Rozdział 1

9.5K 564 236
                                    

         – Dylan, czy to już ostatnie pudło? – Głos Elli dobiegł chłopaka z kuchni, gdzie kobieta zapewne rozpakowywała szkło i porcelanę z kartonów.

– Zostały jeszcze dwa! – odkrzyknął i nie czekając na odpowiedź matki popędził na dół przed blok, gdzie stał ich samochód.

Zmarszczył brwi gdy zauważył, że drzwi od strony pasażera są otwarte, był niemal pewien, że zostawił je zamknięte. Podszedł ostrożnie do samochodu i zaglądnął do środka.

Na przednim fotelu siedział niewielki, czarny buldog angielski i bezceremonialnie wyjadał rogaliki z plastikowej torebki.

Gdy tylko spostrzegł chłopaka, przerwał zajadanie się i zawarczał groźnie.

Dylan nigdy nie bał się psów, ale ten wyglądał na niebezpiecznego. Szybko cofnął się parę kroków i natrafił na coś twardego.

Odwrócił się i utkwił wzrok w brązowych oczach wyższego od siebie blondyna.

– Sorry – wyjąknął, a jego wzrok powędrował do trzymanej przez chłopaka skórzanej smyczy – To twój pies? – wskazał na samochód, z którego dobiegały burczące dźwięki zadowolonego psiaka, który mógł w spokoju dokończyć smakołyk.

– Ta – burknął jedynie chłopak – Aris! – zawołał i nagle jak burza z pojazdu wypadł czarny jak smoła pies. Uszy miał wysoko postawione co dodawało mu jeszcze bardziej groźniejszego wyglądu. Blondyn zapiął psa w smycz poprawiając mu ćwiekowaną obrożę i odszedł bez zwykłego słowa „Przepraszam".

„Bufon" Pomyślał Dylan i prychnął za nim, ale tamten albo go zignorował, albo po prostu nie słyszał.

        Chłopak wrócił do samochodu sprzątając porozrzucane wszędzie okruchy pozostawione po psie. Wyciągnął z bagażnika jeszcze dwa ostatnie pudła, w których znajdowały się książki jego mamy i płyty z filmami po czym dwa razy upewnił się, że dobrze zamknął samochód.

Wniósł kartony na trzecie piętro, gdzie teraz mieściło się ich nowe mieszkanie, i postawił je w przedpokoju.

– Jestem taka zmęczona – oznajmiła mama Dylana, gdy wszedł do kuchni. Kobieta siedziała przy stole i piła herbatę, a wokół niej stało jeszcze kilka nierozpakowanych pudeł.

– Odpocznij, przejechałaś tysiące mil, ja tutaj wszystko ogarnę – powiedział pocieszająco, a Ella uśmiechnęła się do niego w podzięce.

– Dobrze, ale tylko godzinkę, potem mnie obudzisz – Podniosła się z krzesła, przeciągnęła i ruszyła do swojej niewielkiej sypialni.

         Dylan i jego mama porzucili dotychczasowe, życie w Denver, by zacząć je od nowa, tu w Harrisburgu w stanie Nowy Jork.

Ojciec Dylana zostawił jego matkę gdy ta zaszła w ciąże i od tamtego czasu co jakiś czas zmieniają miejsce zamieszkania w poszukiwaniu nowej, lepszej pracy dla Elli.

Chłopak miał nadzieje, że to już będzie ostatnia przeprowadzka, bo na więcej nie znalazłby już choćby grama optymizmu.

Po raz kolejny musiał zaczynać wszystko od nowa, a szkoła była najgorszym etapem. Nowi znajomi, nauczyciele... czuł, że nie zniósłby tego po raz kolejny. Dlatego miał nadzieję, że praca, którą dostała jego mama, jako prawniczka w prywatnej kancelarii okaże się trafna, a nie tylko kolejnym bajerowym oszustwem.

          Gdy skończył rozpakowywanie i układanie w szafkach naczyń skierował się do swojego nowego pokoju. Od razu na wejście oślepiła go jarząca biel ścian, paneli podłogowych i słońca, które świeciło wprost w jego okno.

Ta sypialnia bardziej pasowałaby do Elli, bo to ona lubiła tak nieskazitelnie czyste wnętrza. Położył pudło z płytami na nowym łóżku, które także było zbudowane z białych desek i opadł na nie zmęczony po czternastu godzinach jazdy.

Chyba zasnął, bo kiedy otworzył oczy słońce już zachodziło, a zegar na ścianie wskazywał osiemnastą.

Był dopiero wrzesień, ale w powietrzu przez cały czas było czuć zapach lata. Dylan podszedł do okna by otworzyć je szerzej i wpuścić więcej świeżego powietrza do dusznego, sterylnego pokoju, kiedy nagle jego oczy spoczęły na przejeżdżającym ulicą czarnym roadsterze z opuszczonym dachem.

Za kierownicą siedział jakiś chłopak o skośnych oczach i widocznej wschodniej karnacji, na miejscu pasażera siedział drugi, ciemnoskóry mężczyzna, który podkręcał właśnie głośniki i nagle Dylana uderzyły basowe dźwięki dobiegające z samochodu.

Na całym tylnym siedzeniu leżał jakiś blondyn, na nosie miał okulary przeciwsłoneczne i krzyczał coś do swoich kolegów, próbując zagłuszyć muzykę.

Dopiero po chwili Dylan skojarzył, że to ten sam gość na którego wpadł dziś przed blokiem. Ten od tego psa rogalikożercy.

Gdy tylko przejechali i skręcili za rogiem brunet otworzył okno na oścież ciesząc się niezmąconą ciszą. Nie lubił takich chłopaków, pewnych siebie, wożących się drogimi samochodami i roztwaniających kasę tatusiów. Mlasnął z niesmakiem i wrócił na łóżko przeglądając stare i nowe płyty wśród których znalazły się także albumy muzyczne.

         Wiedział, że następnego dnia będzie musiał się zetknąć z tak przerażającą go rzeczywistością, ale na razie chciał się cieszyć ostatnimi dniami wolności i brakiem zmartwień. Pomartwi się jutro, gdy nie będzie wiedział jaką linią autobusową ma dojechać do szkoły, jedynej prywatnej placówki, która może pochwalić się nienagannymi wynikami w nauce w całym stanie.

Bardzo chciał przekonać matkę by posłała go do zwykłej publicznej szkoły, ale Ella nie chciała o tym nawet słyszeć. Dylan dobrze wiedział, że im się nie przelewa, a to będzie dodatkowy obciążający koszt dla jego mamy. Jednak nie chciał się z nią kłócić i zwyczajnie skapitulował.

           – Boisz się przed jutrzejszym dniem? – spytała Ella, gdy wieczorem siedzieli razem na kanapie w jeszcze pustym salonie i zajadali skąpą kolację składającą się jedynie z ziarnistego chleba posmarowanego masłem.

– Nie boję, bardziej stresuję – poprawił mamę z pełnymi ustami – Zrobię jakieś zakupy jak będę wracał ze szkoły – dodał po chwili i wstał odnosząc pusty talerz do zlewu.

– Będzie nam tutaj dobrze, wiesz? – spytała i posłała mu ciepły uśmiech.

– Chciałbym – odpowiedział i również się uśmiechnął.

        Gdy był już w swoim pokoju zasłonił rolety, które były jedyną ciemną rzeczą w pomieszczeniu i zapalił lampę przy łóżku.

Był tak bardzo zmęczony, że nawet nie myślał o pójściu do łazienki, przebrał się w koszulkę, zdjął obcisłe jeansy i wskoczył pod kołdrę. Nawet nie poczuł kiedy zasnął dopóki z błogiego snu nie wyrwała go głośna muzyka i krzyki.

Jak oparzony poderwał się z łóżka i doskoczył do okna podsuwając rolety do połowy. Oświetloną ulicą wracał ten sam czarny samochód wiozący na tylnym siedzeniu jeszcze dwie dziewczyny. Dylan burknął coś pod nosem o nie przestrzeganiu ciszy nocnej i nie uszanowaniu prywatności i zamknął okno na głucho, by nie słyszeć krzyków.

Zerknął na zegarek. Wyświetlacz pokazywał dokładnie trzecią siedemnaście nad ranem.

– Super – wymamrotał i ponownie wsunął się pod kołdrę.

Następny dzień zapowiadał się naprawdę źle.

Witaj drogi czytelniku, który trafiłeś na to ff. Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że to opowiadanie jest lekko pisane, nie wymaga zbyt dużego 'myślenia'. Powstało bardziej dla rozluźnienia.
Liczy się dla mnie wasz komentarz wyrażający opinie.
Oczekuje obiektywnej krytyki lub pochwały :)
Dziękuję za czytanie :D i zapraszam na kolejne rozdziały! 🙋

Chcę być twoim oczkiem w głowie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz