Rozdział 11

190 29 21
                                    

Wyczujcie to poświęcenie *^* ja zamiast uczyć się na przyrodę piszę dla was rozdział. Moje buraczki, kocham was ;* Rysunek mojego autorstwa :)

Od paru chwil czuję przy sobie czyjąś obecność, jakby ktoś tu był i czytał mi w myślach.
Kiedy wyjrzałam przez krzaki ja (człowiek) zatrzymałam się i spojrzałam w swoją stronę. Patrzyłam na siebie z obrzydzeniem... Niestety

-Auuuuu!
Poczułam przeszywający moje ciało ból w tylnej łapie, ból nie do zniesienia. Łzy napływały mi do oczu a obraz rozmazywał się. Widziałam tylko jak moja człowiecza postać zaczyna biec... Nie zdążyłam się powstrzymać.
Upadłam, a nad sobą usłyszałam męski głos który zaczął mnie przepraszać. Po chwili widziałam już normalnie ale łapa nadal cholernie bolała, zobaczyłam czarnego lisa. To był chłopak, futro miał czarne jak smoła a na szyji miał zawieszony łańcuch. Wstałam ociężale, nie mogłam postawić normalnie tylnej łapy.

- J-ja... Przepraszam! Myślałem, że jesteś intruzem -kładł po sobie uszy i nie przestawał gadać, robiło się to nudne ale stwierdziłam, że jeszcze go sobie posłucham.
Jego głos... Taki ciepły, a jego oczy - ten piękny błękit, nie mogłam się napatrzeć.

- Na prawdę nie chciałem! Przepraszam, przepraszam, nie wiedziałem, że jesteś dziewczyną...

- Co to ma do rzeczy? -wyrwałam

-No bo w naszym klanie traktujemy kobiety wyjątkowo nie to co ci z klanu kory... Grrr takich to bym z chęcią rozszarpał!

Patrzyłam się na niego jak idiotka

- A ty z jakiego klanu pochodzisz? -nagle się uspokoił, usiadł i zapytał

- Ja... Emm... -nie wiedziałam co powiedzieć

- Nie czuć od Ciebie zapachu żadnego z klanów, czy ty... Jesteś samotnikiem?

- Chwila -odważyłam się wypytać o wszystko - Kim jesteś? Co to za "klany"? Kto to ten samotnik? Kim są ci z klanu kory? Po co ci te łańcuchy?

- Ale jestem głupi...! - zaczął pukać się w głowę i po chwili przestał - mam za długi jęzor, teraz już nie mam wyjścia muszę Ci wszystko wytłumaczyć i zaprowadzić do klanu, jeżeli oczywiście Madame sobie tego nie życzy to odejdę bez słowa.

- Nie! Proszę! Zostań, wytłumacz mi to wszystko. Co tu się stało? Możemy wyjść z tych krzaków?

- Zadajesz za dużo pytań Madame

- Możesz przestać tak do mnie mówić? W ogóle, może byś się przedstawił 'mość panie'?

- Ah tak... Jestem Adrian, miło mi cię poznać. Choć w mało sprzyjających warunkach. A mała Madame jak się nazywa?

- Jestem Eliza, mi też miło Cię poznać ale proszę, przestań mówić do mnie Madame.

- Oszywiście Madame -powiedział z zalotnym uśmieszkiem i dodał -Właściwie... Skąd jesteś? Bo widzę, że mało się orientujesz.

- Bo to jest... Ciężka historia, możesz uznać, że zwariowałam ale w skrócie mówiąc:
Pewien mężczyzna podarował mi kulę, która świeciła na żółto. Jak ją otworzyłam poczułam nieziemski ból i leżałam na ziemi. Otrząsnęłam się już jako lis, pobiegłam szybko do parku raniąc przy tym mężczyznę i wywołując panikę w mieście.

Adrian siedział jak wryty, patrzył się na mnie bez ruchu.

- No okej, a teraz oficlajnie możesz uznać mnie za wariatkę...

- Musimy szybko iść do klanu -nagle się otrząsnął -Teraz!

Spojrzał tylko na moją nogę, która jak się okazało krwawiła.
- Wskakuj mi na grzbiet

- Co??!

- Wskakuj!

Po tym jak krzyknął zerwałam się szybko i wskoczyłam na grzbiet Adriana tak jak tego chciał.

Buraczki moje ;* oto wasz wyczekiwany rozdział. Głównie opiera się on na rozmowie Elizy z Adrianem, mogę zaspojlerować, że w następnym będzie niezła buba ^.^ Czekajcie wytrwale na kolejny rozdział a ja oficjalnie otwieram MARATON! Buziaki pa ;**

Nie tego chciałam [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz