Rozdział 37: Kto zabije więcej

393 35 11
                                    

Szkarady pomału zbliżały się w naszą stronę, a ja pod wpływem strachu ścisnęłam mocno dłoń lidera.

- Damy radę – powiedział patrząc mi pewnie w oczy. Przytaknęłam, ale nie miałam tego samego zdania. Było ich sporo, a nas niekoniecznie. Ściągnęłam łuk z ramienia i nałożyłam na niego strzałę. W mgnieniu oka przedziurawiłam jednego z napastników. Prime uśmiechnął się do mnie i wyjął swój pistolet. Pociski, które wystrzelił Optimus, z towarzyszącym temu głośnym hukiem, przeniknęły wprost do ciała wroga. Jeśli to w ogóle było ciało. Nad tym można było się zastanowić. Tyle, że nie teraz. Jak na razie mieliśmy ręce pełne roboty. Strzały, które wystrzeliwałam niszczyły kolejnych wrogów. Lider zmienił broń. W ręku trzymał miecz. Przybrał pozycję bojową i zwrócił głowę w moją stronę.

- Zostań tutaj. Nie zbliżaj się do wroga – patrzył jeszcze przez moment - ...kochanie.

Nim się obejrzałam mój bohater biegł w stronę maszkar i ścinał po kolei ich znaczącą część. Pozostałam przy łuku, ale nie na długo. Mój opiekun ma narażać życie, a ja tylko stać i strzelać? Chyba ma nierówno pod sufitem. Ruszyłam naprzód obserwując ruchy przeciwników. Nie były za szybkie. Wbrew ilości napastników mieliśmy znaczącą przewagę. Ale to wszystko wydało mi się podejrzane. Ostatnim razem, gdy byłam sam na sam z jednym z tych stworów, był o wiele szybszy i działał znacznie skuteczniej. Co prawda pokonałam go, ale mnie atakował, nie to, co te kreatury. Po prostu poruszają się powolnie, niczym zombie, zamiast walczyć. Więc niby co miał na celu Megatron wysyłając do nas armię, która nie podniesie na nas broni, a w dodatku jest powolna jak mucha w smole? Albo jest kretynem, albo ma asa w rękawie, a my poważne kłopoty.

Dotknęłam ręką Optimusa, a ten odwrócił się gwałtownie i zamachnął się na mnie swoim lśniącym mieczem. Schyliłam się by uniknąć ciosu i dopiero wtedy lider się opanował. No, nie do końca.

- Do cholery mogłem zrobić ci krzywdę! Miałaś zostać z tyłu! – krzyczał.

- Nie zamierzam dać ci skosić więcej stworów ode mnie, kochany. To nawiązuje do twojego zwątpienia w kobiecą siłę.

Prime nie wyglądał na usatysfakcjonowanego tą odpowiedzią, jednak wyglądał na rozchmurzonego. Przytaknął tylko głową i osłaniając mnie tyle ile mógł wbijał ostrze w kolejne ofiary. Łatwo było pozbywać się widm i to mnie martwiło. Coś mi się nie zgadzało w tej armii. Można by powiedzieć, że były nawet niższe od tamtego, na którego natknęłam się w lesie. Ani trochę nie próbowały się bronić. Zero ataku. Zero reakcji. Ginęli jak psy, a reszta armii zwyczajnie na to pozwalała. To niedorzeczne, a właściwie to nie to było największym problemem. Pseudo-żołnierzy niewielu zostało, a z wnętrza lasu znów można było słyszeć przeraźliwy dźwięk, który zwiastował posiłki. Niestety nie nasze. Optimus zdecydował się w końcu wezwać naszą drużynę do pomocy. Kilku pozostałych wrogów zestrzeliłam z łuku. Lider zadowolił się ostatnimi dwoma, które szybko postrzelił pistoletem. Martwe stwory natychmiastowo zmieniały się w proch lub po prostu znikały. Kto wie gdzie? Czy jest coś takiego jak niebo i piekło dla robotów? Może podpytam o to któregoś z moich kosmicznych przyjaciół? Jeżeli nie umrę rzecz jasna. Wciąż miałam złe przeczucia. Lider podszedł do mnie i wbrew niepokoju wypisanego na jego twarzy widać było lekki uśmiech triumfu.

- Ja szesnaście, ty trzynaście. Wygrywam – westchnął ocierając pot z czoła i schował pistolet.

I wtedy zostaliśmy otoczeni.

Wiedziałam, że w tamtych stworach było coś nie tak! Te, które zatoczyły wokół nas okrąg były wyższe. To mało istotna różnica, zwłaszcza zauważona tuż przed pewną śmiercią. Jednak teraz zaczęłam łapać o co tu biegało. Tamte widma miały nas po prostu zmęczyć. Następne – wykończyć. Bardzo dobrze zaplanowane. Megsy się postarał. Brawo. No więc było coraz gorzej. Nas dwoje, ich nieco powyżej osiemdziesięciu (tak na oko). W dodatku to nie były te same, powolne zombie. No nie, bo biegły. Jednym z najgorszych problemów był fakt ,że ... no właśnie biegli. Prosto na nas, machając swoimi dziwnymi hakami, kotwicami czy czymkolwiek innym lecz ostrym. Teraz nie miałam najmniejszej ochoty powstrzymywać strachu, stresu, złości i wszelkich innych uczuć. Widok biegnącego widma nieco mnie rozśmieszał, i gdyby nie fakt, że miałam zaraz umrzeć, pewnie zataczałabym się ze śmiechu. Koleś nawet nie miał nóg, ale jak miałam określić jego szybkie zbliżanie się w naszą stronę? Bardzo szybka lewitacja? No bez przesady...

- No ja nie wierzę!! – krzyknęłam pogardliwie. Na tyle ile mi się udało, w końcu nie będę się zastanawiała jak to brzmiało kiedy trwa starcie. Lider spojrzał na mnie, ale po chwili ciął wrogów, którzy próbowali się do nas zbliżyć. Ja także starałam się pomagać. Wiedziałam, że łuk nie jest najwłaściwszą bronią do tego rodzaju walki. Szkarady były tuż obok nas i wymachiwały swoimi toporami, a wystrzelenie z łuku zajmuje trochę czasu. Jak najszybciej udało mi się założyć moją ulubioną broń na ramię i zajęłam się czymś dużo bardziej ryzykownym. Nigdy nie uczyłam się korzystać z innych broni, więc wszystko mogłoby być dla mnie totalnie skomplikowane i niebezpieczne, ale nie miałam wyboru. Ominęłam zamach na moje życie poprzez prawie udaną próbę ścięcia mi głowy hakiem, łapiąc się kurczowo bluzy mojego bohatera. Traciłam równowagę, ale miałam okazję sięgnąć do jego kieszeni. Nie czekając na jego protest wyjęłam z niej pistolet. Był cięższy niż mi się wydawało. Odblokowałam go zadając sobie jednocześnie pytanie jakim cudem udało mi się to zrobić. Często widziałam jak robi to jakiś gangster na filmach, może załapałam i udało mi się zapamiętać? Teraz nie był to czas na głębokie przemyślenia jak to Selen doszła do odblokowania broni. Celowałam w głowę atakującego mnie stwora i z zamkniętymi oczami wystrzeliłam. Byłam przerażona. Dziewiętnastoletnia dziewczyna siedziałaby teraz na facebooku lub malowała się na imprezę. Tak. Z wyjątkiem małej Selen. Ona nawala się z jakimś kolesiem bez twarzy w środku lasu. Spoko. Żyjmy na całego. Otworzyłam oczy i zauważyłam jak trafiony w głowę napastnik opada na dół już w połowie zmieniony w pył. Przytaknęłam sama do siebie i znów namierzyłam cel. Ciężko było celować we wszystkich na raz. Lider osłaniał mnie i jednocześnie uderzał we wrogów. Jak nie mieczem to nogą. Dobrze mu szło, ale wokół niego zbierało się coraz więcej potworów. Nie miałam wątpliwości, że ja także muszę go chronić. Strzelałam do najbliższych z widem. Wszystko szło świetnie dopóki nie skończyły się naboje. Oddałam liderowi jego własność i zaczęłam rozmyślać co dalej. I w tym momencie dostałam wiadomość. Rozległ się cichy sygnał na podobieństwo dzwonka w rowerze, a ja spojrzałam na moją prawą kieszeń pełna pretensji. Jednak stwierdziłam, że to może być moja mama, a jeśli tak, to warto przed śmiercią zobaczyć co pisze. Następni wrogowie dopiero do nas zmierzali, więc oceniłam, że zdążę przeczytać wiadomość. Jakież było moje rozczarowanie, gdy okazało się, że wygrałam bmw? Nie do opisania. Skup się głupia, nic z tej kieszeni nie pomoże ci ocalić się przed zagładą. No w sumie racja. Umrę. Masakra. No, ale przynajmniej obok twojego przystojniaka. Nie, jednak mnie to nie motywowało. Wsadziłam komórkę do kieszeni i natknęłam się na kamyk. Pomacałam go chwilę w dłoni i uśmiechnęłam się triumfalnie. A jednak może uda mi się przeżyć dzisiejszy dzień? Może i to nudne, że zawsze wygrywamy walkę tym oto gadżetem, ale wiecie co? Wolę powtarzającą się historię, niż zakończenie żywota przez gościa, który nie posiada oczu, a jednak dobrze wie jak trafić w dane miejsce. Miałam kilka zadrapań. Bolały. Ale tylko trochę. W szale walki niemal nie czuć bólu. Spojrzałam na lidera próbując ułożyć plan działania. Muszę znaleźć się wystarczająco blisko jednego z armii. Powiedziałam to liderowi, ale usłyszałam głośny sprzeciw. Przez chwilę mój wielki plan legł w gruzach, ale nie pozwoliłam sobie na zmarnowanie okazji. Rzuciłam się w stronę dwóch stworów atakujących Optimusa i próbowałam wyciągnąć All Spark z kieszeni. Poczułam okropny ból głowy i przez chwilę stałam otumaniona. Nie na długo, bowiem upadłam na stojącego przede mną potwora. Krzycząc „Giń" wbiłam mu odłamek w okolice serca. Zniknął, ale nie miałam siły obejrzeć się za siebie i stwierdzić czy reszta również. Ostatnie co poczułam to solidny upadek na glebę.

Transformers 1: A clash of worldsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz