Rozdział 27: An unexpected gift

442 38 22
                                    


Naprawdę się wciągnęłam. Jakiś rok temu grałam w to niemal codziennie. Do niektórych rzeczy się wraca. Zabijałam wrogów w grze, komentując głośno ich słabości. Czułam się niezwyciężona. Ledwo zauważyłam, że Jaden i Rafael wyszli. Młody rzucił tylko, że zamierza nocować u swojego kumpla. Ucieszyło mnie to, bowiem nie przepadałam za jednym i drugim. Och, wspominałam już o tym? No tak. Dość często o tym mówię. Wróciłam do gry.

- No dalej... - westchnęłam naciskając na guzik odpowiedni za natarcie na wroga - ruszaj się, bo cię załatwią!

Otoczyło mnie kilku żołnierzy, ale ja nie zamierzałam uciekać. Natychmiast zmieniłam broń na najmocniejszy miecz. Potem wciągnęłam się w wir walki. Nie odrywałam palców od konsoli i co chwile wykrzykiwałam obelgi na temat moich przeciwników. Wyobrażałam sobie, że są to decepticony, a Ezio to tak naprawdę ja. No cóż, ta moja wyobraźnia...

- Zabiję was wszystkich! - krzyczałam podnosząc się z kanapy w emocjach. Po chwili roześmiałam się z własnego porywu. Uważałam, że Jaden powinien leczyć się, ponieważ zbytnio unosi się podczas grania. Wychodzi na to, że na prawdę jesteśmy spokrewnieni. Już myślałam, że to tylko głupi przypadek. No dobra, czasem jestem zbyt złośliwa. Usłyszałam odgłos otwieranych drzwi. Jaden po coś wrócił? A może to Optimus? Okaże się w praniu. Byłam w trakcie ważnego starcia, którego nie mogłam przerwać. Wciśnięcie pauzy nie wchodziło w grę.

- Selen? - usłyszałam znajomy głos w holu. Tak, należał do Optimusa.

- Zaraz! - odpowiedziałam brutalnie. Może zbyt mocno. Oj tak, lider musiał poznać kilka moich twarzy. Nie zawsze byłam przyjazna, miła i potulna. Kiedy przerywano mi rozgrywkę, sen czy posiłek potrafiłam być bardzo nieznośna. Przyzwyczai się do tego. Jest dość cierpliwym botem. Tak myślę. Usiadł obok mnie. Zignorowałam to wciągnięta w grę. Pozabijałam żołnierzy dookoła i miałam udać się w wyznaczone miejsce. Ręka Optimusa znalazła się na moim policzku. Ruszyłam do przodu i wyminęłam kilka domów. Wyszłam na prostą drogę i zaczęłam biec. Bawił się moimi włosami, powodując dreszcz na moim ciele. Przełknęłam ślinę. Dosiadłam konia, by znaleźć się szybciej na miejscu, mknęłam przez ścieżkę, a dookoła mnie znajdowała się zielona polana. W oddali kamienny zamek, do którego miałam się udać. Jego ręka nie zaprzestała przyjemnych pieszczot. Wcisnęłam pauzę, po czym niepewnie przekręciłam głowę w jego stronę. Siedział tuż obok. Przyglądał mi się rozbawiony. Po chwili zabrał rękę i podrapał się nią po głowie.

- Czekałam na twoją reakcję - wytłumaczył się - zdawałaś się nieobecna. Co tak właściwie robiłaś?

- Grałam... - odparłam w końcu, gdy już przestałam patrzeć na niego badawczo - no wiesz... na ekranie jest świat, a ja używam konsoli, by w nim działać.

Zainteresowało go. Wypytywał o wiele rzeczy. W końcu poinstruowałam go, co ma robić i włączyłam rozgrywkę. Ezio gnał na swoim koniu w stronę zamku, a sterujący nim Optimus niemal krzyknął z wrażenia. Zaśmiałam się.

- To taka forma rozrywki, tu na Ziemi - powiedziałam. On przytaknął. Wjechał w bramę muru, który otaczał zamek i miasto. Tam był zmuszony zejść z konia i podejść do domu, który był oznaczony na mapie. Tam włączył się film. - A więc... co takiego spowodowało, że musiałeś wyjść?

- A no tak... mam coś dla ciebie - powiedział po czym udał się do przedpokoju. Z zaintrygowaniem spojrzałam się w stronę, w którą się udał. Po chwili przyszedł do mnie z torebką. Miała kolor błękitny i przyczepioną kokardę. Ta natomiast była czerwona. Lider wręczył mi podarek z lekkim zakłopotaniem widocznym na jego twarzy. Przygryzł wargę czekając na moją reakcję. Dlatego też jeszcze bardziej nakręciłam się, by otworzyć prezent. Uchyliłam torebkę i ujrzałam komplet bielizny. Zaskoczona wyjęłam go, by obejrzeć z bliska. Był czarny. Majtki i stanik, których zakończenia były wykonane z koronki. Materiał prześwitujący, bardzo miły w dotyku i przewiewny. Zaniemówiłam. Był śliczny, ale...

- Skąd wziąłeś pieniądze? - zapytałam wciąż będąc pod wrażeniem.

- Nie istotne - zbył mnie. - Podoba ci się?

- Jest cudny... ale, drogi.

- To bez znaczenia - powiedział z naciskiem - należy ci się jakiś prezent. Jest mi głupio, że przeze mnie mogłaś się utopić. W dodatku wiem, że sypiasz w takich strojach, no więc chciałem sprawić ci niespodziankę - wyjaśnił. Przytaknęłam. Kiedyś wyduszę z niego skąd wziął na to pieniądze. Nie mógł przecież tego ukraść. Nie wierzyłam w to. Objęłam go mocno jednocześnie dziękując mu za upominek. Nasz uścisk przerwał odgłos komórki. Wyjęłam telefon z kieszeni i odebrałam sygnał od mamy.

- Jak się czujesz? - brzmiało pierwsze pytanie, które wydało mi się dziwne. Za pewne bezpodstawnie.

- Dobrze, właśnie zrobiłam kolacje, jest tego dużo, więc...

- Nie przyjadę dzisiaj. Zostaję na noc poza miastem. Przedłużył mi się wywiad, a czeka mnie jeszcze kilka innych zajęć. Jaden poszedł na noc do Rafaela, napisał mi. Dasz radę zostać sama?

- Bez problemu, mamo - powiedziałam - zostawię ci trochę kolacji, no wiesz, na śniadanie.

- Dobrze, bardzo cię kocham, dobranoc.

- Dobranoc - powiedziałam i rozłączyłam się. Po chwili kolejny alarm. Tym razem piekarnik. W samą porę. Mój brzuch pomału sygnalizował mi, że pora coś zjeść. Wyłączyłam grę i chwilę potem pobiegłam do kuchni. Wyłączyłam piekarnik i uchyliłam lekko jego drzwi. Optimus dołączył do mnie. Trzymał w ręku prezent, który niedawno mi wręczył. Oparł się bokiem o szafkę i przyglądał się czynnościom, jakie wykonywałam. Pierwszą z nich było wydobycie gorącej misy z jedzeniem z piekarnika. Pachniało wspaniale. Wyjęłam talerze, a także szklanki. Nożem pokroiłam solidne kawałki lasagni, a potem nałożyłam je na dwa naczynia. Poprosiłam Optimusa, by zaniósł jedzenie do mojego pokoju. Ja wzięłam jakiś dobry alkohol, piwo, a także szklanki. Spotkaliśmy się u mnie. Uśmiechnął się od razu, jak tylko weszłam. Nie byłam pewna czy dla tego, że się stęsknił, czy może dlatego, że trzymałam w ręku butlę z trunkiem. No cóż. Strzelam, że to drugie. Wlałam picie do szklanek i postawiłam na szafce obok łóżka. My spoczęliśmy na miękkiej pościeli i zabraliśmy się do jedzenia. Musiałam ostrzec go, by się nie oparzył. Zapewne nie wiedział takich rzeczy, bo na Cybertronie nie mieli podziału na ciepłe i zimne jedzenie. Prawda? Ojej, jeszcze wielu rzeczy o nich nie wiem...

- Pyszne - powiedział, jak tylko zrobił pierwszy kęs. Uśmiechnęłam się do niego przytakując. Rzeczywiście, danie nam się udało. Wszystko idealnie upieczone, nie było mowy o twardych kawałkach. Ser ciągnął się jak powinien. Brakowało mi nieco ketchupu, ale nie chciałam wracać po niego do kuchni. Obejdzie się bez. Mój ulubiony Jim Beam zmieszałam z colą, którą trzymałam w szafce w pokoju. Po skończonej kolacji chwyciłam szklankę i upiłam łyk. Chwilowe ciepło w przełyku nie przeszkodziło mi we wzięciu kolejnego. Optimus zjadł zaraz po mnie i również pochwycił szklankę z drinkiem. Lekko się skrzywił, ale za chwile widziałam, że mu smakuje. - Mocne - oznajmił. Czułam, że trzeba zacząć jakąś rozmowę, ponieważ ten wieczór nie może się skończyć jedynie pojedynczymi komentarzami Optimusa, które dotyczą coraz to nowszego napoju czy potrawy. Przytaknęłam na jego spostrzeżenie po czym włączyłam muzykę. Radio stało nieopodal. Leciał jakiś stary kawałek, nawet nie umiałam dokładnie sprecyzować co to za zespół. A jestem pewna, że wiedziałam. Kiedyś słuchałam tej piosenki, a nawet miałam ją na swojej play liście. No dobra... to co? Siedzimy, pijemy... wymieniamy co jakiś czas coraz to lepsze przymiotniki... może jakieś konkrety?

- Przymierzysz swój prezent? - zaproponował nagle lider. Spojrzałam na niego zaskoczona, ale po chwili stwierdziłam, że to dobry pomysł. I tak robiło się krępująco i cicho. Jedno z resztą wskazywało na drugie. Zostawiłam Optimusa samego na krótką chwilę. W tym czasie poszłam do łazienki i tam przebrałam się w nowy komplet bielizny. Obejrzałam się w lustrze. Leżał niemal doskonale. Lider trafił w mój rozmiar. Uh, nadal nie mam pojęcia skąd on to załatwił... To intryguje!

Transformers 1: A clash of worldsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz