🎶 Natalia Oreiro - Vengo del mar
***
***
To ostatni dzień Theo w Ameryce. Dzisiaj wieczorem wylatuje do Europy, żeby Sylwestra spędzić z Ruth w Paryżu. No cóż, romantycznie...
Budzę się w ramionach Theo, w których czuję się najbezpieczniej. Najchętniej leżałabym tak wieki, mając go blisko siebie i nie martwić się tym, co czeka nas w przyszłości. A dla mnie jest ona niezbyt korzystna. Mam teraz przy sobie mężczyznę, którego bardzo kocham i prawdopodobnie jest miłością mojego życia, ale nie mogę z nim być. Jak go zatrzymać? Nie potrafię tego zrobić. Nie mam nic, czym mogłabym go powstrzymać przed ślubem z Ruth. Nie pomaga nawet fakt, że mamy razem dziecko. Może gdy wreszcie powiem mu, że go kocham, to zmieni zdanie? Nie, to głupie. Ale ja tak rozpaczliwie pragnę, żeby był ze mną. Na co mi to wszystko było? Po co dałam się wciągnąć w romans, który nie miał przed sobą przyszłości? Jednak nie żałuję. Jego owocem był Tobias.
Theo jeszcze śpi, a ja wpatruję się w niego i kreślę na jego torsie bliżej nie określone kształty. Jest taki przystojny i spokojny. Bo we śnie, człowiek odpoczywa od życia i problemów. Nie musi się przejmować, po prostu odpływa i ma wszystko gdzieś. A potem się budzi i mierzy z trudną rzeczywistością.
- Shai, wiem, że się patrzysz - mruczy, nie otwierając oczu.
- Tak? A skąd? - Pytam, uśmiechając się.
- Czuję to - on również się uśmiecha, po czym unosi powieki. Przybliża się do mnie i składa na moich ustach słodki pocałunek. Oddaję go i obejmuję Theo. Nasze nagie ciała stykają się ze sobą, czuję że jego twarda męskość opiera się o moje udo. Kładzie się tak, że teraz jest nade mną i atakuje moje wargi gorącymi, mocnymi pocałunkami. Po chwili czuję jak we mnie wchodzi, więc mimowolnie wzdycham w jego niecierpliwe usta.
***
- To teraz widzimy się na premierze Zbuntowanej? - Pytam, próbując zachować obojętny ton, ale nie wiem czy mi wychodzi.
- Prawdopodobnie nie będę mógł przyjechać w styczniu i lutym, także chyba masz rację - odpowiada Theo, próbując nakarmić Tobiasa, ale on ma dzisiaj jakiś zły humor i nie chce jeść. Może wyczuwa, że jego tata znowu go opuszcza na wiele tygodni...
- Premiera jest czwartego marca [Wiem, że prawdziwa premiera Zbuntowanej miała miejsce dwudziestego marca, ale musiałam to zmienić na potrzeby opowiadania ;)], a imprezę urodzinową Tobiasa zrobimy równo szóstego - mówię, trzymając w ręce kalendarz na nowy rok.
- Okej, w razie czego się jeszcze zgadamy przez telefon albo FaceTime - odpowiada Theo. - Hej, Tobi, co ci jest? Dlaczego nie chcesz jeść?
- Taki dobry obiadek - dodaję, podchodząc bliżej. - Jeśli ty go nie chcesz, to tata ci go zje.
- No właśnie - zgadza się Theo i smakuje jedną łyżeczkę, którą natychmiast wypluwa, krzywiąc się. - Fuuuuj!
- Świetnie, teraz na pewno zje - mówię ironicznie, rzucając Theo ręcznik.
- Ale to jest okropne!
- To jedzenie dla dzieci, dzięciole - przewracam oczami.
- Dajmy mu pizzę, na pewno bardziej mu posmakuje.
- Pizzę dziewięciomiesięcznemu dziecku - pukam się w czoło. - Nie mogę zbyt mocno mu przyprawiać jedzenia, jest za mały.
- Wyrazy współczucia, synu - szepcze konspiracyjnie Theo, a ja szturcham go w żebra.
***
- Okej, chyba wszystko mam - Theo rozgląda się po salonie.
Nieprawda. Nie masz mnie i Tobiasa.
- Jesteś pewny, że nie chcesz podwózki na lotnisko?
- Zamówiłem już taksówkę, nie trzeba Shai - odpowiada i podnosi Tobiasa. - Trzymaj się synku, tata bardzo cię kocha i będzie tęsknił - całuje go w policzek i przytula na dłuższą chwilę, po czym wzdycha i wkłada go z powrotem do chodzika.
Za zewnątrz trąbi kierowca taksówki. Theo patrzy na mnie przez dłuższą chwilę i przytula mnie mocno.
Teraz albo nigdy.
- Theo... - Przygryzam wargę.
- Tak, Shai?
- Kocham cię - wyznaję, a pojedyncza łza spływa po moim policzku. Theo wydaje się zaskoczony, ale scałowuje moją łzę, po czym składa na moich ustach czuły pocałunek, uśmiecha się smutno i wychodzi.
CDN.
Mam najlepszego sąsiada na świecie ❤️