Rozdział 19

154 27 37
                                    


- Eliza?!

*Perspektywa Elizy*

Kiedy wychodziłam z legowiska zobaczyłam jak Adrian przechodzi przez kolcolist targając za sobą jakiś worek. Muszę za nim iść... Chcę wiedzieć co kombinuje, przecież to mój przyszły mąż.
Poszłam za nim po cichutku, chyba mnie nie widział. Mam nadzieję... Ciekawe po co mu ten worek i co tam jest. Adrian zaczął biec, mimo tego worka zapitalał jak szalony, nie szło go dogonić. Nagle zwolnił, gdybym była bliżej wkopałabym się. Na szczęście wychamowałam i schowałam się za drzewem.
Do jasnej cholery gdzie go tak ciągnie o tej porze?!
Zaraz nie wytrzymam, łapy mnie już bolą. W końcu się zatrzymał, zaraz. Ja znam to miejsce! To te dwie ścieżki, to tu Adrian kazał mi uciekać. Rozejrzałam się i po cichu zakradłam za wielki gęsty krzak.
Po chwili do Adriana podszedł jakiś pies, rozmawiali chwilę ale nic nie słyszałam.

Coś musiało się stać, Adriana otoczyły 4 wielkie psy. Zaczęła się walka.
Ich jest czterech a Adrian sam... Muszę coś szybko zrobić. Jakoś odwrócić ich uwagę, zaczęłam się wiercić i myśleć co zrobić. Wiem! Udam jakieś zwierzę!
Zaczęłam trząść krzakami i się drzeć. To brzmiało jak takie nieudolne wycie wilka... Psy znieruchomiały i zaczęły słuchać. Teraz to nie wiem czy siedzieć tu czy uciekać. Powoli odeszłam, miałam nadzieję, że wszystko jest okej. Usłyszałam za sobą szelest, odruchowo pobiegłam przed siebie, wskoczyłam w krzak i siedziałam cicho.
Oby mnie nie zobaczył... Oby mnie nie zobaczył...

- Wyjdziesz?

Nie odpowiadałam

- Hej, wiem, że tam siedzisz. Proszę, wyjdź. Dzięki tobie jeszcze żyję.

Będę siedzieć cicho... Może sobie pójdzie

- Chociaż powiedz jak się nazywasz

Chyba nie pójdzie... Wyjdę, to nie ma sensu. Powoli się wysunęłam z krzaków.
Spokojnie usiadłam na przeciwko niego, a ten otworzył pysk i patrzył się jakby zobaczył ducha.

- Eliza?!

- Cii, bo usłyszą i wrócą
.
.
.
.
.
.
Ehhh... Adrian? Żyjesz? Ziemia!

- aaaaa tak, co ty tu robisz?!

- Ja... Widziałam cię na polanie i targałeś jakiś wór więc poszłam za tobą... Śledziłam cię, ale to z ciekawości! Błagam nie bądź zły.

Adrian podszedł do mnie i przytulił, tak cieplutko...

- Dzięki tobie nadal żyję, nie jestem zły, dziękuję ale to nie zmienia faktu, że śledzenie jest złe. Gdyby nie twoja ciekawość nie miałabyś jutro z kim iść na trening. Właśnie! Już późno! Jest całkiem ciemno. Musimy wracać, ty jeszcze nie znasz drogi... Za chwilę poznasz

Adrian ruszył a ja za nim, szliśmy sobie powoli do klanu

- Mam nadzieję, że nikogo nie będzie na polanie. -powiedział

- A jak ktoś będzie to co się stanie?

- Dostaniemy punkty ujemne, kiedyś ci to wytłumaczę ale nie teraz. Teraz się musimy skupić na drodze.

***
- Długo jeszcze?

- Nie, zaraz będziemy. Jeszcze chwila

- Łapy mnie już bolą, bardzo bolą

Adrian się zatrzymał

- Ehh... Wskakuj

Zgodnie z jego poleceniem uradowana wskoczyłam mu na grzbiet. Czułam się tak ciężko, oczy miałam tak zmęczone... Zasnęłam

***

Upadłam

- Ała!

- Ciiii, bo klan się obudzi. Przepraszam, chciałem cię lekko zsunąć na dół ale nie wyszło.

- Już jest dobrze

Odwróciłam się na drugi bok i poszłam znowu spać. Adrian sobie raczej poszedł, no bo w końcu po co on tu skoro śpię?

Ehhh... Jeszcze 2 rozdziały dla was ;* szykujcie się. Zbliżamy się do końca maratonu, ona miał się zakończyć w środę ale przez czarną dziurę w mojej głowie muszę to teraz uzupełniać.

Nie tego chciałam [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz