Prolog

2.5K 75 73
                                    

(Optimus)

- Hej! Nie pchać się tam!!

- Proszę zachować spokój.

- Nie pchać się mówię!

-Liderze, czy możemy już startować?

-Zaraz! Nie widzę najmłodszego z nas. Gdzie do licha jest Bumblebee?!

Nasza rasa ustawiła się w rządku. Każdy był widoczny. Stałem naprzeciw całej armii z tabletami w dłoni. Tablet świecił na niebiesko, a na nim wyświetlony był skrócony opis moich żołnierzy. Kilka kroków dalej stała mała rakieta. Do niej mieliśmy wsiąść. Tzn. ja i grupa osób wybranych przeze mnie. Stanąłem naprzeciw umięśnionego robota. Każdy był podobnego wyglądu. Dlatego też na przedramieniu wyryte mieliśmy imiona w swoim ojczystym języku.

- Ironhide? – zapytałem donośnym tonem, patrząc na bota przede mną.

- Tak, sir ?

- Masz moje pozwolenie do lotu.

- Tak jest – wysoki robot zasalutował mi i po chwili udał się w stronę rakiety.

Udałem się dalej. Mijałem kilkunastu żołnierzy ,ale żaden nie był właściwy. Zatrzymałem się przy dość niskim, zdeterminowanym robocie.

- To co ? Mogę iść? – dopytywał.

- Przykro mi. W tej chwili nie jesteś szczególnie potrzebny. Dino, nie załamuj się. Wezwiemy ciebie i Sideswipea, gdy tylko będziemy potrzebować posiłków – starałem się mówić ze współczuciem, widząc żal na twarzy mego przyjaciela.

– Kto dalej?- mruknąłem sam do siebie. – A no tak... Ratchet. Medyk naszej rasy popatrzył na mnie, na co odpowiedziałem przytaknięciem. Automatycznie bot udał się do rakiety. Nie owijając w bawełnę, wymówiłem jeszcze dwa imiona pozostałych wybrańców. Był to Jazz, robot całkowicie oddany przyrodzie i Bumblebee, który w końcu odnalazł się w tłumie.

- A co z nami, szefciu? - młody bot z dwoma zębami na wierzchu patrzył na mnie prosząco.

- Skids... eh... przykro mi. Ale będziesz nam jeszcze potrzebny wraz ze swoim bratem. Oczekuj sygnału.

Pozostali rozeszli się. Spojrzałem przed siebie. Planeta, którą kiedyś jeszcze mogłem nazwać rozrywkowym miejscem, zmieniła się w jałową pustynię. I to wszystko na moich oczach przez kilka milionów lat... Okropne. Wszędzie ruiny, dookoła martwi. Opuszczone budynki, zniszczone lasy. Jednym słowem katastrofa. „Imperium Autobotów" stało jakby niezniszczone. Była to cała baza naszej rasy. Liczne budowle w tamtej okolicy świadczyły o naszej sile zbrojnej. Tam właśnie większość z nas mieszkała. Na przykład ja. Wojna zmieniła wszystko i wszystkich. Nasi od najmłodszych lat chodzą z bronią. Ciągle tylko wieści o wojnie, kolejnych zgonach i podbojach decepticonów.

Ach... nasi wrogowie. Nigdy nie odpuszczą. Decepticony to druga rasa tej samej jednostki, którą jesteśmy. Z pozoru... podobna do naszej. Wygląd szczególnie się nie różni. Robot robotem. Różnice można zobaczyć, patrząc na oczy. Każdy z ich rasy ma czerwone oczy. Są też znaczki. Specjalne znaczki wyróżniające obie strony. Ich wygląda dużo groźniej. Charakter może powiedzieć wszystko. Autoboty, czyli roboty, których jestem liderem, chcą pokoju. Wiedziemy spokojne i normalne życie. Decepticony marzą o zniszczeniu. Walka toczy się już od dawna. Ale czasem ucicha. Jest to tak zwana cisza przed burzą. Kolejną i kolejną. Można by powiedzieć, że to ich taktyka. Strategia wojenna.

- Optimus!

Wzdrygnąłem się. Po chwili jednak odwróciłem się w stronę dobiegającego wołania. Stał przede mną wysoki robot. Był masywny, a twarz miał poważną. Ukłoniłem się, pokazując szacunek. Ultra Magnus. Naczelny autobotów. To on przygarnął mnie po mojej tragedii i sprawił ,że jestem tym, kim jestem, a nie włóczęgą.

- Wszystko gotowe?

Przytaknąłem. Wyjaśniłem, że wybrałem już żołnierzy do misji.

- W porządku. Decepticony od dłuższego czasu szukają energonu na innej planecie zamieszkanej przez istoty. Będzie źle ,jeżeli cały zdobędą dla siebie. Nie muszę ci chyba wmawiać, co to będzie za katastrofa!

- Tak jest. Wiem o tym doskonale. U nas nie ma już ani kropli energonu. Nie mamy czym się zasilać, nie mówiąc już o naszej planecie i potomstwie. Jeżeli oni zdobędą wszystko... przestaniemy istnieć, a im o to chodzi – w skrócie przypomniałem naszą sytuację.

- Dokładnie. A więc wyrażam zgodę na wyruszenie. Ale jeszcze jedno, Optimusie... W razie gdyby decepticony miały jeszcze jakiś plan w zanadrzu dotyczący zamieszkanych planet ,a wiesz ,że to możliwe... kontaktuj się ze mną. Rozkazuję ci zdawać mi co jakiś czas raport z tego, co robicie. Inaczej będą kłopoty. Wiesz ,że potrafię odebrać ci wszystko...

- Tak. Przyjąłem rozkaz.

Ultra Magnus podał mi panel z namiarem na planetę, do której dążymy. Ukłoniłem się raz jeszcze i udałem się do rakiety. Zamknąłem za sobą klapę i usiadłem za sterami. Panel położyłem przed sobą. Ręka drżała mi z nerwów. Nigdy nie musiałem wyruszać na inną planetę. To ta chwila. Ten megacykl... czas zapoznać się z nową planetą. Naszym drugim domem. Pomału unosiliśmy się w górę. W końcu wystrzeliliśmy w kosmos. Cała moja drużyna stała za mną i patrzyła na dom ,który zostawiliśmy. Niektórzy z nich mieli rodzinę, żony, dziewczyny, które musieli opuścić. Wszystko po to, by ratować nasze istnienie, nasz świat i dwie planety: Cybertron i Ziemię...

Transformers 1: A clash of worldsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz