Rozdział 36

3.5K 382 81
                                    

    Lotnisko w Harrisburgu nie było bezpośrednio połączone z Paryżem, dlatego musieli lecieć najpierw do Nowego Jorku. Tam mieli dwie godziny do następnego lotu, w prostej linii do stolicy Francji.

Brodie przez cały ranek nie zamienił z ojcem ani słowa. W sumie nie było to dziwne i Loise nawet o nic nie pytała, bo była do tego przyzwyczajona. Marck prawie nigdy nie rozmawiał z synem przy śniadaniu, często bywało też tak, że wstawali o różnych porach i mijali się ze sobą.
Chłopak nie był przyzwyczajony do tak długiego czasu spędzania z ojcem, który na dodatek wczoraj tak go potraktował.

Przy śniadaniu zaczął się poważnie zastanawiać nad tym czy na pewno chce lecieć. Zawsze może przecież zrezygnować...

Jednak sms, który przyszedł do niego od Dylana rozwiał te wątpliwości.
Poleci tam z nim, a on na pewno doda mu trochę więcej pewności siebie niż dotychczas. Bo prawdą było to, że Brodie swoją arogancją i dystansem, jaki stwarzał wokół siebie, nadrabiał tak naprawdę niskie poczucie własnej wartości.
A takie sytuacje z ojcem, jak ta wczorajsza, powoli ukruszały jego resztki godności.

***

     Na lotnisku, gdzie mieli spotkać się z Dylanem i jego mamą, Brodie czuł się nieco zagubiony. Ostatni raz leciał gdzieś z ojcem chyba pięć lat temu, jeszcze z mamą.
A co jeśli o czymś zapomniał?

Czekając na Dylana usiedli na jednej z ławek znajdujących się na lotnisku. Obaj po dwóch przeciwległych stronach, a środek zawalili bagażem, tak by odległość między nimi była jak największa.
Gdy już minęła ustalona godzina, Brodie zaczął się denerwować. Niespokojnie rozglądał się po przechodzących ludziach, w jedną i drugą stronę.

Ale w tym tłumie nie mógł dostrzec tej jednej, tak bardzo wyczekiwanej sylwetki.
Wczorajsza rozmowa z Albym uświadomiła mu, że chyba naprawdę zależy mu na Dylanie. Bo czemu w takim razie, tak bardzo na niego czeka? Dlaczego nie może się już doczekać, aż go zobaczy?
Dlaczego jeszcze nie wyrzucił go ze swojej głowy...
Czemu właśnie ten, niepozorny i tak zwyczajny chłopak zaprzątał jego myśli przez cały czas, od ich pierwszego spotkania, nie mógł wyzbyć się błękitnych tęczówek jego oczu, z głowy.

– Dzień dobry, przepraszam, że dopiero teraz, ale były straszne korki – Nagle z zamyślenia wyrwał go znajomy głos. Podniósł wzrok i natrafił na zmieszane spojrzenie bruneta, którego włosy były w artystycznym nieładzie.

– Dylan! – krzyknął odrobinę za głośno i zaraz tego pożałował, bo srogie spojrzenie ojca od razu go zdusiło.

Dylan lekko się zarumienił, a Brodiemu niespodziewanie przyśpieszyło serce.
Zastanawiał się czy chłopak odczuwa to samo, czy to z nim jest coś nie tak.
Nie wiedział czy zaróżowione policzki bruneta są efektem wspomnień ostatniej nocy i tego jak błagał Brodiego o to by ten go przeleciał na ulicy, czy po prostu speszył się jego entuzjastycznym okrzykiem.

Po chwili jednak Dylan uśmiechnął się do niego ukradkiem i wrócił do rozmowy ze swoją mamą.
Marck rzucił podejrzliwe spojrzenie synowi i wstał z ławki, by również dołączyć do tej ożywionej rozmowy.
Dziwnym by było, gdyby Brodie do nich nie podszedł, więc powoli podniósł się ze swojego siedziska i podszedł do Dylana od tyłu. Gdy stanął obok niego, 'całkiem przypadkowo' otarł swoją dłoń o jego i poczuł jak chłopak zadrżał pod wpływem jego dotyku.

– Cześć – szepnął.

– Hej – odpowiedział równie cicho Dylan i rzucił okiem na zajętych rozmową rodziców ich obojga – Myślisz, że jak odejdziemy na chwilę to zauważą? – spytał lekko przechylając się w jego stronę.

– Myślę, że nie. Chodź – Chwycił go za materiał bluzy i odciągnął nieco w tył.
Nie patrząc na dorosłych powolnym krokiem odeszli w stronę mniej zatłoczonego przejścia.
Szli obok siebie, bardzo blisko, prawie stykając się palcami.

Chcę być twoim oczkiem w głowie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz