Kilka dni później
Właśnie wychodzę od ginekologa. Jestem w siódmym tygodniu ciąży, z dzieckiem wszystko jest w porządku, więc mam się teraz skupić na zdrowym odżywianiu, odpoczywaniu i radosnym wyczekiwaniu.
Taa, radosnym. W moim domu atmosfera jest napięta jak plandeka na żuku, dlatego przeniosłam się do siebie, żeby nie słuchać burczenia taty, który wyzywa Theo przy każdej nadarzającej się okazji. Nie wiem co mnie podkusiło, ale opowiedziałam im o naszym romansie. Oczywiście, nie wszystkie szczegóły, ale wystarczyło, żeby mój tata znienawidził Theo i obiecał, że jak tylko go zobaczy, to pozbawi go co najmniej paru zębów. Tanner się z nim zgadza, jedynie mama próbowała złagodzić ich zachowanie ze względu na moją ciążę, żebym się nie denerwowała, ale to nic nie dało. Przeniosłam się do swojego domku nad samym morzem i przebywam w nim sama, mając święty spokój.
Mam duży taras, gdzie przeważnie spędzam swój czas. Uwielbiam tam przebywać, to zawsze działa na mnie uspokajająco, ten szum oceanu, delikatny wiatr i wszechobecne ciepło.
Ginekolog wstępnie ustalił termin porodu na połowę marca. Mniej więcej wtedy, kiedy odbędzie się premiera Niezgodnej. Nie wiem co mam z tym zrobić... Może urodzę wcześniej, może później... Nie mam pojęcia jak to załatwić.
Jedno jest pewne. Moje dziecko będzie moją piękną tajemnicą, która kiedyś zostanie ujawniona, ale na pewno nie teraz. Wie tylko moja rodzina. Wiedziałby Theo, gdybym była bardziej stanowcza i przekonana, że chcę mu powiedzieć o ciąży. Ale on wyjechał, do Anglii ze swoją dziewczyną. Kim jestem, żeby burzyć ich spokój?
Nagle zaczyna dzwonić mój telefon, więc wyciągam go z torebki i odbieram.
- Halo?
- Cześć kochanie i jak u lekarza? - Pyta mama.
- Z dzieckiem wszystko w porządku, to siódmy tydzień - odpowiadam. Zatrzymuję się przed sklepem z organiczną żywnością i wchodzę do środka. Chwytam koszyk i zaczynam wędrówkę między półkami.
- To cudownie, Shai. A jak się czujesz?
- Dobrze, nic mnie nie boli - wkładam do koszyka różne owoce, na które mam ochotę.
To aż dziwne, ale naprawdę nic mi nie dolega. Czasami mam poranne mdłości, ale niedługo skończę pierwszy trymestr i powinny ustać. Może niedługo zacznie mi coś dokuczać, ale póki co mam spokój.
- A może wpadniesz dzisiaj na kolację? - Proponuje mama.
- Nie wiem, chyba zostanę w domu - wykręcam się.
- Shai, daj spokój, tata i Tanner nie będą wspominali nic o Theo.
- Nie wiem, mamo - Przygryzam wargę. - Mam wrażenie, że dziwnie na mnie patrzą i myślą o mnie, że jestem puszczalska.
- Co takiego?! To nieprawda! Kochamy cię i nigdy byśmy tak nie pomyśleli! Kochanie, zakochałaś się i to całkiem zrozumiałe! Nikt wtedy nie myśli jasno. To Theo zachował się okropnie, działał na dwa fronty.
Nie mam ochoty już tego słuchać.
- Mamo, muszę kończyć, dam ci znać później, czy przyjadę, okej?
- Shai...
Rozłączam się.
***
Robię sobie herbatę i siadam na tarasie, trzymając w ręku pierwsze zdjęcie USG mojego dziecka. Przesuwam palcem po małej plamce na papierze.
To moja kruszynka. Choć na początku byłam w szoku i nie chciałam tego dziecka, teraz się cieszę. Nie mogę mieć Theo, więc w ramach pocieszenia dostałam chociaż jego część.
Kładę rękę na brzuchu i uśmiecham się. Czuję, że to będzie chłopak. Nie wiem jak, skąd, ale po prostu to wiem.
Patrzę ponownie na zdjęcie, przykładam je do ust i całuję, po czym szepczę: - Tobias Woodley.
CDN.
Dzień dobry! 😌