Rozdział 5: Kamyk

1K 57 66
                                    

Sms od Arsen w granicy siódmej nad ranem sprawił, że mój sen zniknął. Nie byłam zachwycona z tego powodu, ale po chwili dezorientacji w terenie odnalazłam telefon i odczytałam wiadomość. Moja przyjaciółka była już u autobotów i kazała mi się udać do naszej leśnej bazy. Wygramoliłam się z łóżka. Próbując przyzwyczaić się do porannego światła przetarłam oczy. Dla lepszego efektu zrobiłam to jeszcze kilka razy. Zebrałam parę ciuchów z podłogi i ,gdy miałam już wychodzić do łazienki, do mojego pokoju weszła mama.

- Co to do cholery za bałagan?! – zaczęła.

- Potem posprzątam – oznajmiłam.

- A czemu wstałaś tak wcześnie? I gdzie ty idziesz?

- Mam pilną sprawę, idę do Arsen i...- nie zdążyłam dokończyć, bo mama zaśmiała się ironicznie.

- Nie, moja droga. Nie wyjdziesz z tego pokoju dopóki dokładnie nie posprzątasz. Wszystko ma być poskładane w kostki w szafach. Na biurku ma zostać tylko piórnik i lampka nocna. Jak wrócę tu za pół godziny i nie będzie czysto to inaczej pogadamy!

- A więc przechlapane – wymamrotałam pod nosem i zajęłam się segregowaniem ciuchów. Wszystko szło sprawnie, ale jednak nie odnosiłam większej satysfakcji. Lubiłam mój bałagan, nie robił mi większych problemów. Ach, te mamy. Gdy ciuchy zostały solidnie poskładane, powrzucałam kilka drobiazgów do szafek i otworzyłam okno by wpuścić trochę powietrza. Została mi już tylko segregacja starej szafy. Zabrałam wszystko z jej ogromnego dna. Nawinął się też jakiś mały pakunek. Było to niewielkie pudełeczko zawinięte w dekoracyjny papier. Jakiś prezent? Z jakiej okazji? Ciekawość wzięła górę. Bez namysłu otworzyłam kartonik. w środku leżał... kamyk?! Czarny, nie większy niż mały palec u dłoni. Miał dziwne znaczki. Przypominały trochę te tatuaże u jednego z decepticonów. Dziwne. Położyłam go na stoliku i gdy tylko skończyłam sprzątać, pobiegłam z nim do mamy. Pokazałam go i zapytałam skąd on się wziął u nas w szafie. Mama najpierw bardzo się zdziwiła, ale potem bez namiętności w głosie powiedziała, że kiedyś jak miałam kilka lat to znalazłam go w ogrodzie i chciałam zatrzymać. Tylko czemu był zapakowany w prezent? No dobra... nie wnikam.

- Posprzątane?

- Co do okruszka – powiedziałam jak na spowiedzi.

- A więc możesz iść.

Na te słowa czekałam jak na zbawienie. Pobiegłam się odświeżyć i ubrać. Schowałam do kieszeni spodni telefon, a także ten interesujący kamyk. Arsen znowu wysłała mi wiadomość. Musiałam się pospieszyć, ponieważ autoboty się niecierpliwią. Zeskoczyłam więc ze spadzistego daszku. Nie obyło się oczywiście bez upadku. Leżałam przez chwilę na glebie patrząc się na czarną ziemię. Po niej chodził żuczek. Zlekceważyłam go podnosząc się z ziemi. Wstając zauważyłam kolejny kamyczek. Bardzo podobny do tego, którego znalazłam w szafie. Nie miał jednak żadnych znaczków. Schowałam go do kieszeni, by pochwalić się mojej przyjaciółce i pobiegłam do wnętrza lasu. Stali tam moi przyjaciele i Arsen. Gdy mnie zobaczyli westchnęli niecierpliwie. Usprawiedliwiłam się mamą i uśmiechnęłam się do Optimusa.

- Do czego takiego jestem wam potrzebna o tak wczesnej porze? –zapytałam.

- Namierzyliśmy decepticony w okolicy kopalni. Nadal szukają energonu. Trzeba wyjść im naprzeciw. – wyjaśnił lider.

- Czyli to wojna? –zapytałam.

- Jak najbardziej – powiedział Ironhide.

Cały klimat jaki wytworzył się w danej chwili zepsuł moja mama, która postanowiła zadzwonić. Wyciągnęłam telefon z kieszeni, a wraz z nim na powierzchnię wydostał się kamyk. Po chwili zauważyłam, że jest to ten, który znalazłam w szafie. Autoboty przejęły się nim, ja natomiast byłam zmuszona odebrać.

Transformers 1: A clash of worldsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz