Akceptacja

2.1K 78 16
                                    

          - O nie, nie, kochana! Daj mi to!
Czkawka pochwycił kosz z rybami z rąk Astrid. Otworzyła usta i podparła się pod boki z błyskawicami w oczach, lecz starał się to ignorować. Wolał nie patrzeć w te dwie burzowe chmury. 
- Przecież nawet nie jest ciężki - zaprotestowała. 
- Dla ciebie jest zdecydowanie zbyt ciężki - odparł.
Prychnęła i skrzyżowała ramiona na piersi. Czkawka postawił kosz obok paśnika dla smoków i wytarł ręce w spodnie, odwracając się powoli do blondynki. Nauczył się, by nie zadzierać z żoną, ale ciągłe drobne sprzeczki czasem poprawiały mu humor, więc nie mógł się powstrzymać. 
- Z czego się śmiejesz? - spytała ostro. 
Zamiast natychmiast spoważnieć, mięśnie twarzy zdradziły go i ułożyły się w jeszcze szerszy uśmiech. Astrid zmarszczyła brwi i objęła się ramionami. 
- Śmiejesz się ze mnie - bardziej oznajmiła niż spytała. 
- Co? Oczywiście, że nie! Chyba żartujesz! - Podszedł do niej szybkim krokiem i objął. - Po prostu nie chcę, żeby stała ci się krzywda. 
Westchnęła. 
- To dopiero siódmy miesiąc, Czkawka - powiedziała. - Nic mi nie będzie.
Położyła czule dłoń na swoim okrągłym brzuchu. Po chwili szatyn położył swoją rękę na jej i pogłaskał delikatnie. 
- Pewnie nie - przyznał. - Ale i tak nie powinnaś się przemęczać. 
Odwróciła się do niego i oparła głowę na jego ramieniu. Odkąd tylko zaszła w ciążę, niemal codziennie asystował przy niej, nie spuszczając z oka i pomagając przy najdrobniejszym wysiłku fizycznym. Jeśli miała ochotę, zabierał ją na nocne przejażdżki lub spacery. 
Ale wiele go to kosztowało, bo choć spełniał jej zachcianki, musiał nadrabiać swoje obowiązki dwukrotnie. Jednak nigdy się do tego nie przyznawał. Wracał zmęczony do domu, ale zawsze ze szczęściem w oczach przytulał ją do siebie. 
Teraz objął ją czule i głaskał po głowie. Choć była wojowniczką, zawsze czuła się bezpieczna i nietykalna w jego obecności. 
- Idź do domu - powiedział. - Słońce zachodzi. 
Mruknęła coś w odpowiedzi. Zaśmiał się ciepło. 
- Później przyjdę - zapewnił i pocałował ją w czoło. 
Niechętnie go puściła i skierowała się do domu, ziewając po drodze. Czuła, że łydki z każdym krokiem jej twardnieją, lecz w końcu doszła do chaty. Weszła do środka, zamykając za sobą drzwi i natychmiast rozpaliła ogień w palenisku. 
Około godziny później była już przebrana w luźną tunikę, zakrywającą cały brzuch oraz legginsy. Ze spódniczki już dawno zrezygnowała, gdyż za bardzo ją uwierała. Po domu zawsze chodziła boso, a włosy również puszczała luzem na ramiona. 
Parzyła właśnie herbatkę rumiankową, kiedy przy schylaniu coś strzeliło jej w kręgosłupie nieprzyjemnie. Skrzywiła się i pomasowała barki rękami, a następnie rozciągnęła się i zakręciła ramionami. Niewiele to pomogło, ale poczuła wyraźną ulgę. 
Kątem oka zauważyła wielką blachę metalu, opierającą się o ścianę. Teraz blondynka doskonale widziała swoje odbicie. Szerokie biodra, okrąglejsza twarz, znacznie grubsze nogi. I oczywiście nie tylko to się powiększyło. 
Astrid spojrzała na swoje piersi, które od jakiegoś czasu bardzo zwiększyły swoją objętość. Podskoczyła odrobinę i zatrzęsły się śmiesznie. Jednak jej nie było do śmiechu. Wyglądała okropnie. Nie była już tak atrakcyjna jak kilka lat temu. Kończyła dwadzieścia dwa lata. 
Westchnęła i wzięła kubek z herbatą, która nie pachniała już tak przyjemnie. 

          Czkawka zeskoczył ze Szczerbatka i przeciągnął się z głośnym jękiem. Mógłby pozostać w tej pozie na zawsze, ale, na nieszczęście, nie mógł. Kiedy schylił się, by schować z powrotem "skrzydła" swojego stroju, kolana mu strzyknęły.
- Chyba się starzeję, co mordko? - spytał swojego smoka, krzywiąc się.
Szczerbatek zaśmiał się gardłowo, a jeździec spiorunował go wzrokiem.
- Ty nie masz tego problemu, co? - przedrzeźniał go.
Smok zamruczał, kręcąc głową i naśladując mimikę szatyna.
Czkawka zostawił go przy paśniku, a sam skierował się do domu. Nogi trochę mu zdrętwiały podczas lotu, ale wspiął się po schodkach i otworzył drzwi. Od razu zauważył Astrid, siedzącą na środku łóżka i rozpromienił się. Jednak uśmiech szybko zszedł mu z twarzy, kiedy się zbliżył.
Oczy miała przygasłe, siedziała zgarbiona z wyciągniętymi przed siebie nogami. W dłoniach trzymała kubek z nietkniętą, pewnie zimną już herbatą. Wpatrywała się naprzód, a kiedy powędrował za jej wzrokiem, ujrzał kawał blachy pod ścianą, która odbijała ich oboje.
Delikatnie wyjął kubek z napojem z jej dłoni i postawił na stoliku. Później usiadł obok.
- Co się stało? - spytał cicho, przeczesując jej włosy palcami.
Wydęła wargi, a po chwili je zagryzła.
- Jestem okropna - powiedziała.
Myślał, że się przesłyszał.
- Dlaczego tak mówisz?
- Wyglądam jak stara beczka - oznajmiła, klepiąc się po udzie.
- Wcale nie! 
- Spójrz tylko! Mam gruby tyłek! Bolą mnie nogi! Moja twarz wygląda okropnie!
Następnie uderzyła się dłonią w pierś.
- Cycki mi urosły - oznajmiła z jękiem. - To nie jest piękno.
Westchnęła, ale nie doczekała się reakcji z jego strony. Kiedy na niego spojrzała, okazało się, że po prostu zbytnio zapatrzył się na jej biust.
Pstryknęła go w nos.
- Oczy mam wyżej - warknęła.  
Zamrugał kilka razy. 
- Jasne, oczywiście - rzucił jeszcze okiem i odchrząknął. - A czy to nie jest normalne dla ciężarnej?
Policzki ją bolały od ściągania kącików ust głęboko w dół, ale była zbyt dobita, by nie móc się nie smucić. Pociągnęła nosem. 
- Jestem brzydka - chlipnęła. - Źle mi z tym. 
- Och, Astrid - objął ją i ucałował w czoło. - Naprawdę sądzisz, że powiększone... walory u kobiety są wadą dla faceta?
Musiała przyznać mu rację, jednak nadal nie była zadowolona ze swojej zmiany. Dotąd nie zwracała na to uwagi, ale teraz z jeszcze większą mocą spadła na nią ta rzeczywistość. 
- Mi się nie podobają - powiedziała. 
- A mi tak - odparł. - Znaczy... Bez żadnych podtekstów. 
Zdobyła się na lekki cień uśmiechu. 
- A tak w ogóle - kontynuował - to bardzo mi się podobasz. 
- Nawet jeśli się zestarzeję albo stracę rękę, albo oślepnę na amen, albo...
Przerwała, kiedy złączył ich usta w czułym pocałunku. Nawet kiedy przerwał, wciąż błądził wargami po jej twarzy. 
- Nawet - potwierdził. 
Uśmiechnęła się i starła łzę z policzka. 
- Jesteś jak smok - powiedziała. Posłał jej zdumione spojrzenie. - Lubisz mnie lizać po twarzy. 
Cmoknął i zastanowił się chwilę. 
- Ciekawe porównanie - stwierdził.
- Oczywiście. Zresztą cały czas potrafisz mi się wymykać, a później pojawiasz się znienacka i... Ej, co ty robisz?
Wpił się w jej szyję i składał delikatne pocałunki na skórze. 
- Och, nie - mruknął. - Smok atakuję piękną, bezbronną wojowniczkę.
- Przestań, to łasko-ocze - zaśmiała się, próbując go od siebie odepchnąć. 
- Nic go nie powstrzyma przed spożyciem ciężarnej kobiety i sianiem zniszczenia - kontynuował, lecz dało się dosłyszeć w jego głosie nutę rozbawienia. 
- Czkawka! - krzyknęła, kiedy zamknął ją w uścisku. 
Tak naprawdę nie chciała go odciągać od tej zabawy. Każdy jego pocałunek wywoływał przyjemne dreszcze i ciepło. Parsknęła cicho. 
- Jesteś niemożliwy - potargała go po czuprynie. 
- Ja ciebie też kocham - odparł. 
Uniósł się i musnął wargami jej usta. Astrid palcem uderzyła o jego nos. 
- Idziemy spać? - spytała. - Zmęczyłeś mnie swoimi smoczymi atakami. 
Uśmiechnął się szeroko. 
- Jasne - powiedział. - Zaraz wracam, muszę się przebrać. 
Szybko wstał z łóżka i w trakcie marszu do drugiego pokoju zdjął naramienniki i rozpiął pasek. Astrid odprowadziła go wzrokiem. Czuła się znacznie lepiej, ciało nie wydawało się już takie straszne. 
Pogłaskała się po okrągłym brzuchu i uśmiechnęła, czując drobny ruch. Niedługo Berk zawita nowego potomka wodzów. Czuła się niezwykle szczęśliwa i odpowiedzialna, bo na pewno nie mogła dopuścić do oddania dziecka bliźniakom, jako nianiek. 
Czkawka wrócił ubrany jedynie w koszulę i luźne spodnie, stopę miał bosą, a metalowa proteza była wciąż na swoim miejscu. Przeczesywał stargane włosy palcami, niewiele w ich wyglądzie polepszając. Później usiadł za Astrid obejmując ją od tyłu i kładąc dłonie na jej brzuchu. 
- Będziesz świetnym tatą - stwierdziła. 
- Tak myślisz? - spytał. - Trochę się obawiam. 
- Nie myślę. Ja to wiem
Położyła swoje dłonie na jego i razem odczuwali poruszające się życie we wnętrzu jej ciała. Oparła się o Czkawkę, odprężając nieco. Jeździec oparł głowę na jej ramieniu i przymknął oczy, oddychając miarowo. 
Niechcący przekrzywiła się w jego objęciach i syknęła, kiedy kręgosłup po raz kolejny wydał z siebie trzask. Szatyn uniósł ją delikatnie do pozycji siedzącej. 
- Stało się coś? - spytał ze zmartwieniem w głosie. 
- Nie, tylko... - Ucisnęła ramię i poruszała nim trochę. - Od jakiegoś czasu bolą mnie plecy. 
Zacisnął szczękę. Po chwili ustawił Astrid między swoimi nogami, podwinął jej tunikę, przełożył włosy na bok i zaczął na początek delikatnie masować szyję dziewczyny. Westchnęła z zadowoleniem. 
- Uch... Trochę niżej - nakierowała go. 
Wykonał jej polecenie i przeszedł do łopatek, wykonując okrągłe ruchy. Jego ciepłe dłonie profesjonalnie wędrowały po plecach blondynki, dokładnie uciskając lub lekko rozmasowując, w zależności od miejsca. 
Po kilku minutach całe jej ciało było odprężone i dygotało niemal niezauważalnie, prosząc o więcej. Czkawka wyłapał tą prośbę i oparł żonę o siebie, wciąż masując jej plecy.
- Śpij, kochanie - szepnął. - Śpij. 
Zamknęła bez przeszkód oczy i odprężyła się. Zasnęła z nieustającą rozkoszą i ciepłem ciała przyszłego ojca jej dziecka. 

*

Na pewno nic nie napiszę przed świętami, więc:

Spotkałam dzisiaj kurczaka, 
co po baziach skakał.
Za nim kurka podążała
i pisanki malowała.
Wtem baranek się ukazał
i życzenia złożyć kazał:
Szczęścia i radości moc
w przyszłą świętą Wielką Noc!


Hapi Ister Eg  ;* 

One Shots ;3 HiccstridOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz