Poświęcenie

2.2K 75 18
                                    

          Sączysmark krzywo wpatrywał się w małego smoka, który właśnie wdrapywał się po ścianie, zostawiając rysy po kolcach na ramionach skrzydeł. Bestyjka zaczęła gryźć odstający kawałek drewna, powarkując wściekle. 
- Chyba trzeba znaleźć jego matkę - zauważył Czkawka. 
- Co ty nie powiesz? - spytał ironicznie Sączysmark. - Cokolwiek wymyślisz, daj mi znać, ale niańką nie będę. 
Szatyn podrapał się po szyi zażenowany i posłał błagające spojrzenie Astrid. Ta wzruszyła ramionami. 
- Nie mamy czasu na malców, Czkawka - oznajmiła. - Łowcy wpłynęli na tereny wysp wokół Skraju. Nie możemy skupiać się na takich rzeczach. 
- Ty go znalazłeś - powiedział Śledzik. - Może jego rodzice są niedaleko. 
- Został zaatakowany przez stado Straszliwców - westchnął Czkawka. - Już mówiłem. Przecież szukaliśmy wszędzie. Ani na tej, ani na żadnej innej wyspie nie ma śladów Drzewokosów.
Wszyscy spojrzeli na małego smoka, który zdążył dobrać się do kosza z rybami i właśnie drapał jedną z nich. 
Odkąd Czkawka go przyniósł, wszyscy wiedzieli, że źle to się skończy. Malec bardzo przywiązał się do swojego wybawcy i chodził za nim krok w krok. Latać jeszcze nie potrafił. Jednak żadne legowiska, przeszkody, nawet ściany nie powstrzymywały go, by mieć na oku szatyna.
- A ja myślę, że jest ekstra - stwierdził Mieczyk, przyglądając się młodemu. - Ma niezły ogień.
- Jasne, szczególnie, że spalił ścianę w domu Sączysmarka - zaśmiała się Szpadka. 
Jorgenson posłał bliźniakom mordercze spojrzenie. 
- I tak wiem, że specjalnie wezwaliście do mnie Czkawkę - oskarżył. - A tą bestyjkę posadziliście pod chatą. 
Mieczyk wzruszył ramionami i przybił ze śmiechem piątkę z siostrą. 
- Nie próbowaliśmy jeszcze szukać tutaj - Czkawka wskazał kilka wysp na mapie. 
- Drzewokosy przecież migrują i przelatują z miejsca na miejsce - zauważył Śledzik. 
- Ale muszą opiekować się swoimi młodymi!
Mały smok wyczuł napiętą atmosferę. Machnął kilka razy skrzydłami i wylądował na ramieniu szatyna. Ten pochylił głowę, by smok mógł przejść na drugą stronę. Po chwili pazurkami u skrzydeł uczepił się włosów jeźdźca, jednak on starał się nie zwracać na niego uwagi. 
- Nieważne jak, znajdziemy jakiekolwiek Drzewokosy i spróbujemy dotrzeć do rodziny małego - powiedział twardo Czkawka. - Być może sami się znajdą. Au!
Chwycił smoczka i zdjął go ze swojej głowy. Malec ryknął cicho i próbował polizać jeźdźca po twarzy. Ten wyprostował ramiona, by zwiększyć odległość między swoją głową a pyskiem małego. 
- No to co teraz? - spytała Heathera. 
- Zabiorę go do siebie - odparł po chwili. 
Drzewokos wyrwał mu się z dłoni i popełzł przez jego ramię, owijając się po chwili na karku jeźdźca. Szatyn westchnął zrezygnowany. 
- Robi się późno - zauważył. - Idźmy spać. Rano pomyślimy, co dalej.
Wszyscy rozeszli się do swoich chat. Jedynie Astrid wpatrywała się jeszcze w przyjaciela, który zwijał mapę. Smoczek na jego szyi posłał jej zazdrosne spojrzenie i jakby owinął się mocniej. Czkawka po chwili zauważył blondynkę. 
- Nie idziesz? - spytał, unosząc brwi. 
Podeszła do niego, czując na sobie wzrok małego Drzewokosa.
- Jeszcze nie - odparła i spojrzała na smoczka. - Masz rękę do smoków. 
Uśmiechnął się lekko i ścisnął zwiniętą mapę. Podszedł do stojaka ze zwojami i włożył ją między papiery. 
- Szczególnie do małych - powiedział cicho. - I często zabieram je wbrew ich woli. 
Astrid przypomniała sobie Płomienia, młodego Tajfumeranga, którego matka nieźle namieszała w ich życiu.
- Nie sądzę, żeby temu się nie podobało - stwierdziła, spoglądając na zmęczonego smoczka. 
Czkawka delikatnie pogłaskał go po łebku i westchnął. Uśmiechnął się do przyjaciółki. 
- Chodźmy już - powiedział. 

          Astrid zerwała się z łóżka, gdy usłyszała huk spadających kamieni. Spojrzała w okno i ujrzała prześwitujące, lekkie światło. Była wczesna świta.
Wybiegła na zewnątrz. Ku zgrozie, zobaczyła kilka okrętów Łowców, którzy właśnie ostrzelali Skraj. Wichura podbiegła do właścicielki i warknęła, wysuwając kolce na ogonie. Astrid pogłaskała ją uspokajająco po łbie. 
Wskoczyła na siodło, a nad nią przeleciała czarna smuga. Szczerbatek posłał błękitną kulę plazmy w stronę wroga, niszcząc jeden z pokładów. Reszta jeźdźców dołączyła do przywódcy. 
Strony miały równe szanse. Każdy głaz wystrzelony w stronę Skraju, dostawał kontratak w postaci kuli ognia. Astrid pogoniła Wichurę, by zrównała się ze Szczerbatkiem. 
- Gdzie mały? - spytała Czkawkę. 
- Musiałem go zamknąć - odparł, odwracając wzrok. - Nie powinien się narażać.
Kiwnęła głową. Po chwili musiała zmienić tor lotu Wichury, strzały świsnęły jej koło ucha. Zagęszczał się wir walki, błyski ognia okalały całą przestrzeń.

Astrid ujrzała sieć, lecącą w stronę Szczerbatka. Owinęła się wokół ogona smoka, ciągnąc go w dół. Szczerbatek próbował wyplątać się, zanim uderzy o ziemię, lecz nie udało się. Wraz z jeźdźcem wylądowali boleśnie, smok przetoczył się dalej, zawijając się w sieć jeszcze bardziej. 
Czkawka wsparł się na łokciach i potrząsnął głową. Upadek sprawił odrętwienie w kończynach i przeszkadzający ból głowy. Kątem oka zauważył, że ktoś idzie w jego stronę. W ostatniej chwili przetoczył się na bok, unikając ostrza Rykera. Szatyn z trudem podniósł się z ziemi, rozglądając za jakąkolwiek bronią. 
Łowca zaśmiał się szyderczo i uniósł miecz nad głowę. Jeździec mógł uciekać, ale rzuconego w jego stronę ostrza nie uniknie. Ryker zamachnął się, lecz jego atak przerwała mała kulka, która wylądowała na jego twarzy, gryząc i drapiąc niemiłosiernie. Łowca próbował zedrzeć z siebie małego Drzewokosa. 
Czkawka krzyknął bezsilnie, gdy mężczyzna chwycił malca za ogon, zamachnął się i uderzył drobnym ciałem o skałę. Później odrzucił smoczka gdzieś dalej, lecz nie długo było mu cieszyć się małą wygraną. Młody jeździec rzucił się na niego i zaczął okładać pięściami. Łowca odrzucił go do tyłu i starł dłonią krew, wypływającą z nosa. 
Szatyn szykował się do kolejnego ataku, ale na Rykerze wylądował Szczerbatek. Ostatkiem sił Łowca zepchnął z siebie wielkie cielsko. Krzyknął do swoich ludzi, zarządzając odwrót. Skraj znowu mógł stać bezpiecznie. 

          Astrid z resztą jeźdźców wpatrywali się z uśmiechami w odpływające statki. Znowu wygrali. 
Blondynka szukała wzrokiem Czkawki, ale nie mogła go nigdzie znaleźć. Szybkim krokiem zaczęła iść w stronę jego upadku, przygotowując się na najgorsze. Odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła go siedzącego wraz ze Szczerbatkiem. Stanęła za nimi. 
- Czkawka, udało się! Przegoniliśmy ich - oznajmiła radośnie. - Czkawka?...
Mina jej zrzedła, kiedy szatyn pociągnął nosem. Trzymał coś w rękach, Szczerbatek mruknął smutno, trącając jeźdźca pyskiem. Astrid spojrzała przez jego ramię. 
Ujrzała bezwładne ciało małego Drzewokosa. Z jego pyszczka sączyła się krew, szyjka była nienaturalnie wykręcona. Czkawka jedną dłonią podtrzymywał jego tułów, a drugą główkę. Obie jego ręce były zakrwawione. 
Astrid usiadła obok przyjaciela, wpatrując się w jego twarz. W jego zawsze radosnych oczach teraz stały łzy.
- Uratował mi życie - powiedział cicho, łamiącym się głosem.
Blondynka ścisnęła jego ramię i również poczuła wilgoć pod oczami. Tak małe, niewinne stworzenie musiało przypłacić życiem, by ratować przyjaciela.
- Na pewno nie zginął na darmo - szepnęła. - Przez te kilka dni byliśmy dla niego rodziną.
Po policzku jeźdźca spłynęła pojedyncza łza. Kciukiem pogładził niegdyś nieustająco ruchome ciałko.
- Miałem mu znaleźć rodzinę - odparł sucho.
- Ależ miał ją. Byłeś dla niego niczym starszy brat.
Czkawka spojrzał jej w oczy. Po chwili spuścił wzrok i westchnął.
- Dlaczego muszę tracić braci? - spytał cicho.
Astrid ze smutkiem objęła go za szyję. Oparł głowę na jej ramieniu i jęknął z rozpaczą. Wiedziała, jak krzywda wyrządzona na smokach potrafiła na niego działać. Jego wrażliwość rzadko się ukazywała, zawsze starał się ukrywać swoje uczucia.
Pogłaskała go po włosach, przeczesując palcami ich pasma. Po chwili się uspokoił, jego oddech się wyrównał.  Nie potrafiła sobie wyobrazić sytuacji, gdyby na miejscu tego malca znalazł się Szczerbatek. Wtedy raczej żadna siła nie potrafiłaby wyciągnąć jeźdźca z depresji. 
- Mam jeszcze was - szepnął, jakby czytał jej w myślach. - Mam ciebie. 
Przytuliła go mocniej do siebie i przymknęła oczy. 

*

Miałam zrobić szczęśliwe zakończenie, że rodzice tego malucha się pojawią i przegonią Łowów, ale się rozmyśliłam xp Więc.. jak się podoba? x'''D 


One Shots ;3 HiccstridOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz