Rozdział 47: I'm your father

356 28 35
                                    

Znów znalazłam się w lesie. Tym razem lider mocno ściskał moją dłoń i oboje zmierzaliśmy do bazy autobotów. Chłopaki siedzieli obok siebie i jedli kanapki, które przyrządziła im Arsen. Moja przyjaciółka ucieszyła się na mój widok i wręczyła mi bułkę z paprykarzem. Nie pogardziłam posiłkiem i uścisnęłam dziewczynę uważając by nie nadziać się na jej miecz, który trzymała w ręku. Od jakiegoś czasu Arsen nie rozstaje się z bronią, ale wiem o co chodzi. Ja i mój łuk także mieliśmy chwilę, kiedy to nie mogliśmy się rozstać. Na razie nie mogłam go używać. Ale podejrzewam, że od jutra pomału zacznę się z nim znowu oswajać. Opowiedzieliśmy wspólnie znaną mi już na pamięć gadaninę z audycji w radiu. Hide splunął na trawę. Byłam bardzo oburzona jego zachowaniem. Nie pluję się na ziemię za którą większość ludzi oddała wcześniej życie. Zganiłam go za to, ale mięśniak tylko zaśmiał się i zlekceważył moje słowa. Gdybym była robotem skopałabym go, ale teraz mogę go znokautować w mojej wyobraźni. - Selen, Arsen, musicie uważać. Teraz mogą was namierzyć w każdej chwili - ostrzegł Ratchet. Wiedziałam o tym bardzo dobrze.

- Opracujemy plan, co będziecie musiały powiedzieć, gdy was złapią - stwierdził lider, a po chwili ugryzł moją kanapkę. Cierpliwie czekaliśmy aż połknie pokarm - bo na pewno nie możecie nas wydać. Dobra ta kanapka. Arsen, masz jeszcze?

Czując litość oddałam swoją. Prime podziękował mi całusem i niemal od razu zabrał się za jedzenie. Miałam na dzisiaj dosyć żarcia. Co prawda, do wieczora i tak zdążę zgłodnieć, mój organizm zaczyna przyzwyczajać się do dużej ilości pokarmu, a to źle. W każdym razie dla mojego tyłka i tali. Westchnęłam cicho.

- Więc jak mnie dorwą, mam mówić, że byłam po prostu zjarana i bardzo chciałam dotknąć robota?

- Coś w tym rodzaju - westchnął Hide szurając butem o trawę i ziemie. Przytaknęłam.

- Jej, a to wszystko ... - nim zdążyłam powiedzieć resztę, lider przerwał mi chwytając mnie za rękę.

- To nie wszystko co chcieliśmy ogłosić... - jęknął. Spojrzałam na niego niepewnie. Mój wzrok posłużył mi za mowę. Oczy spoglądały na niego pytając "teraz?". Lider przytaknął mimo, że widziałam, że się denerwował. Ręka, która była wolna od uścisku lekko drżała, a druga, którą trzymałam zrobiła się mokra. Ścisnęłam ją mocniej i przybliżyłam się do mojego chłopaka. Miny naszych przyjaciół wyrażały niepokój, ciekawość i zdziwienie. Sama nie wiem co górowało. Prime jak tylko lekko doszedł do siebie spojrzał na Bee. Mały poczuł się zapewne niezręcznie, bo cofnął się o krok do tyłu i patrzył bacznie na swojego lidera.

- Okłamałem cię - zaczął.

Nasz mały przyjaciel zrobił zdziwioną minę i rozejrzał się dookoła jakby zastanawiając sie czy lider mówi do niego.

- Bee... Ja... Twoi rodzice, oni nie umarli na wojnie.

- Ale przecież... co? - młody autobot wstał gwałtownie i przyjrzał się dokładnie swojemu liderowi. Prime nadal mówił mimo iż zauważyłam, że jego stres jest o wiele większy.

- To było dawno i ja nie wiedziałem co zrobić... ja... synu...

Bee znieruchomiał. Patrzył się na Primea z przerażeniem w oczach. Po chwili jego holoforma zniknęła. W postaci robota uciekł w stronę lasu, a nasze wołanie nie zrobiło na nim żadnego wrażenia. Optimus stał w miejscu jak porażony. W pewniej chwili zacisnął pięści. Wstałam i wtuliłam się w niego. Lider Autobotów oddał uścisk. Nie wiedziałam jak go pocieszyć. A Bee? Nie umiem wyobrazić sobie tego co czuł w tym momencie. Miał ojca przy sobie, a myślał, że nie żyje.

Transformers 1: A clash of worldsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz