Piątek, 9 sierpnia 2019, godzina 18.23
Był początek sierpnia, lato w San Francisco wyjątkowo w tym roku było nadzwyczaj zimne. Tylko pojedyncze dni trafiały się jako wyjątkowo ciepłe i pogodne. Resztę przysłaniały i chumry i co jakiś czas lecący z nieba deszcz.
Za to moje życie wręcz kwitło i kierowało się w dobrą stronę. Związek z Calumem kwitł jak nigdy wcześniej. Żaden z nas chociażby słowem nie wspominał o umowie. Tak jakby jej w ogóle nie było.
Któregoś dnia, chyba w piątek, siedziałem akurat sam w swoim mieszkaniu, ponieważ Calum postanowił spędzić czas z Michaelem, bo jak twierdził zaniedbał go ostatnio. Nie miałem nic przeciwko, a nawet byłem z tego zadowolony. W końcu mogłem spędzić dzień sam ze swoimi myślami i ulubioną muzyką oraz niezdrowym żarciem. Czyli to co studenci lubią najbardziej.
Byłem w trakcie tańczenia czegoś co w ogóle tańca nie przypominało do jednej z piosenek Green Day, która leciała ze starej wieży stereo, której używałem mając jedenaście lat, gdy ktoś zadzwonił do moich drzwi.
W momencie przystanąłem na środku pokoju i tępo wpatrywałem się w przedmiot oddzielający moje mieszkanie od reszty świata. Po chwili charakterystyczne dzwonienie ponownie rozległo się po moich czterech kątach.
Niepewnie podszedłem do drzwi i otworzyłem je, a za nimi zobaczyłem ostatnią osobę, której bym się tutaj spodziewał.
— Rena? Co ty tutaj robisz? – spojrzała na mnie, a ja dostrzegłem łzy mieniące się w jej brązowych oczach.
— Musimy porozmawiać. Mogę?
— Tak, tak. Jasne, wchodź.Cofnąłem się trochę i pozwoliłem jej przejść. Chwiejnym krokiem przeszła przez drzwi i skierowała się do głównego pomieszczenia. Ruszyłem powoli za nią.
— Chcesz coś do picia? Kawa, herbata?
— Herbatę jeżeli możesz – uśmiechnęła się, ale ten gest wcale nie dosięgał jej oczu.Zniknąłem w kuchni, by wstawić wodę. Wziąłem głęboki wdech i powoli wypuściłem powietrze.
Przez moją głową zaczęły przewijać się wszystkie najgorsze myśli i scenariusze.Po kilku minutach byłem już z powrotem przy Renie z kubkiem gorącej herbaty. Usiadłem obok niej na łóżku i spojrzałem na nią niepewnie.
— O czym chciałaś porozmawiać?
— O nas Luke – że co do cholery?
— Ja to o "nas"?
— O tym co się stało – spuściła wzrok na wzór odbity na porcelanowym kubku.
— Nie jesteś w ciąży, prawda? – to było jedyne sensowne pytanie przychodzące mi na myśl.Różowowłosa spojrzała na mnie jak na idiotę i zaśmiała się. Mimowolnie ulżyło mi, że to jednak nie jest powód naszego spotkania.
— Nie jestem na tyle głupia, by dać zrobić sobie dziecko. Chodzi mi o to, że... – urwała w pół zdania.
— O co chodzi? Rena, powiedz mi.
— Znaczyło to dla ciebie cokolwiek? – teraz jej pytanie zbiło mnie z tropu.Co powinienem odpowiedzieć? Przecież jeśli jej powiem, że dla mnie to była tylko chwilowa potrzeba bliskości to wyjdę na największego chuja na tym świecie. Ale jeżeli skłamię i powiem, że to miało dla mnie jakieś mniejsze lub większe znaczenie, wtedy dam jej złudną nadzieję na cokolwiek.
— Skąd w ogóle to pytanie Ren? – brawo mózgu.
Zapadła między nami cisza. Nie ta z rodzaju przyjemnych, których czasami potrzeba. Była to raczej uciążliwa i krępująca cisza.
— Dużo myślałam o tym co się stało. Wiem, że dość dużo wtedy wypiliśmy i w ogóle, ale mimo wszystko – zamilknęła na moment. — Mimo wszystko ja chyba coś poczułam Luke.
— C-co? – zakrztusiłem się swoją własną śliną. — Rena doskonale wiesz, że nic nas nie łączy.Odstawiła pełny kubek na stolik i odwróciła się w moją stronę. Spoglądała chwilę na moją twarz i w czasie nawet krótszym niż mrugnięcie okiem przycisnęła swoje usta do moich.
Z początku nie miałem pojęcia co się dzieje. I w momencie, gdy chciałem już oddać jej pocałunek w głowie pojawił mi się obraz Caluma. Nasza wspólna noc, a przede wszystkim pierwszym pocałunek.
Odzyskałem władzę w myśleniu i odepchnąłem od siebie Renę.
— N-nie możemy Rena. Nie możemy – ukryłem twarz w dłoniach i co chwilę powtarzałem jedno i to samo zdanie. — Nie możemy do cholery.
Wstałem i zacząłem nerwowo kręcić się po mieszkaniu. Po raz kolejny myśli stały się jednym wielkim nieskładnym kłębkiem. Rena podeszła do mnie. W jej oczach widziałem łzy, które lada moment wypłynęłyby na światło dzienne.
— L-luke, chociaż spróbujmy.
— Nie, Ren. Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Ten jeden raz był błędem. Zwykłym przypadkiem, który nie powinien mieć miejsca.Odsunąłem się od niej i ramionami oparłem się o wyspę kuchenną. Słyszałem jak głośno bierze oddech. Byłem bardziej niż pewny, że w końcu emocje puściły i po jej policzkach poleciały pojedyncze łzy.
Nie miałem sumienia spojrzeć jej w twarz chociaż wiedziałem, że cała ta sytuacja jest tylko i wyłącznie moją winą, bo gdybym nie pchał w nią swojego cholernego kutasa, to teraz nie musiałbym być w centrum całej tej komedii jaką jest aktualnie moje życie.
Stała tam jeszcze chwilę, a potem wręcz wybiegła z mojego mieszkania głośno trzaskając drzwiami. Pozostał po niej jedynie zapach jej perfum i kubek z zimną herbatą.
Wypuściłem głośno powietrze z ust i przetarłem twarz dłonią, a drugą mocno pociągnąłem za swoje włosy przez co syknąłem z bólu. Osunąłem się powoli po ścianie i ostatecznie siedziałem na podłodze.
Nie umiałem odnaleźć się w tej sytuacji. Nie mogłem zrozumieć tego, że złamałem czyjeś serce przez zwykłą głupotę i chwilową fanaberię.
Poczułem się w tamtym momencie jak ostatni, bezwartościowy śmieć.
$
+/- 7 rozdziałów do końca
CZYTASZ
let's make a deal $ cake
FanficLuke to student na drugim roku medycyny. Dla niego liczy się tylko nauka. Można rzec, że jest typowym nerdem. W jego dość nudne życie spektakularnie wkracza Calum, student muzykologii, który jest jego zupełnym przeciwieństwem. W nietypowy sposób poz...