Czkawka nie mógł całą noc zmrużyć oka. Ból rozsadzał mu czaszkę, suche gardło odmawiało posłuszeństwa, a cała sypialnia chybotała się na wszystkie strony.
Tak mu się przynajmniej wydawało.
Ściany przechylały się i rozmazywały przed oczami. Blask księżyca tworzył upiorne cienie w kątach, zewsząd najlżejsze dźwięki dochodziły z niebywałą mocą.
Szatyn dygotał na całym ciele, nie miał odwagi się podnieść, a nawet gdyby chciał, wszystkie kończyny były zdrętwiałe. Szczerbatek głowę położył obok na łóżku i pomrukiwał z niepokojem, widząc stan przyjaciela.
Czkawka odwrócił się na plecy z zaciśniętymi szczękami i objął ramionami głowę. Jęknął na dźwięk skrzypienia podłogi pod łapami smoka, a jego wielkie, zielone oczy wprawiały go w dreszcze na plecach.
W końcu zdołał się podnieść, ale zbyt szybko stanął na nogi. Ciśnienie momentalnie się podniosło, przed oczami pojawiły się mroczki, w głowie się zakręciło. Szczerbatek podtrzymał jeźdźca przed upadkiem i poprowadził do wyjścia.
Kiedy Czkawka stanął przed schodami, oparł się z głuchym stęknięciem o ścianę i usiadł na najwyższym stopniu. Odetchnął głęboko i urywanie, coś torowało mu dojście powietrza do płuc. Skulił się i poczuł mdłości. Miał ogromną ochotę się napić, ale schody wydawały mu się teraz przeszkodą nie do pokonania.
Szczerbatek zeskoczył na dół i poszukał wzrokiem dzbanka z wodą. Stał na stole, wraz z kilkoma kubkami. Był wypełniony płynem do połowy, ale powinno wystarczyć. Smok chwycił w zęby naczynie i podreptał z powrotem do jeźdźca.
Gdy postawił dzban obok niego, Czkawka podniósł wzrok i przyglądnął się pyskowi Szczerbatka. Ten zdziwił się, kiedy zobaczył w oczach szatyna czyste przerażenie. Jeździec cofnął się z cichym, ochrypłym okrzykiem i upadł do tyłu na plecy.
Szczerbatek stanął za nim i głową uniósł przyjaciela, stawiając go z powrotem w pozycji siedzącej. Czkawka zadygotał i dopiero teraz zauważył wodę, stojącą obok. Bardzo powolnym i słabym ruchem podniósł naczynie i przez dłuższą chwilę wpatrywał się w trzęsący się płyn. Uniósł dzban do ust i głębokimi łykami opróżnił całość.
Jednak z niewiadomych powodów zepchnął naczynie, które potoczyło się kilka stopni w dół i roztrzaskało na dole. Szatyn oparł głowę o ścianę i podkulił nogi do siebie, oddychając ciężko. Szczerbatek mruknął smutno i ułożył łeb obok, z niecierpliwością wyczekując dnia.- Nie wyspałeś się?
Astrid omal się nie zakrztusiła, kiedy ujrzała szatyna. Miał podkrążone oczy i bladą twarz, obejmował się ramionami i unikał światła słońca. Siedział teraz skulony w kuźni, najwyraźniej nie mając ochoty na jakiekolwiek towarzystwo.
- Ej, pytałam o coś. - Potrząsnęła jego ramieniem. - Spałeś w ogóle?
Pokręcił głową i zacisnął usta. Zmarszczyła brwi i przyłożyła dłoń do jego czoła.
- Jesteś rozpalony - zauważyła ze zgrozą. - Co ci jest? Boli cię coś?
Objął się ramionami ciaśniej. Usiadła naprzeciw niego i ujęła jego twarz w dłonie.
- Czkawka, co się dzieje? - spytała z niepokojem. - Jesteś chory? Ranny? Odpowiedz.
Wciąż nie odpowiadał. Spuścił wzrok i zadygotał, Astrid starała się nie wybuchnąć i nie potrząsać nim.
- Zabierz mnie stąd, proszę - wychrypiał cicho.
Głos miał tak słaby i przepełniony rozpaczą, że blondynka zaniepokoiła się jeszcze bardziej. Chwyciła jego dłoń, która była zimna jak lód.
- Zostań tu, pójdę po kogoś - oznajmiła. - To musi być coś poważnego.
Pogłaskała go po włosach i ucałowała w czoło. Później się podniosła i kazała Szczerbatkowi go pilnować, a sama ruszyła po jakąkolwiek pomoc.Czkawka rozglądał się z lekką obawą po własnym pokoju. Tak naprawdę nie wiedział gdzie jest. Kim jest. Po co tu jest.
- Czkawka, wszystko w porządku?
W obrębie jego wzroku pojawiła się Astrid i pamięć wróciła. Siedziała na skraju łóżka i ogrzewała własnymi dłońmi jego. Starał się utrzymać otworzone powieki, ale zmęczenie po minionej nocy dawało o sobie znać.
Astrid pomogła zaprowadzić go do chaty i ułożyć na łóżku. Stracił przytomność tylko na kilka minut, ale to mocno zaniepokoiło wszystkich. Szczerbatek patrzył jak Stoick przechadzał się po pokoju, co chwilę rzucając okiem na bazgroły Gothi, lecz jego humor nijak się nie poprawiał.
- Co mu właściwie jest? - spytał po raz dziesiąty.
- Gothi sama nie wie, ale ma pewne podejrzenia - przetłumaczył Pyskacz. - Tylko że to jest mnóstwo chorób i wszystkie wyglądają tak samo.
- A da się jakoś ustalić konkretną?
- Trzeba by było poznać więcej objawów. Omdlenie i gorączka to zbyt mało. W dodatku ma przyśpieszoną akcję serca, ale to też niewiele daje.
Stoick westchnął i podszedł do łóżka. Czkawka znów odpłynął i oddychał płytko, co chwilę zaciskając powieki, usta i pięści, jakby miał bardzo realistyczne sny. Wódz chwycił jego zimną dłoń i posmutniał. Tak nagle, z dnia na dzień jego synowi stało się coś złego. Wczoraj tryskał energią, a dzisiaj był tylko cieniem samego siebie.
- Muszę zająć się Chuliganami - powiedział. - Poinformujcie mnie, gdyby się coś działo.
Nie chciał zostawiać syna teraz, gdy tak bardzo potrzebował pomocy, ale nie miał większego wyboru. Nie mógł zaniedbać swoich obowiązków.
Pyskacz wyszedł razem z nim, a Gothi pokazała Astrid swoje zioła i napary, by podawała je co jakiś czas Czkawce. Później ona również opuściła pomieszczenie, zostawiając blondynkę oraz Szczerbatka.
Astrid dotknęła dłonią policzka szatyna. Był rozpalony niemal wszędzie, jedynie ręce pozostawały zimne. Niemal nie było widać jak oddycha, tylko ciężkie sapanie informowało o tym, że wciąż żyje.
- Gdybym tylko wiedziała, co ci jest... - powiedziała cicho.
Poczuła łzy w oczach. Jej smutek się pogłębiał, kiedy patrzyła na jego wykrzywioną w grymasie bólu twarz. Szczerbatek trącił ramię blondynki nosem i zamruczał.
Czkawka otworzył oczy i od razu zwrócił wzrok na Astrid. Jego spojrzenie znacznie zblakło od wycieńczenia. Uniósł rękę i przyłożył dłoń do jej policzka. Uśmiechnęła się smutno i położyła własną na jego, zamykając oczy. Starł jej łzę kciukiem.
- Co się ze mną dzieje? - spytał cicho.
Głos wciąż miał zachrypnięty, ale starał się przynajmniej udawać silnego.
Astrid pokręciła głową i ścisnęła jego dłoń. Szczerbatek położył łeb na brzuchu jeźdźca i zastrzygł uszami. Czkawka pogłaskał go po głowie i wypuścił głośno powietrze.
Blondynka sięgnęła po kubek z naparem od Gothi i spojrzała wyczekująco na Czkawkę. Próbował unieść górną część ciała, ale tylko sprawił sobie więcej kłopotu. Astrid wsunęła rękę po jego głowę i podniosła ją do góry, przykładając naczynie do jego ust. Bardzo szybko połykał, więc specjalnie powoli przechylała kubek, by się nie zakrztusił przez własne pragnienie.
Kiedy opróżnił całość, opuściła jego głowę z powrotem na poduszkę i odstawiła naczynie.
- Wyzdrowiejesz - powiedziała, głaskając go po głowie. - To tylko kwestia czasu.Czkawka odsypiał niemal cały dzień, więc wieczorem był już wypoczęty. Jeśli to miało jakiekolwiek znaczenie, kiedy ból rozrywał każdą część jego ciała.
Astrid musiała po jakimś czasie opuścić jego chatę, a Szczerbatek nie mógł wysiedzieć w tym samym, mało przestrzennym miejscu, w dodatku o pustym żołądku. Jednak nie licząc zdrętwiałych kończyn, oszołomienia, dziwnych omamów wzrokowych i gorąca, to szatyn miał się dobrze.
Miał zamknięte oczy, gdy usłyszał czyjeś kroki na schodach. Nie rozpoznawał ich. Te były lekkie i szybkie, ktoś się spieszył. Kiedy otworzył oczy, ujrzał... Amirę.
Ostatni raz widział ją wczorajszego wieczoru, później wmieszała się w tłum i więcej jej nie widział. Aż do teraz. Uśmiechała się. Lecz w tym uśmiechu nie było ani odrobiny dawnej czułości i przyjaźni.
- Miewasz się lepiej, jak sądzę - zauważyła i skrzywiła się. - To minie, wierz mi.
Otworzył usta, by spytać ją, o co jej chodzi, ale z jego ust nie wydobył się żaden dźwięk. Dosłownie żaden.
- Nadszedł ten moment, kiedy trucizna blokuje struny głosowe i nie pozwala im na ruch - oznajmiła. - Później zaciśnie się wokół gardła i zacznie cię dusić, co powinno już dawno nastąpić. Chyba wasza uzdrowicielka jednak zna się na rzeczy, bo powinieneś nie żyć.
Trucizna. Jak mógł być tak głupi. Zacisnął pięści, ale był to jedyny ruch, na jaki było go stać.
- Nie wierć się, chłopcze - ostrzegła go. - Nie niszcz mi tej chwili.
Wyciągnęła spod sukni mały woreczek. Otworzyła go i wyciągnęła ze środka kilka czarnych kuleczek.
- Wilcze jagody - powiedziała. - Okropna sprawa, prawda? Objawy pojawiają się po kilku godzinach i wtedy już jest za późno na reakcję. Dziwne wizje, omamy słuchowe, lęk, zaburzenia pamięci, brak panowania nad ciałem, nudności, dzikie pragnienie, gorączka i wiele innych. Wszystko to niszczy powoli, ale skutecznie.
Jego serce znacznie przyśpieszyło, kiedy podeszła do dzbanu z parzącymi się ziołami i wrzuciła tam zgniecione w palcach jagody.
- Rozpuszczą się i zostaną po nich tylko niewinne pestki - oznajmiła, patrząc z satysfakcją na płyn. Po chwili spojrzała na szatyna i uśmiechnęła się złośliwie. - Trochę szkoda pozbywać się tak młodego chłopca, ale czego się nie robi dla biznesu.
Ta kobieta idealnie odzwierciedlała Viggo. Tylko ona jeszcze niestety żyła.
- Kiedy ty umrzesz, będę tą osobą, która pocieszy twojego ojca - powiedziała, a widząc przerażenie w oczach Czkawki, zaśmiała się cicho. - Berk zostanie bez następcy tronu i po jakimś czasie popadnie w ruinę. Ale nie martw się. Z chęcią się tym miejscem zajmę.
Miał ochotę ją uderzyć, lecz nie mógł nawet jęknąć, a co dopiero wymierzyć ciosu.
- Na pewno już gotowe - powiedziała i klasnęła w dłonie. - Napijesz się, chłopcze?
Po jego plecach przeszedł dreszcz. Nie chciał po raz kolejny przez to przechodzić. Amira nalała do kubka naparu z wrzuconą trucizną i usiadła na brzegu łóżka. Czkawka odwrócił głowę, kiedy przyłożyła naczynie do jego ust.
- Nie chcesz współpracować, jak widzę - zauważyła i uniosła brew. - Mam cię przekonywać?
Zacisnął usta i spojrzał jej twardo w oczy. Uśmiechnęła się z pobłażaniem.
- Być może pomogę twojej dziewczynie do ciebie dołączyć - powiedziała. - Na pewno oboje będziecie szczęśliwi w zaświatach.
Poczuł gorycz porażki. Nie mógł pozwolić, by Astrid cierpiała jak on. Była dla niego całym światem.
Amira zauważyła jego kapitulację i wyciągnęła znowu kubek w jego stronę. Ze łzami w oczach wypił zawartość i obserwował z bezsilnością, jak kobieta odstawia naczynie i rusza w stronę wyjścia.
Po drodze wpadła na Astrid, która właśnie wchodziła po schodach. Blondynka z zaskoczeniem obserwowała, jak Amira szybko się wycofuje i znika za drzwiami chaty. Pobiegła na górę, ganiąc się w myśli za pozostawienie Czkawki samego.
Leżał na łóżku, ale wydawał się nieobecny wzrokiem.
- Czkawka, coś się stało? Zrobiła ci coś? - spytała, siadając na łóżku i chwytając jego dłoń.
Nie odpowiedział, nawet na nią nie spojrzał, ale uścisnął jej rękę. Z jego oka wypłynęła pojedyncza łza.*
Miały być dwie części, ale mam jakieś dziwnie błędne obliczenia zawsze w tych sprawach xD
Nie mogę się jednak powstrzymać od krzywdzenia naszej Wykałaczki, ale od razu mówię, że skończy się hapi endem xD Nie po to szukałam po internetach objawów po zatruciu pokrzykiem wilczą jagodą [*]
Więc niektórzy z was mieli rację jeśli chodzi o zatrucie x>
CZYTASZ
One Shots ;3 Hiccstrid
FanficKrótkie historyjki, które nie mają ze sobą nic wspólnego, prócz głównego tematu - Czkawka i Astrid <3 Zapraszam do czytania ;)