Wszystko przebiegało nawet miło i zabawnie, leżałam w łóżku z laptopem, zjadłam cudowne śniadanie, czas mijał obłędnie, aż do godziny dwunastej. Wtedy to mama kazała mi iść z bratem do parku (Nie, nie robię sobie teraz jaj). Podobno w parku jest jeden typ, który groził mojemu bratu i mama żąda by poszedł z obstawą. Czyli ze mną. No dobra, trochę mnie to uraża, że jestem brana za kogoś kto w razie co da w ryj. Ale za prośbą(ta... groźbą!) mojej mamy, musiałam się zgodzić. Wzięłam jakąś książkę do poczytania, mój pierwszy łuk, krakersy, wodę mineralną i resztę rzeczy, potrzebnych mi do przetrwania w parku z moim bratem. Po wyszykowaniu się i ogólnym wyjściu z domu, dotarcie do parku (oczywiście w milczeniu) zajęło nam jakąś godzinę. To minusy tego, że jesteśmy na zadupiu, a nie w centrum miasta. Autobus uciekł nam ponieważ Jaden czekał na swoją durną zapiekankę z piekarnika, którą spożył na śniadanie. Nie mieliśmy kasy na taksówkę, a angażować autobotów nie będę, zbyt wielkie ryzyko. Przy moim bracie nikt nie wytrzyma. Trzymałam w torbie dwa bilety na autobus, ale wychodzi na to, że użyjemy ich jak będziemy wracać. Mówi się trudno. Miałam w miarę dobry humor i starałam się myśleć pozytywnie. Zwykle mi to nie wychodzi, optymizm to cecha Arsen, nie moja. Ja zazwyczaj myślę pesymistycznie.
- No to jesteśmy – przerwałam milczenie – usiądę na ławce, jakby co to wołaj.
Jaden nie mówiąc niczego, pobiegł do kolegów na boisku. I tak wiedziałam, że nie zawoła. I mi to pasowało. Podeszłam do ławki, która była oblana cieniem i usadowiłam się na niej wygodnie. Od razu zabrałam się do czytania, bo nie miałam szczególnie nic lepszego do roboty. Otworzyłam setną stronę, gdzie miałam zakładkę. Tam ostatnio skończyłam czytać. To było miesiąc temu, jak wraz z moją klasą siedzieliśmy na przerwie. Jedni biegali i wygłupiali się jak zawsze, inni siedzieli w kącie. Różnie to było. Ja zazwyczaj siedziałam wraz z koleżankami przy ścianie i albo gadałyśmy, albo czytałyśmy. Ostatni raz czytałam tę książkę właśnie stojąc przy ścianie. Rozmawiałam wtedy z kumpelą o sprawdzianie z marketingu, który miał być za dziesięć minut, a potem znudzona makro i mikro otoczeniem i innymi pojęciami, zajrzałam na setną stronę mojej książki, przeczytałam zaledwie kilka zdań nim rozległ się głośny dźwięk dzwonka. Wsadziłam zakładkę z powrotem i zamknęłam książkę. Pani od marketingu przyszła naprawdę szybko i miała ze sobą gruby stos testów, które mieliśmy rozwiązywać. Nasza zguba... nie, a tak serio to przez ten sprawdzian zniszczyła mi się średnia ocen.
Powróciłam na ziemię ze wspomnień i przeczytałam kawałek powieści. Wtedy usłyszałam krzyki i zauważyłam jak mój brat zalicza glebę. Normalnie płakałabym ze śmiechu, ale teraz wcale mi się na to nie zbierało, gdyż nie upadł ze swojej nieudolności. Popchnął go gruby dzieciak w rudych włosach. Wyglądał na dwanaście, góra trzynaście lat. Jaden ocierał łokieć, a ja wzięłam mój mały łuk i postanowiłam podejść bliżej. Dzieciak stał w pewnej odległości od wszystkich i zaczął się stawiać. Coś w stylu „to mój teren", „zjeżdżać mi stąd" itp. Dzieciak naprawdę musiał mieć chęć władzy. Ale to park, on jest dla wszystkich. Napastnik chciał już popchnąć kolejnego dzieciaka, był to chyba Rafael. Nie na mojej warcie - pomyślałam, chociaż było to dziwne zdanie. Wycelowałam łuk w jego stronę, ale oczywiście nie chciałam go zabić, tylko wystraszyć. Strzała natychmiast przeleciała pomiędzy awanturnikiem, a niewinnym kolegą mojego brata. Wszyscy zdziwieni i przerażeni spojrzeli w moją stronę. Splotłam palce na kształt pistoletu i dmuchnęłam w nie. Poczułam się fajna, ale pewnie było to tylko poczucie. A tak serio... nie miałam pewności czy serio kogoś nie zabije. Z łuku jeszcze nie umiałam strzelać jak profesjonalistka. Ledwie zaczęłam naukę. To bardzo nieodpowiedzialne. Nie strzelajcie do ludzi.
- Coś ty za jedna? – jego głos nie wydawał się już taki twardy.
- Siostra, tego co leży na ziemi. Popchnąłeś go, jak sądzę. I od razu ci powiem, że nie podoba mi się to.
- No i co mnie to obchodzi?
- Wierz mi... - złapałam go za koszulkę i wbiłam wściekły wzrok w jego twarz. Nauczyłam się tego od Ironhidea – ...powinno.
- Nie możesz mnie bić!
- Głupi jesteś? Od razu zabiorę się za rozprucie ci flaków – zaczęłam i wyszło mi w miarę wiarygodnie. – Znikaj stąd i więcej się tu nie pokazuj, albo ta strzała wyląduje w twoim brzuchu.
Dzieciak nie wyglądał na spanikowanego, ale bez słowa odszedł z miejsca akcji. Spojrzałam na dzieciaki obok mnie. Niektóre nadal nie wierzyły w zajście, inni twarzą wyrażali podziw. Tylko Jaden siedział cicho. Wstał ponuro i oznajmił oschle, że chce wracać do domu. Byłam nieco zdziwiona, ale potaknęłam i udałam się po rzeczy na ławkę. W połowie drogi poczułam stanowczy uchwyt mojej ręki. Spojrzałam się lekko przerażona i przekonałam się, że to nie jakiś psychopata, lecz policjant. No, ta wiadomość także nie była bardzo satysfakcjonująca, ale czułam się bezpieczniej.
- Czy coś nie tak, panie władzo? – zapytałam w miarę poważnie. Glina nie wyglądał na starego. Miał lekki zarost, bujne, zmierzwione, czarne włosy i okulary na twarzy. Właściwie to skądś go kojarzyłam.
- Czy używałaś tej broni w miejscu publicznym? – zapytał równie poważnie jak ja. No dobra, dużo poważniej.
- W sumie nie. Nie strzelałam z łuku w parku. Zabrałam go, tak aby pogrozić takiemu jednemu, ale nie zrobiłam nikomu krzywdy. Wie pan, jakiś szczyl znęcał się nad moim bratem, to go postraszyłam i tyle.
- Groźby i temu podobne są zabronione – zaczął.
- Wiem, to się nie powtórzy. Serio, podejrzewam, że ten dzieciak długo jeszcze nie będzie tędy chodził – powiedziałam rozbawiona, ale po chwili się uspokoiłam. To policjant, Selen, oni nie mają humoru.
- Wiesz, że powinienem teraz zabrać cię na komisariat?!
- Kurde... mama by się wściekła. Kiepski plan. No... y... na potwierdzenie tego, że nie będę więcej używać broni w miejscu publicznym, niech pan go zabierze – wręczyłam łuk policjantowi. Przez chwile milczał, jakby się zastanawiał, ale po chwili dał się namówić.
- Niech to będzie ostrzeżenie – odparł zabierając łuk. Gdy się oddalił mogłam swobodnie westchnąć z ulgą. Wzięłam torbę z rzeczami i dołączyłam do brata, który zaczął już zmierzać w stronę przystanku autobusowego. Nie było mi żal starego łuku. Nowy jest w trakcie przygotowań.
- Czemu nic nie gadasz? Masz już z głowy tego pajaca – zaczęłam.
- Eee. Nie obchodzi mnie to – burknął po czym znowu nastąpiła cisza.
Weszłam do domu i opowiedziałam mamię o zdarzeniu. Jaden zamknął się w pokoju. Coś go musiało ugryźć, ale generalnie miałam to gdzieś. Wykonałam moją misję. Weszłam do pokoju dosłownie na kilka minut, bo chwilę potem dostałam wezwanie od Arsen. „Dzisiaj pływamy, czekamy na ciebie i wyruszamy". Robi się ciekawie. Mam nadzieję, że załapie się na mały kurs pływania, przed wyciąganiem energonu, bo nie mam zielonego pojęcia jak to się robi.
CZYTASZ
Transformers 1: A clash of worlds
Fiksi PenggemarCybertron jest zniszczony. Umiera coraz więcej robotów, a wojna zdaje się nie mieć końca. Ultra Magnus podejmuje decyzję, by chronić i odbudować dom, który stał się pogorzeliskiem. Wysyła więc drużynę zaufanego Optimusa Prime na planetę, na której z...