Chyba nadszedł jeden z takich momentów.

— Czasami zastanawiam się po co wybrałem w ogóle psychologię jako kierunek studiów.
— Zawsze mówiłeś, że chcesz pomagać ludziom zwalczać ich problemy. Może dlatego?
— To nie ja tego chciałem. Tylko moi kochani i wspaniałomyślni rodzice kazali mi iść na jakieś poważne studia. A ja chciałem tylko iść do City College of San Francisco na Sztukę, Zastosowanie i Komunikację Artystyczną, a gdzie wylądowałem? Na jakiejś jebanej psychologii, na jakimś jebanym najlepszym uniwersytecie, wśród jakichś jebanych idealistów. Czuję się tam jak w klatce Calum. Miałem tego dość. Wytrzymałem trzy lata tam i w końcu postawiłem rodzicom sprawę jasno. Rzucam te studia, a aplikuję na te, o których marzyłem. I wiesz co? Powiedzieli mi, że jestem najgorszym dzieckiem jakie mogli mieć. Że pokładali nadzieje, że jednak te niepoważne studia wybiją mi z głowy, zastępując je psychologią. No to się niestety przeliczyli. Ich synek nie zamierza zostać psychologiem tylko ikonologiem. Tak kurwa, marzy mi się szukanie powiązań między dziełem sztuki, a środowiskiem w jakim powstało. Zamiast wysłuchiwać jakichś ludzi, chcę siedzieć przed jebanym obrazem Mony Lisy i doszukiwać się wszystkich tych jebanych szczegółów jakimi kierował się Da Vinci malując ją i dlaczego ten jej uśmiech jest taki tajemniczy. Wszystko byłoby okej gdyby nie powiedzieli mi, że przestają opłacać mieszkanie i mam się stamtąd wyprowadzić w ciągu tygodnia. Dlatego spakowałem walizkę i pierwszą osobą, o której pomyślałem, że może mi pomóc, byłeś ty – spojrzał na mnie przez chwilę, po czym znowu wzrokiem wrócił do okna. Upił kolejnych kilka łyków herbaty. — Dlatego jestem tutaj. I praktycznie przed tobą płaczę.

Zaśmiał się bez cienia humoru. Czułem, że jeszcze chwila moment i ten facet mi się tu rozpłacze jak małe dziecko, któremu zabrano lizaka. Nie lubiłem takich sytuacji, ale nie zdarzały się też tak często żebym ich nienawidził. Po prostu zawsze czułem się niekomfortowo gdy komuś waliło się życie, a ja zazwyczaj nic nie mogłem na to poradzić. Nie jestem egoistą, o nie. Ja tylko wolałem unikać czyichś problemów tak często i skrupulatnie jak to tylko było możliwe.

— Nie mam gdzie mieszkać. Nie mam rodziców żeby mi pomogli. Studiów też już nie mam. Wszystko się wali – pociągnął cicho nosem, a mimo tego, że jego wzrok był zwrócony ku oknu to i tak zauważyłem mieniące się łzy w jego zielonych oczach. — To wszystko zaczyna się robić po prostu śmieszne. Ja chcę tylko robić to co mnie interesuje, a nie to z czego będę miał forsę. Nie o to chodzi w życiu, by mieć miliony na koncie, a codziennie rano przeklinać każdy dzień za to, że muszę iść do takiej czy takiej pracy. Dobra, pieniądze też są ważne, ale cholera. Mam być lekarzem gdy interesuje mnie zupełnie co innego i widzę się w zawodzie inżyniera dźwięku? To zupełnie mija się z celem. Uczenie przez kilka lat, a potem pracowanie w zupełnie innym zawodzie. Mógłbym nawet pracować w KFC na kasie albo w Starbucksie, robić kawy i być z tego zadowolonym niż siedzieć za biurkiem po osiem godzin, wypełniać papierkową robotę i każdego wieczoru płakać nad tym jak bardzo nienawidzę tej pracy. Tak samo młodzi ludzie. Czemu to zazwyczaj rodzice wybierają dziecku kierunek dalszego kształcenia, a nie pozwalają samemu zdecydować? Nie rozumiem tego i chyba nie chcę zrozumieć, bo to tylko mnie jeszcze bardziej podkurwi. Przepraszam za język, ale jestem po prostu zły i smutny jednocześnie co daje żałosny pokaz załamania Michaela Cliffroda.

Zamilkł i teraz wpatrywał się w swój pusty już kubek po herbacie. Wzrokiem uważnie śledził każdy wzorek znajdujący się na przedmiocie i widać było, że intensywnie nad czymś myśli. Nie sądziłem, że Karen i Daryl Clifford będą aż tacy okrutni, że wyrzucą syna z mieszkania i każą radzić sobie na własną rękę. Wiedziałem, że nie zawsze jego relacje z rodzicami były idealne, ale nie był też takie tragiczne jak zapewne będą teraz. Wręcz się go wyrzekli. Który rodzic robi tak ze swoją pociechą, które w wieku dwudziestu paru lat jest jeszcze praktycznie małym dzieckiem tylko z wyglądem dorosłego? Młodym człowiekiem, który przy pierwszej lepszej porażce lub potknięciu może się kompletnie poddać i nie chcieć ruszyć dalej. To istna pomyłka takich ludzi nazywać "rodzicami". Tym bardziej, że wiem jaki jest Mike i wiem jak jest w stanie przeżywać taką sytuację. Gdyby to mi takie coś by się przytrafiło zapewne zlałbym rodziców i poszedł do pracy żeby zarobić na własne małe mieszkanie. Ale nie Clifford. On taki nie był. Wolał dostosować się do wymogów niż zawalczyć o swoje szczęście i potrzeby. Lepiej przytaknąć niż się wykłócać, prawda?

Po kolejnych pięciu minutach ciszy, które przerodziły się w pół godziny, a potem w godzinę w końcu odezwałem się w stronę załamanego chłopaka:

— Wiesz, że się przyjaźnimy. I wiesz, że możesz przyjść do mnie z każdym problemem, prawda? – skinienie głowy na znak zgody. — Dlatego też, chcę ci pomóc. Jak przyjaciel, przyjacielowi.
— Jak? – w jego głowie wyczuwalna była swego rodzaju niepewność.
— Zamieszkasz ze mną to jasne. Mieszkanie nie jest jakieś ogromne, ale coś się dla ciebie znajdzie. I przede wszystkim rzucisz studia na psychologii i przeniesiesz się na tę swoją ikonologię. Znajdziesz jakąś dorywczą robotę i będziesz dorzucał się do rachunków. Co ty na to?

Na jego twarzy od razu ukazał się szeroki uśmiech. Odłożył kubek na stolik znajdujący się naprzeciwko niego, wstał i podszedł do mnie, po czym wtulił się we mnie i ze łzami szczęścia w oczach, powiedział:

— Cholera, Calum kocham cię. Tak mocno cię kocham i dziękuję za wszystko.
— Jesteśmy przyjaciółmi więc to normalne, że chcę ci pomóc. Kiedyś mi się odwdzięczysz Mike.
— Będę najlepszym współlokatorem, obiecuję.
— Nie obiecuj tylko pokaż, że to zrobisz – zaśmiałem się cicho i trochę mocniej przycisnąłem do siebie starszego chłopaka.

Siedzieliśmy tak jeszcze chwilę aż w końcu Michael puścił mnie i pozwolił iść do siebie abym się wyspał, a ona postara się być jak najciszej. gdzieś po drodze jeszcze zaliczyłem prysznic i znalazłem się w swoim łóżku, które w tamtym momencie było tak przyjemnie wygodne, że już po pięciu minutach leżenia zasnąłem.

Czuję, że podjąłem dobrą decyzję oferując Cliffordowi to zamieszkanie razem.





$
witam kluchy!

oto i mamy kolejny rozdział wyjaśniający co tam się dzieje u naszego kochanego Mike'a.

przy okazji prezentuję zwiastun wykonany przez Kattyhatter, której bardzo bardzo dziękuję, bo jest dokładnie taki jaki chciałam żeby był! <3

kocham was

let's make a deal $ cakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz