Rozdział 2

4.8K 490 120
                                    

       Dylan wypadł z mieszkania spóźniony już o dziesięć minut za dużo. Musiał dobiec na przystanek na koniec ulicy, a po pogodzie z wczorajszego dnia nie było już ani śladu. Od rana padał deszcz, a niebo całe zasnute było szarymi chmurami, które nie zwiastowały szybkiego pojawienia się słońca.

     Po drodze na przystanek zdążył zjeść posną bułkę, którą porwał z kuchni. Ella miała dzisiaj rozmowę o pracę, która podobno miała być tylko formalnością, ale i tak się martwił.

Mama dodała mu otuchy, że w szkole na pewno od razu znajdzie nowych znajomych i wszystko się jakoś ułoży. Akurat z zawieraniem znajomości Dylan nigdy nie miał problemu, bo zawsze był duszą towarzystwa, ale dziś nie miał po prostu na to siły.

Zauważył autobus czekający na przystanku i od razu przyśpieszył. Wsiadł do pojazdu jako ostatni i zajął miejsce z tyłu. Oparł głowę o szybę i obserwował ściekające po niej krople deszczu. W końcu ruszyli, po długim staniu w korkach wjechali wreszcie na czteropasmówkę, obwodnicę Harrisburga, gdzie za dwa kilometry mieli skręcić do centrum miasta.

Po drodze, do autobusu wsiadło jeszcze kilka osób, które z pewnością jechały do szkoły.

     Kiedy pojazd się zatrzymał Dylan wysiadł razem z grupką młodzieży i wlókł się za nimi tylko dlatego, że sam dokładnie nie wiedział gdzie znajduje się placówka.

Centrum Harrisburga było przeciętnej wielkości, z pozycji w której się znajdował mógł sięgnąć wzrokiem całe centrum. Dosłownie. Widział park, stary rynek, galerię handlową i pasaż restauracji.

Na moment zgubił z oczu grupkę chłopaków, ale zaraz ich odnalazł i przyśpieszył. Skręcili w jedną z bocznych ulic i teraz zmierzali już wprost do szkoły, brukowaną drogą, po której bardzo źle się szło.

Nagle zza rogu ulicy wyłonił się czarny roadster i minął ich z głośnym piskiem opon, nie pozostawiając na nich suchej nitki. Dylan był przemoczony, zły i głodny, a najbardziej wściekał się na tego bufoniastego dupka, co szpanuje samochodem bogatego ojca. Zaklął pod nosem i wyminął grupkę, którą do tej pory śledził. Już wiedział dokąd ma zmierzać.

     Wszedł do szkoły cały ociekający wodą i od razu skierował się do sekretariatu, gdzie miał się zgłosić po odbiór swojego planu lekcji.

Gdy wszedł do dusznego i ciasnego pomieszczenia od progu powitał go szeroki uśmiech jakieś starszej, ciemnoskórej kobiety.

– Witaj, czego ci trzeba? – spytała, a głos miała tak słodki, że Dylanowi odruchowo zrobiło się niedobrze.

– Jestem nowym uczniem – wymamrotał – Miałem przyjść po swój plan zajęć – Trzęsąc się z zimna podszedł do kobiety siedzącej za biurkiem.

– Okropna dziś pogoda – Murzynka pokręciła głową z dezaprobatą i ze współczuciem podała mu kartkę – Nie masz nic na przebranie?

– Nie – wybąkał sfrustrowany i przyjrzał się swojemu nowemu planowi lekcji. Pierwszy miał angielski w sali dwieście sześć.

– Do tygodnia powinieneś się zaopatrzyć w mundurek, który obowiązuje w szkole – poradziła i posłała mu jeden ze swoich słodkich uśmiechów. Dylan pokiwał głową i wyszedł z pokoju od razu kierując się w stronę sal lekcyjnych. Dzwonek zadzwonił już pięć minut temu, czyli pierwszego dnia na wejściu od razu się spóźni.

Kolejne pięć minut zabrało mu szukanie sali i kiedy w końcu dotarł na trzecie piętro i odkrył, że jego cel znajduje się na końcu korytarza chciało mu się skakać ze szczęścia.

Nie myśląc nawet o pukaniu wszedł do klasy, szarpnął mocno drzwiami, ale te nie stawiły takiego oporu jaki myślał i kiedy się otwarły uderzyły w ścianę i ponownie się zamknęły. Teraz już całkiem czerwony ze wstydu chłopak delikatniej otworzył drzwi i wszedł do środka.

– Przepraszam, ja tylko... – zaczął, ale nauczyciel siedzący za biurkiem wstał i podszedł do niego uśmiechając się szeroko. „Jezu, czy w tej szkole wszyscy muszą mieć te sztuczne uśmieszki przyklejone do twarzy?" Pomyślał, a frustracja narosła w nim jeszcze większa.

– Nic się nie stało, panie O'Brien – „O, czyli nauczyciel doskonale się przygotował!"– Moi drodzy to jest wasz nowy kolega, Dylan – Brunet rozejrzał się po klasie, ale wszyscy dla niego wyglądali podobnie. Takie same mundurki, marynarki w kolorze bordu, dziewczyny noszące takiej samej długości spódniczki, a chłopcy spodnie w kant. Jedyne co przeleciało mu przez myśl to „Fuj".

– Cześć – wybąkał. Nie miał dziś nastroju na powitania i robienie dobrego pierwszego wrażenia.

Nowy nauczyciel wskazał mu wolną ławkę na końcu klasy i kiedy szedł do niej, czuł na sobie wzrok wszystkich siedzących w pomieszczeniu.

Opadł na krzesło wzdychając ciężko. Jako jedyny nie pasował do tej idealnej klasy, tak samo wyglądających osób.

   Jego wzrok skierował się w stronę przeszklonej ściany i wtedy zauważył siedzącego pod dużym oknem chłopaka. Był to ten sam blondyn od czarnego roadstera. Jednak on wyglądał nieco inaczej niż pozostali. Miał rozpiętą marynarkę, a jej rękawy niechlujnie podwinięte do łokci. Nawet te obrzydliwe spodnie w kant nie wyglądały na nim tak paskudnie i niemrawo jak na reszcie.

Dylan zmarszczył brwi widząc chłopaka, którego zdążył nie polubić. Jak na zawołanie blondyn odwrócił się w jego stronę i utkwił w nim spojrzenie mówiące „Przestań się na mnie gapić, albo wklepie ci po szkole." Brunet od razu odwrócił wzrok i już do końca lekcji nie popatrzył na widok za oknem. Chciał się skupić na przetrwaniu tego okropnego dnia.

  Resztę lekcji przesiedział z inną grupą uczniów. Tego bufoniastego blondyna nie widział już do końca dnia, i dobrze.

Gdy akurat wychodził ze szkoły nie padało, jedyny miły aspekt, który go do tej pory zaskoczył. Przez cały dzień, jego mokre ubranie zdążyło już na nim wyschnąć i teraz powolnym krokiem szedł tą samą drogą w kierunku centrum.

Wszedł do jednego z supermarketów przy ulicy i kupił parę potrzebnych produktów na kolację, o które prosiła go rano Ella.

      Gdy jechał autobusem do domu, czuł że ogarnia go senność, a głowa powoli opada i zjeżdża po szybie. Dopiero gdy ktoś przysiadł się na miejscu obok otworzył leniwie oczy i od razu się wyprostował.

– Cześć – przywitała się blada dziewczyna o pięknych zielonych oczach. Miała długie, ciemne włosy i miły uśmiech, aż trudno byłoby jej nie obdarzyć równie przyjaznym uśmiechem.

– Cześć, wybacz ale jeszcze nie znam tutaj nikogo – wytłumaczył Dylan podnosząc z ziemi swój plecak.

– Wiem, chodzę z tobą na francuski. Jestem Brenda, miło cię poznać, Dylan – Wyciągnęła w jego stronę rękę, a chłopak uścisnął ją przyjaźnie. No może ten dzień nie będzie tak do końca zły?

– Mieszkasz na Maryl Street?

– Skąd wiesz? – spytał, a w jego oczach zamajaczył strach. „A co jeśli to chora stalkerka, Dylan?"

– Spokojnie – zaśmiała się – Ostatni przystanek to właśnie ta ulica, a w autobusie zostaliśmy tylko my – Chłopak strzelił buraka i by ukryć zakłopotanie również się zaśmiał. Przespał całą drogę w autobusie, co za wstyd.

   Gdy wysiedli z pojazdu Dylan pokazał Brendzie, w którym bloku mieszka i opowiedział po krótce historię miliona przeprowadzek w ciągu ostatnich dziesięciu lat, a dziewczyna wytłumaczyła mu, że mieszka tylko trzy bloki dalej, na rogu ulicy.

Pożegnali się umawiając się, że następnego dnia pojadą razem do szkoły i Dylan wbiegł na górę przeskakując po dwa stopnie.

      Z pewnością ten dzień nie będzie taki najgorszy.

Akcja rozkręca się powoli, ale mam nadzieję, że zostaniecie na dłużej 🙋
😏
Następny we czwartek, do zobaczonka! 😻

Chcę być twoim oczkiem w głowie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz