Wracamy do mojego domu, kiedy na dworze robi się już dosyć chłodno. Theo postanawia zostać ze mną jeszcze wieczorem i robimy sobie maraton filmowy. Przebieram się w dres i top, żeby było mi wygodnie.
- Co oglądamy? - Pyta Theo, siadając na kanapie w salonie.
- Nie wiem, wybierz coś! - Odkrzykuję.
Jestem w kuchni i wyciągam z szafki dwie paczki serowych cheetosów. Wracam do Theo i rzucam mu jedną z nich.
- Ojej Shai, normalnie cię kocham! Te warzywa i owoce to już było za dużo zdrowia dla mojego organizmu - rozrywa paczkę i zanurza w niej nos. - Cześć kochane, tatuś wrócił!
Uśmiecham się i siadam obok. Theo jedną ręką je swój ulubiony przysmak, a drugą podwija mój top tak, że kładzie swoją dłoń na moim brzuchu i delikatnie go masuje. Włączam play i okazuje się, że Theo wybrał Harrego Pottera. I fajnie.
- Aaach, uwielbiam Londyn - mówię, kiedy Harry i Ron postanawiają pojechać do Hogwartu starym Fordem Anglią pana Weasleya.
- Tak? O ile wiem, to jedziemy promować Niezgodną między innymi do Londynu - odpowiada Theo. - Ale zgadzam się z tobą, też go kocham. Chociaż moim ulubionym miejscem na świecie jest Nowy Jork.
- Tam też będziemy mieli premierę - stwierdzam.
- I dobrze - Theo uśmiecha się i całuje mnie w policzek.
- Hej, przez ciebie mam okruszki na twarzy - obruszam się, a on parska śmiechem. Ociera je palcem, ale przez to mam ich tylko jeszcze więcej. - Theo!
- Mogę je zlizać. To jedyne wyjście, jakie widzę w tej chwili.
- Nie, dziękuję, poradzę sobie - odpowiadam, a on patrzy na mnie znacząco.
- Nie lubisz czuć na sobie mojego języka? - Porusza brwiami.
- Przestań - odwracam wzrok.
- To proste pytanie, Shai - Theo odwraca moją twarz w swoją stronę i patrzy mi w oczy. Zaczyna zbliżać się do mnie na niebezpieczną odległość, odkłada paczkę z chrupkami na stół i obejmuje mnie. Jego język przejeżdża po mojej dolnej wardze, więc rozchylam je, żeby mógł wślizgnąć się do środka. Zaczynamy się całować gwałtownie i namiętnie, jak ludzie, którzy kiedyś to robili i bardzo im się podobało, jednak mieli dosyć długą przerwę. Wplątuję palce w krótkie włosy Theo i przyciągam nasze ciała jeszcze bliżej. Tęskniłam za tym uczuciem i to bardzo. Nie chcę, żeby to się kiedykolwiek skończyło, ale po chwili odrywamy się od siebie, oddychając z trudem.
Żadne z nas się nie odzywa i wracamy do oglądania filmu, jak gdyby nic się nie stało, jakbyśmy nie całowali się tak, jakby jutra miało nie być.
Odchrząkuję.
- Hmm, Theo, może w swoje urodziny wpadniesz do mnie? Przygotuję dla nas jakąś kolację, co ty na to? - Proponuję.
- Byłoby super, ale nie chcę, żebyś się specjalnie dla mnie przemęczała.
- To tylko kolacja, Theo - śmieję się.
- W takim razie przyjdę z przyjemnością - odpowiada.
***
W dzień urodzin Theo, sprzątam dokładnie cały dom, po czym zaczynam gotować kolację dla mnie i Theo. Decyduję się na kuchnię włoską. W międzyczasie biorę relaksującą kąpiel i przebieram się w czerwoną sukienkę podkreślającą mój brzuszek, robię sobie delikatne loki i nakładam makijaż. Kończę się szykować o idealnej porze, za dziesięć minut powinien być Theo.
Zaglądam do swojego dania. Jest już gotowe, więc wyciągam je z piekarnika. Na stole leży ładnie zapakowany prezent dla Theo. Już jakiś czas temu mówił mi o swoim wymarzonym zegarku, który chciałby mieć, więc mu go kupiłam.
Mijają kolejne minuty, a Theo dalej nie ma. Marszczę brwi, ale czekam cierpliwie. Nagle słyszę dźwięk przychodzącego smsa.
Hej Shai, nie dam rady przyjść. Przyleciała do mnie Ruth i idziemy na kolację. Spotkamy się innym razem.
Wiedziałam. Wiedziałam, że on nie mógł tak po prostu przestać być dupkiem.
Wyrzucam kolację do śmietnika, zmywam makijaż i przebieram się w piżamę, po czym idę do swojej sypialni, żeby położyć się spać.
CDN.
😘