Po dwóch godzinach czuję się coraz gorzej. Ból powoli staje się nie do zniesienia, więc mimowolnie zaciskam zęby. Nie potrafię już udawać, że wszystko ze mną w porządku.- Shai, wszystko okej? - Zoë zauważa, że się krzywię.
- Boli - odpowiadam krótko i łapię się za brzuch, oddychając z trudem.
- To skurcze? - David zrywa się na równe nogi. Kiwam powoli głową. - Shai, poród się zaczął.
- Ale beka! - Woła podekscytowany Miles.
- Okej, ogarnijmy się. Zoë, może idź spakuj torbę dla Shai i dziecka... - mówi David.
- Ona jest już spakowana, w pokoju Tobiasa - wtrącam przez zaciśnięte zęby.
- Dobra, to może ja sprawdzę rozwarcie, jakie jest już duże.
- Chyba śnisz - prycha Theo. - Jesteś chirurgiem a nie ginekologiem, więc spieprzaj od jej rozwarcia!
- Jestem lekarzem, patałachu! - Krzyczy David.
- Taaa, chcesz zajrzeć pod jej majtki, zboczeńcu - odpowiada mu Theo.
- Ej, może niech ona urodzi tutaj w domu, będzie jazda - rzuca Miles, a ja ostatkiem sił kopię go w piszczel.
- Zamknijcie się wszyscy! Zabierzcie mnie do szpitala! - Wrzeszczę.
Zoë zbiega z moją torbą.
- Okej, możemy jechać - mówi.
David chce mnie wziąć na ręce, ale Theo go odpycha i sam to robi.
- Ja chciałem ją nieść - protestuje David.
- Ty? Jesteś lekarzem, a nie kulturystą, więc mierz siły na zamiary, bo jeszcze ci płuco pęknie - Theo obrzuca go litościwym spojrzeniem i idzie ze mną do auta.
- Założę się, że zemdlejesz na sali, cwaniaku - woła jeszcze za nim David.
***
- Dajcie mi znieczulenie! Pieprzyć to, co mówiłam wcześniej - krzyczę przez zaciśnięte zęby.
- Przykro mi Shai, ale jest za późno na środki znieczulające - mówi Theo. - Jesteś silna, Shai. Najsilniejsza na świecie. Pokaż nam teraz tę siłę, wydając na świat naszego synka. Jeszcze trochę i Tobi będzie już z nami.
Najchętniej dałabym mu w zęby, bo nie ma pojęcia jak to bardzo boli, czuję na dole rozrywający ból. Ale muszę zacisnąć zęby i to zrobić, chcę już trzymać w ramionach Tobiasa. Mojego kochanego synka.
- Przyj Shai, mocno! - Woła Theo, więc zaciskam zęby i to robię. Kolejny raz i kolejny raz.
- Widać główkę, znakomicie się pani spisuje, pani Woodley - mówi położna.
- Słyszałaś?! Widać główkę Tobiasa! Jesteś najsilniejsza, jesteś najdzielniejsza, jesteś mistrzynią świata, jesteś... - kontynuuje Theo.
- Jeśli się zaraz nie zamkniesz, to włożę ci do buzi skarpetę - warczę rozdrażniona, a Theo parska śmiechem i chwyta mnie za rękę.
- Jeszcze trochę, kochanie, tylko trochę - szepcze, a ja próbuję się uspokoić.
- Jest pani gotowa? - Pyta położna.
- Tak, możemy kontynuować - odpowiadam.
***
Gdy usłyszeliśmy pierwszy płacz Tobiasa, obojgu nam poleciały łzy. Położna zrobiła nam zdjęcie na pamiątkę, a później Theo przecinał pępowinę.
6. marca 2014 r., godzina 22:46.
W ten piękny dzień urodził się mój pierwszy syn, Tobias Theodore Taptiklis.
Śpi teraz spokojnie w moich ramionach, a obok mnie siedzi Theo. Tak jak się spodziewałam, Tobias jest bardziej podobny do Theo niż do mnie. Całuję jego delikatny policzek i uśmiecham się szeroko. Jest taki malutki i śliczny.
- Nie wierzę, że już tu jest - szepcze Theo. - Mamy synka. Jest piękny.
- Chcesz go potrzymać? - Pytam.
- Jasne - Theo wyciąga ręce, a ja podaję mu Tobiasa. Ten otwiera oczka i patrzy na Theo. - Hej smyku, to ja, twój tatuś - Theo całuje go delikatnie w czółko. - Kocham cię, synku.
Uśmiecham się szeroko, a drzwi puka Zoë.
- Możemy wejść? - Pyta.
- Wchodźcie, wchodźcie - odpowiadam, a oni ładują się na salę.
- Awwww, tak słodko wyglądacie, mogę wam zrobić zdjęcie? - Zoë wyciąga z kieszeni telefon. Kiwam głową, a Theo przybliża się do mnie, wciąż trzymając Tobiasa. Wyglądają razem tak uroczo.
Wszyscy składają nam gratulacje, a Theo po chwili oddaje mi Tobiasa, który zaczyna płakać.
- Chyba jest głodny - odzywam się, nieco skrępowana.
- Dobra, odwiedzimy was jutro. Trzymajcie się - żegna się Zoë i wraz z Milesem i Davidem wychodzą z sali. Moi rodzice przyjdą jutro.
- Już mamusia daje ci jeść, już już - mówię, bo Tobias płacze coraz głośniej.
Natychmiast się uspakaja, gdy zaczynam go karmić. Nie krępuje mnie to, że Theo siedzi obok i na nas patrzy. To naturalne.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo w tej chwili jestem szczęśliwy - mówi Theo.
Wiem. Bo czuję się tak samo.
CDN.
Witaj Tobias 💛