Żadna praca nie hańbi

2.1K 78 16
                                    

          Wichura miękko wylądowała na arenie i zatrzepotała radośnie skrzydłami. Astrid zsunęła się z siodła i pogłaskała smoczycę po nosie. 
Berk dzisiaj było wyjątkowo spokojne. Na niebie płynęły miłe dla oka bielusieńkie chmury, słońce oświetlało całą wioskę. Lato dawało powoli o sobie znać, z dnia na dzień temperatura zwiększała się, zapowiadając także przyszłe burze. Intensywna zieleń koron drzew oraz trawy uspokajały, a szum lekkiego wiatru ochładzał skórę. 
Astrid odetchnęła świeżym powietrzem i skierowała się do wioski, zostawiając Wichurę przy zbiornikach z rybami. Dziewczyna musiała spotkać się z Czkawką, by odciągnąć go w końcu od roboty. 
Na początku wiele się nie różniło to od jego codziennych prac, lecz od jakiegoś czasu zdecydowanie przesadził. Owszem, wśród najnowszych broni Berk pojawiła się wielka balista, która wystrzeliwała ogromne, ciężkie strzały, niemal z całości z Gronklowego żelaza. Były zdolne poważnie uszkodzić dobrze wyposażony statek Łowców, a obsługa była prawie tak łatwa, jak przy katapulcie. 
Jednak coraz rzadziej go widziała. Wydawał się szczęśliwy ze swoich nowych wynalazków i ona też je podziwiała na każdym kroku. Lecz brakowało jej dawnych lotów i przygód z nim na czele, gdy pakował się w kłopoty lub układał nowe strategie.
Wiedziała dobrze, że znajdzie go w kuźni, bo to tam najczęściej przebywał. Wyminęła śpiącego na ziemi Marudę, jednak nie widziała nigdzie swojego chłopaka. Jedynie Pyskacz grzebał coś w piecu i rzucił jej krótkie przywitanie.
Skierowała się więc do przybudówki, gdzie znajdowały się wszystkie zapiski i plany jeźdźca. Raczej nikomu nie pozwalał tam bez pozwolenia wchodzić, lecz jedyne co mogło jej zagrozić to... właściwie nic.
Podeszła do biurka i chwyciła jedną z wielu porozwalanych wszędzie kartek. Była dla niej zupełnie nieczytelna, lecz ze szkiców wynikało, że jest to plan jakiegoś budynku.
Odłożyła zapis i wzięła kolejny. Tym razem lepiej widziała każde zdanie, a rysunek przedstawiał dość pokaźnych rozmiarów zbiornik lub inne narzędzie przeznaczone dla smoków.
- Uhm, Astrid?...
Momentalnie obudził się w niej instynkt wojownika. Obróciła się szybko i kopnęła... Czkawkę?
W dodatku w bardzo delikatne dla mężczyzn miejsce.
Szatyn zgiął się w pół, a oczy omal nie wyleciały mu z orbit. Oparł się łokciem o ścianę i wypuścił z głośnym świstem powietrze, próbując się nie rozpłakać.
- Czkawka! - krzyknęła Astrid, próbując przemyśleć, co się właśnie wydarzyło. - O bogowie, przepraszam!
Jeździec machnął niedbale ręką, lecz odczucia były inne. Po raz pierwszy w życiu doświadczył czegoś takiego i miał szczerą nadzieję, że nie wydarzy się więcej. Przez chwilę wydawało mu się, że za chwilę zwróci śniadanie.
- Nic mi... nie jest - wydusił dość piskliwie.
Astrid dłuższą chwilę wpatrywała się jak szatyn, lekko blady,  ledwo utrzymuje się na nogach. W końcu podeszła do niego i chwytając pod ramiona, zaprowadziła do najbliższego krzesła. Usadziła go na nim dość ostro, więc wydał z siebie stęknięcie bólu. 
- Pójdę ci zrobić coś do picia - westchnęła i poczuła gorąc na twarzy. 
Nie odpowiedział tylko oparł głowę na kolanach, trzymając się za krocze. Wydał z siebie długi zduszony jęk. 
Astrid wybiegła na zewnątrz i szybko nalała trochę ciepłego jaczego mleka do kubków trzęsącymi się dłońmi. W życiu nie czuła się nigdy tak winna, a jednocześnie zawstydzona. Potarła ręce o siebie i odetchnęła głęboko. Wzięła dwa kubki wypełnione mlekiem i zwróciła się z powrotem w stronę gabinetu Czkawki. 
Wyglądał już lepiej, ale z lekkim strachem wpatrywał się w każdy jej ruch, jakby zaraz miał oberwać po raz kolejny. Wyciągnęła do niego dłoń z kubkiem, który chwycił powoli i zaczerpnął kilka łyków. 
- Przepraszam - powtórzyła cicho, siadając obok.
- Nic mi nie będzie, naprawdę - zapewnił ochryple. - Ale nie rób tego więcej, błagam. 
Zaśmiała się na dźwięk jego przerażonego tonu. Jeździec również się po chwili lekko uśmiechnął i pokręcił z zażenowaniem głową. 
- Szukałaś mnie może? - spytał. 
- Tak, właśnie - spoważniała i odchrząknęła. - Chciałabym cię o coś poprosić. 
- Jasne, dawaj. 
Podniósł się i z ulgą stwierdził, że może normalnie chodzić. Podszedł do biurka i zaczął przewalać papiery. 
- Ja... - zaczęła. - Chciałabym, żebyś się oderwał od tej pracy. 
Znieruchomiał i nie miał pojęcia dlaczego, ale bardzo ugodziły go jej słowa. Czyżby rzeczywiście było aż tak z nim źle? 
- Astrid... 
- Nie, posłuchaj - przerwała mu i stanęła za nim. - Nie widuję cię od kilku dni, pojawiasz się jedynie na godzinę lub dwie. Chcę, żebyś przerwał ten cyrk, inaczej utopisz się w tych swoich papierach - tu wymownie wskazała na zawalone biurko. - To jedyna rzecz, o którą cię proszę. 
Spojrzał na swoje rysunki. Tyle nowych pomysłów, które czekały na wejście w życie, tyle wizji, które chciałyby ujrzeć światło dzienne. I miałby to wszystko porzucić?
- Równie dobrze mogłabyś mnie poprosić, bym przestał latać na smokach - odparł sucho. 
- Ale właściwie ty w ogóle nie latasz od jakiegoś czasu - oznajmiła ze złością. 
Przeklął w duchu, ale musiał przyznać jej rację. Nagle zaczął tęsknić za wiatrem, targającym włosy na ogromnej wysokości i światłem zachodzącego słońca na horyzoncie. Dawno ich nie zaświadczył. 
- Nie rozumiesz - westchnął. - Żeby Berk było bezpieczniejsze i bardziej wydajne, muszę wprowadzić te rzeczy. Dzięki nim nasze życie będzie lepsze. 
- Twoje życie - poprawiła go ze smutkiem. - Może jednak ten kopniak ci się należał... 
Odwrócił się do niej, zaniepokojony tonem jej głosu, lecz ona już była przy drzwiach. Wyszła bez pożegnania, zostawiając jeźdźca z własnymi myślami. 
Zżerało go poczucie winy i myśl, że stał na skraju straty dziewczyny. 

One Shots ;3 HiccstridOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz