Dwa tygodnie później
- Woodley! Szykuj chatę, jedziemy do ciebie! - Woła Zoë, gdy odbieram telefon.
Co? Zrywam się z kanapy tak szybko, na ile pozwala mi na to wielki brzuch. Theo patrzy na mnie pytająco. Przed kilkoma minutami przyjechał do mnie z pizzą i płytą z pierwszym sezonem House'a.
- Co jest? - Pyta zdziwiony.
- Och, jesteś w Los Angeles? - Mówię do Zoë.
- Tak, ja i Miles! Postanowiliśmy odwiedzić ciebie i maluszka, więc niedługo powinnismy być, za jakieś kilka minut, przynajmniej tak mówi taksówkarz.
- Okej, to czekam - odpowiadam, rozłączając się. - Zoë i Miles zaraz tu będą.
- A co oni tu robią? - Dziwi się Theo.
- Chcieli mnie odwiedzić - wzruszam ramionami.
Rozlega się dzwonek do drzwi, a ja marszczę brwi. Już? Tak szybko?
Podchodzę i je otwieram, a moim oczom ukazuje się David. Co to za dzień odwiedzin? Jak siedzę sama i czuję się samotna, to akurat nikt nie może przyjść, a jak mam towarzystwo, to nagle przychodzą wszyscy.
- Hej, Shai, przyniosłem coś dobrego do jedzenia i oglądania - wita się i wskazuje głową na pudełka z pizzą i płytę z serialem Pamiętniki Wampirów.
No tak, jeszcze więcej pizzy i oglądania.
- Hej. Wejdź - przepuszczam go w drzwiach.
Idzie do salonu, gdzie siedzi Theo. Na jego widok od razu rzednie mu mina.
- O pizza, szkoda, że już ją mamy i niepotrzebnie się wysilałeś - rzuca Theo.
- Nic się nie zmarnuje, będzie jeszcze Miles i Zoë - przypominam mu.
On i David obrzucają się spojrzeniem mówiącym „zejdź mi z drogi albo pożałujesz". Nie rozumiem tego.
- Nie jesteś na planie swojego nowego serialu? - Pyta David, siadając na fotelu na przeciwko Theo.
- Nie, mam dziś wolne. A ty nie musisz komuś czegoś przyszyć w szpitalu? - Odcina się Theo.
- Doskonale radzą sobie także beze mnie.
- Nie dziwię się - burczy pod nosem Theo.
- Co?
- Nic, mówiłem do siebie.
- Rozmawianie z samym sobą może świadczyć o poważnej chorobie psychicznej - zauważa David.
- To dlaczego jeszcze nie jesteś na oddziale zamkniętym? - Pyta Theo.
Nie mogę już słuchać ich docinania sobie i gdy już mam im zwrócić uwagę, ratuje mnie dzwonek do drzwi.
- Woodley! Ale ty masz słodki brzuszek! - Woła Zoë, gdy otwieram drzwi. Ściska mnie na tyle, ile może.
- Moja Shai w ciąży, czyżby ze mną? - Pyta żartobliwie Miles.
- Taaa, chciałabym - odpowiadam, przewracając oczami. - Wchodźcie! Prosto, do salonu.
- Ooo, James - rzuca Zoë. - Ty tutaj.
- Owszem - odpowiada Theo i wita się z nią i Milesem.
- To mój przyjaciel David, a to Miles i Zoë.
- Miło was poznać - mówi David, a Miles mruży brwi.
- Chwila, chwila! Ty jesteś tym lekarzem z gazety! Kiedy ty i Shai...? - Pyta Miles.
- Miles! - Warczy Zoë.
- To nie jest jego dziecko - stwierdza sucho Theo. - Tylko moje.
- No nieźle - komentuje. - Eee... gratulacje.
- Ale ty wiesz, że to jest tajemnica, więc buzia na kłódkę - ostrzegam go.
- Jasne. A ten... będziesz na premierze?
- O ile Tobias się nie spóźni to tak - kładę na brzuchu dłoń i uśmiecham się szeroko.
- Tobias? Serio? - Prycha Miles. - Dlaczego nie Peter? Przecież jest twoją ulubioną postacią.
- To prawda, ale Theo ma na drugie Peter, więc dziwnie by to brzmiało, on Theodore Peter, a jego syn Peter Theodore.
- Taki mix - Miles porusza brwiami. - Chociaż uważam, że powinnaś go nazwać Miles, żeby uczcić naszą przyjaźń.
- A mnie się podoba Tobias - odzywa się Zoë. - Jakby była dziewczynka, to nazwałabyś ją Christina, prawda?
Kiwam głową dla świetego spokoju. Kocham moich przyjaciół, ale bywają męczący.
CDN.
Dla tych, którzy jeszcze nie widzieli - pojawiło się u mnie nowe opowiadanie 😏 pierwszy rozdział jeszcze w tym tygodniu 😃