Rozdział 3

4.6K 471 227
                                    

     – Hej mamo! – zawołał wchodząc do mieszkania. Z kuchni dobiegał brzęk talerzy. „Pewnie Ella myła naczynia po wczorajszej kolacji."

– Cześć skarbie, jak pierwszy dzień w szkole? – spytała posyłając mu ciepły uśmiech. Tak naprawdę to tylko uśmiech od matki mógł mu dać najwięcej szczęścia. Żadna pani sekretarka, czy nowy profesor od angielskiego, a nawet ta miła Brenda. Nic nie mogło się równać z tym pięknym uśmiechem Elli.

– Nie było aż tak źle – bąknął i zajął się płukaniem talerzy w drugim zlewie – A tobie jak poszła rozmowa? – spytał choć wiedział, że wszystko się udało. Inaczej jego matka nie miałaby tak dobrego nastroju.

– Świetnie, jutro mam przyjść do kancelarii jako nowa prawniczka, poznałam już dwie koleżanki, które również pracują u pana Sangstera. On sam jest adwokatem i to bardzo dobrym, tak słyszałam, ale teraz spędza więcej czasu na zarządzaniu firmą i nie ma kiedy zajmować się klientami – wyjaśniła po krótce.

– To wspaniale, mamo, może akurat spodoba ci się ta praca, a zarobki nie będą złe! – zawołał radośnie chłopak upuszczając do zlewu spodek od filiżanki. Ella skarciła go wzrokiem by uważał na porcelanę jej matki i ten od razu opłukał naczynie i położył na suszarce.

– Oj nie będą złe, nie – zaśmiała się – Pan Sangster zaproponował mi wynagrodzenie o jakim nawet mi się nie śniło – Kobieta przez cały czas się uśmiechała, a Dylan razem z nią. Wreszcie wykiełkowała w nim nadzieja, że zostaną tutaj na dłużej niż rok – Wspominał też, że ma syna w twoim wieku i chodzicie do tej samej szkoły.

Dylan nagle spoważniał, nie mógł sobie przypomnieć czy widział wśród nowo poznanych uczniów chłopaka wyglądającego na syna adwokata.

– Jeszcze żadnego prawnika nie poznałem – zaśmiał się – Ale pewnie w końcu na niego trafię.

– Na pewno się polubicie, jeżeli jego syn ma taki sam wspaniały charakter jak ojciec.

– Mamo, ale wiesz, że romanse z szefem zazwyczaj nie kończą się dobrze, prawda? – spytał z udawanym przestrachem. Ella wyjęła ze zlewu mokrą rękę i pacnęła syna w głowę.

– No wiesz! – żachnęła się.

– Uff, bo już myślałem, że zapomniałaś – zaśmiał się.

Godziny upływały powoli, aż do wieczora. Dylan leżał na swoim łóżku ze słuchawkami w uszach, słuchał swojego ulubionego zespołu Green Day i przeglądał stare komiksy, jeszcze z lat dzieciństwa.

Ella weszła do jego pokoju i pokazała by na chwile wyjął słuchawki.

– Dylan, możesz zejść ze śmieciami? – spytała – Nazbierało się już dwa worki – Popatrzyła na niego prosząco i chłopak bez sprzeciwu, jedynie z teatralnym westchnieniem wstał i ubrał buty. Chwycił worki i wielkimi susami pokonał stopnie klatki schodowej. Wypadł na zewnątrz i od razu ogarnął go chłód panujący w powietrzu. Nie przemyślał tego, mógł założyć bluzę. Leniwym krokiem szedł w kierunku następnego bloku, gdzie znajdowały się kubły na śmieci.

Gdy był już prawie przy nich zza siebie usłyszał głośne szczekanie psa. Odwrócił się zaskoczony i dostrzegł biegnącego w jego kierunku czarnego buldoga, tego samego, który wyjadał mu rogaliki z samochodu.

Chciał uskoczyć na bok, ale nie zdążył i pies wpadł prosto w jego worek szarpiąc go.

– Ej! – krzyknął na psa próbując go przepędzić – Zaraz zrobisz mi dziu... – Nie zdążył, bo pies właśnie wygryzł ogromną dziurę w worku i cała jego zawartość wysypała się na chodnik – Nie! – Dylan się załamał, a myślał, że już gorzej być nie może. Zaraz na pewno pojawi się ten dupek od siedmiu boleści i zobaczy jak on zbiera śmieci z ulicy. Super, po prostu świetnie.

Za długo nie musiał czekać, bo zaraz jak na zawołanie wyszedł blondyn. Ubrany w ciemną skórzaną kurtkę i obcisłe czarne jeansy z rękami w kieszeniach podszedł do kucającego Dylana i zawołał psa.

– Powinieneś bardziej uważać – odezwał się z wyniosłością. Dylan dopiero po chwili zrozumiał, że chłopak mówi do niego, a nie poucza psa. Zagotowało się w nim i w złości poderwał się do góry mierząc z palca w blondyna.

– A ty powinieneś lepiej pilnować swojego psa – syknął mu w twarz. Zaskoczony chłopak w skórze uniósł lekko jedną brew ku górze po czym posłał mu zadziorny uśmieszek.

– Ten pies ma lepsze maniery od ciebie, gwarantuje ci to. Nie pokazuje się na nikogo palcem – Ten dupek miał jeszcze czelność go pouczać!

– Nie mam ochoty z tobą dyskutować – burknął Dylan łapiąc ostatni zgnieciony karton po mleku. Odwrócił się tyłem do chłopaka i wrzucił wszystko do kubła.

– Nawzajem – odpowiedział arogancko blondyn, zapiął psa i odszedł powolnym i pewnym siebie krokiem.

Dylan odwrócił się na moment, by jeszcze mu nagadać, ale ten znikał właśnie za rogiem. Zacisnął pięści ze złości i przez chwilę tak stał by uspokoić kipiące emocje. Jak ten gnojek mógł go tak potraktować? Uważał się za lepszego tylko dlatego, że miał pieniądze? Szczerze nie cierpiał tego chłopaka, wzbudzał on w nim wszystkie najgorsze odruchy.

Kiedy Dylan wrócił do mieszkania, Ella leżała na kanapie w salonie i przełączała kanały w telewizji. Chyba nawet nie usłyszała jak jej syn zamykał drzwi. Od razu poszedł do siebie, zgasił światło i wszedł pod kołdrę. Położył się na boku i po prostu gapił w sufit. Na dworze było już ciemno chociaż dochodziła dopiero dwudziesta. Ale czego miał się spodziewać, bliżej zimy niż lata, teraz dni będą robić się coraz krótsze.

Leżał tak dopóki nie usłyszał za ścianą, że Ella wyłączyła telewizor i również położyła się spać.

Odrzucił na bok kołdrę i podszedł do biurka biorąc z niego słuchawki i odtwarzacz MP4, który dostał na gwiazdkę dwa lata temu. Do tej pory udało mu się zgromadzić naprawdę dużo piosenek i albumów.

Podszedł jeszcze do okna by zasunąć rolety, ale nagle jego oczom rzuciła się oświetlona ulica, a raczej pies, który węszył sobie trawnik po przeciwnej stronie drogi.

Czarny buldog angielski. Co on tu jeszcze robił? I czemu dalej chodził bez smyczy?

Dylan zmrużył oczy, by lepiej przyjrzeć się psu, nie był pewny czy to ten sam co tego dupka, ale na pewno bardzo podobny.

Pokręcił głową z dezaprobatą i zasunął rolety. Położył się na łóżku nakrywając kołdrą, aż po uszy i wkładając do nich swoje ukochane słuchawki.

Oddał się całkowicie muzyce płynącej z odtwarzacza i swoim ulubionym utworom dopóki nie zasnął.

Śnił mu się czarny buldog angielski, tylko we śnie był on o wiele większy od prawdziwego. Był tak duży, że sięgał Dylanowi do ramion, a gdy otworzył pysk ukazywał się rząd lśniących i ostrych zębów.

Nagle zaczął gonić chłopaka, a on uciekał i uciekał i nie mógł się nigdzie ukryć, bo przed sobą miał jedynie pustą drogę.

I kiedy czuł, że już nie daje sił, pies go dopadł, chwycił za kostkę i powalił z nóg, tak, że Dylan uderzył o twardy asfalt. Chłopak był już przygotowany na najgorsze kiedy całkiem niespodziewanie buldog zaczął go lizać po twarzy u merdać swoim krótkim ogonem dopóki nie pojawił się jego pan. Tak samo wielki blondyn z lustrzankami na nosie i papierosem w ustach.

Aris! Zostaw, to tylko śmieci! – zawołał do psa, a zwierzę posłuchało go i odeszło razem z nim w przeciwną stronę.

Tego ranka Dylan obudził się na podłodze.

Chcę być twoim oczkiem w głowie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz