Rozdział 45: Witaj w domu, Arturze

333 30 15
                                    


Artur miał się dużo lepiej. Mama dowiedziała się o wypadku wujka, gdy tylko przyjechała do domu, ale ani on, ani ja nie mówiliśmy jej, że ja też tam byłam. Ratchet sprawdzał jego zdrowie co kilka godzin. Usiadłam na łóżku obok niego z gorącą herbatą. Tym razem dla niego. Miałam jej na dzisiaj dosyć, choć zapewne już o tym wspominałam. Facet mający mniej więcej tyle samo lat co Optimus spojrzał się na mnie poważnie.

- Skąd znasz tych mężczyzn? - zapytał.

- Długo by gadać, są w porządku - wyjaśniłam. Następna osoba, którą muszę okłamywać. Czułam się podle, ale nie miałam wyjścia.

Autoboty musiały się wynieść jeszcze przed przyjściem mamy. Arsen odprowadziła ich do lasku i sama udała się do domu, w każdym razie tak napisała mi w smsie. Moja rodzicielka weszła do pokoju, gdzie oboje siedzieliśmy i odetchnęła.

- Szukałam cię, Selen. Myślałam, że wyszłaś...

- Jestem tutaj - westchnęłam kładąc kubek z gorącym napojem na szafce obok łóżka. Pokój Artura był mniej więcej taki jak mój. Jedynie kolor ścian się różnił. Tutaj całość była błękitna z żółtym paskiem poprowadzonym wzdłuż sufitu. Szafka była w tej samej lokacji co u mnie. Niektóre tylko przedmioty takie jak biurko, kosz na śmieci czy półka na książki, której ja nie posiadałam, były po przeciwnej stronie. Artur zostanie tutaj na ile zechce, więc może pozmieniać tutaj wszystko co mu się podoba. Ja bym zmieniła kolor ścian. Ten był bardzo nieciekawy.

- Zadzwoniłbym, ale nic nie działa, nawet telewizji nie można włączyć. Nie wiecie może co się stało? - zapytał.

- Pewnie jakaś usterka - westchnęłam.

Kolejne kłamstwo.

- Najważniejsze, że nic ci nie jest.

- Tak, też się cieszę - uśmiechnął się.

Przeciągnęłam się czując, że ból kręgosłupa daje się we znaki. Cudem było, że nie rozbolało mnie, gdy biegłam do Bee, kiedy to nasz sekret się wydał. Czasem zaboli, czasem nie, ale gdy już boli to nieznośnie. Dlatego cieszyłam się, że w tamtej chwili dał mi swobodę, bo miałabym łzy w oczach i musiałabym siedzieć prosto przez kilka minut. Niestety nie było warunków. Będąc w pokoju nie przeszkadzało mi to tak bardzo. Przeczekałam najgorsze dwie minuty, a potem ból stracił na sile. Całe szczęście. Klepnęłam dłońmi o kolana i wstałam z łóżka. Miałam wielką ochotę na sok jabłkowy, ale nie sądziłam, że aż do tego stopnia, że wypowiem to na głos. Zdziwiona tym co powiedziałam spojrzałam się przed siebie.

- Niestety, nie mamy go w domu - westchnęła mama. Przekręciłam się na pięcie i udałam się do kuchni. Zadowoliłam się jabłkiem leżącym w koszu z owocami. Może i nie było pod postacią soku, jednak zawsze coś. Po chwili stanęłam naprzeciw lustra. Obraz pozorny, który powstał przez odbicie od lustra promieni pokazywał mnie trzymającą zielone jabłko. Patrzyłam przez chwilę na siebie. Ugryzłam jabłko. Sok prysnął mi w wargę, ale nie przeszkadzało mi to. Owoc był soczysty i dawał kwaskowaty posmak. Taki jak lubiłam. Selen, chcieli cię zabić. Wiesz?

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

(Soundwave)

Stałem w sali tronowej Megatrona. Nasz lider stał przy oknie i przyglądał się totalnemu chaosowi. Czekałem z niecierpliwością na raport Starscreama. Ja i mój Pan staliśmy w milczeniu. Co mogliśmy mówić? Zacząć temat o autobotach? Gdy tylko zaczynamy o nich rozmawiać kończy się to utratą ręki Screama. Pokręciłem głową tłumiąc śmiech. Starscream nie dość, że był chłopcem na posyłki to często bywał też chłopcem do bicia. Revage zaskoczył mnie skacząc na mnie od tyłu. Odwróciłem się i pogłaskałem mojego towarzysza. Do pomieszczenia wkroczył Grindor niosąc na tacy kilka puszek oleju. Jak kazał zwyczaj, pierwszą puszkę dostał nasz Pan. Odruchowo sięgnął po napój i wrócił do wpatrywania się w okno. Niedługo i ja dostałem swoją puszkę. W sali zaczęło zbierać się coraz więcej decepticonów toteż Megatron poczuł obowiązek zając się nimi, a nie widokiem z okna. Zaczął opowiadać jak cudowna będzie chwila odniesienia upragnionego zwycięstwa. Tak, pewnie będzie. Czekałem nie tylko na Starscreama, który miał przekazać wieści, ale też na mojego przyjaciela. Na szczęście za chwilę się zjawił.

- Ways! - odezwałem się po raz pierwszy od paru cykli.

- No witaj, kochany, musisz spróbować tego niebiańskiego napitku! - uścisnął mnie serdecznie i dał mi do ręki kartonik wielkości mikroskopijnej.

- Co to jest i jak mam tego spróbować? - zapytałem.

- Wraz z Long Haulem zwinęliśmy to z ziemskiego sklepu, mówię ci, smakuje wybornie. Swoją drogą wyobraź sobie, że nie wiedziałem, że się wyrobię, tam na Ziemi jest dziesięć minut opóźnienia.

- Nadal nie wiem jak mam to wypić, stary - westchnąłem.

- Zmień się w holoformę - poradził. I tak zrobiłem, obok mojego ciała stałem w wersji człowieka, a w ręku trzymałem normalnej wielkości karton z napojem. Przyjrzałem się sali tronowej jeszcze raz. Była ogromna. Sideways stanął obok mnie również w wersji małego, bezradnego człowieczka.

- No pij! - ponaglił, a ja otworzyłem karton i upiłem łyk cieczy zabarwionej na kolor żółty. Smakowała niesamowicie. Lekko kwaśna, ale jednak słodka. Nigdy wcześniej nie piłem czegoś tak dobrego. Olej zawsze był jednakowy, gęsty, tłusty, jednolity. Smaczny, ale wciąż ten sam. Jeden smak przez tyle milionów lat w końcu się nudzi, zwłaszcza jak posmakuje się zupełnie nowej rzeczy. Ways zaśmiał się widząc jak łapczywie wypijam zawartość napoju, ale stwierdził, że mi się nie dziwi. Poklepał mnie po ramieniu, a ja spojrzałem na prawie pusty karton i oblizałem się ze smakiem.

- Co to za smak? - zapytałem - coś jest tu napisane, ale to jakieś bazgroły, na pewno nie Cybertroński.

- No jasne, że nie! To ziemiański. Na szczęście ściągnąłem z Internetu całą wiedzę, więc znam ich język. Jest napisane, że to jabłko.

- A co to, do cholery, jest jabłko? - zaśmiałem się.

- A bo ja wiem? Ważne, że smaczne, jutro zdobędę więcej. Ich sklep jest na prawdę duży. Postaram się wziąć coś jeszcze - odparł. Do sali tronowej wszedł Starscream. Zmieniliśmy się z powrotem w roboty i wysłuchaliśmy co ma do powiedzenia. Poczułem ulgę, gdy okazało się, że cały misterny plan Megatrona legł w gruzach. Dziewczyna zwana Selen nadal żyje i nie ma nawet najmniejszego zadrapania. Złapałem się za iskrę. Jeśli to ona...Siostro... obiecuję, że będę cię chronił.

Transformers 1: A clash of worldsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz