Wojna pragnie ofiar #2

2.2K 87 5
                                    

          Czkawka omal nie wypluł gorzkiego lekarstwa, które z trudem połknął. Westchnął ciężko i oparł się o zagłówek łóżka. Gothi spojrzała na niego dziwnie, aż się wzdrygnął, lecz po chwili odwróciła wzrok i znowu wróciła do swoich prac. Zjawiła się tu jakiś kwadrans temu, a już napoiła szatyna kilkoma ohydnymi napojami. 
Znajdowali się w domku Czkawki na Smoczym Skraju. W pomieszczeniu był jeszcze wódz Berk, Pyskacz i Astrid. Stoick niespokojnie chodził w te i z powrotem, mrucząc niewyraźnie pod nosem. 
- Tato, nic mi nie jest - zapewnił po raz setny. 
- Połamane żebra, rozbita głowa, obite biodro - wyliczył mężczyzna. - I prawie miałbyś krwotok wewnętrzny! Nie, nic ci nie jest.
Chłopak naburmuszył się i odruchowo złapał za bok. Jeszcze chwilę wcześniej ledwo powstrzymywał się od krzyków, gdy go opatrywali. Czuł się okropnie bezsilnie i bezbronnie. 
- Za kilka dni powinieneś wstać na nogi - oznajmił Pyskacz, odczytując bazgroły Gothi. - Ale powinieneś uważać na słup... Słup?... AU! Kręgosłup! Tak, chodzi o kręgosłup. 
Potarł głowę po uderzeniu laską staruszki, a ta wskazała jeszcze na lekarstwa stojące nieopodal. 
- Tak - kontynuował Pyskacz. - Jeszcze masz zażywać te leki, żeby rany się szybciej zagoiły.
Czkawka mruknął coś pod nosem, a Stoick posłał mu mordercze spojrzenie. Chłopak odwzajemnił ten gest i mężczyzna po chwili odwrócił wzrok. Może nie znał syna tak dobrze, jak mu się zdawało. 
- Więc - odchrząknął wódz. - Muszę lecieć na Berk, mam parę spraw do załatwienia. Na pewno reszta jeźdźców się tobą zajmie. 
- Na pewno - odparł Czkawka. 
- Cieszę się, że nic większego ci się nie stało - dodał smutno. 
Czkawka spuścił wzrok i nie odezwał się więcej. Stoick westchnął i wyszedł, a za nim poszła Gothi i Pyskacz, rzucając pożegnanie. W pomieszczeniu została tylko Astrid. 
- Nie musisz tu siedzieć - burknął Czkawka. 
- Ale chcę - odparła, podchodząc do łóżka. 
Szatyn wciąż miał spuszczony wzrok. Astrid usiadła na brzegu, przypatrując mu się z uwagą. Czkawka żałował, że Szczerbatek odpoczywał w stajni, a nie tu. Po chwili lekko zdenerwowany ciszą spytał:
- Na co się tak patrzysz? 
- Omal cię nie straciliśmy - powiedziała.
- Przecież nic... Nic mi nie jest...
Podłamał mu się głos i ze smutkiem ocenił sytuację. Naraził przyjaciół i Szczerbatka. Mało brakowało do czyjejś śmierci. Wciąż próbował przekonać wszystkich wokół, że nic mu nie jest. A może przekonywał samego siebie?
- Nie wiem co by się stało, gdybyś wtedy... - Astrid nie dokończyła zdania.
- Gdybym zginął - dokończył za nią. - Ale żyję, Astrid. Jestem tu.
Złapał ją za rękę i uścisnął. Odwzajemniła ten gest, w jej błękitnych oczach zbierały się łzy. Po chwili wyciągnęła niepewnie dłoń w stronę jego twarzy i zatrzymała się w pół drogi, niepewna. Czkawka przymknął oczy i cieszył się jej dotykiem. Zaczęła przeczesywać jego włosy, wywołując przyjemne dreszcze. Następnie zatrzymała dłoń na jego policzku. Otworzył oczy i spojrzał na nią. Była teraz znacznie bliżej, doskonale widział jej niebieskie oczy, z których lada chwila mogły potoczyć się łzy. Dopiero teraz zorientował się, jak bardzo pragnął, by była szczęśliwa. I jak blisko było do straty tego szczęścia.
Astrid dotykając jego rozgorączkowanej twarzy, myślała o tym, jak bardzo zależało jej na jego bezpieczeństwie. Dlaczego musiał wydarzyć się tak okropny wypadek, by w końcu to sobie uświadomiła? Zawsze kiedy czuła się szczęśliwa, coś musiało pójść nie tak. Nagle jego zielone oczy przygasły i poczuła jak się napina. Odwrócił wzrok i przez chwilę trzymał oddech, by później wypuścić go ciężko. 
- Co się stało? - Astrid zmuszona była do cofnięcia ręki.
- Ja tylko... - zaczął niepewnie. - Widziałem te maszyny... Widziałem je, Astrid. A nie zrobiłem nic, by zapobiec ich użyciu przez Łowców. 
Dziewczynę zatkało. Czkawkę przygnębiło jeszcze bardziej jej zaskoczenie i lekko pobladł.
- Co się ze mną dzieje? - spytał cicho. - Czasem myślę... Myślę, że byłbym w stanie poświęcić jedno z was dla tego przeklętego przedmiotu. Że potrafiłbym poświęcić wszystkie uwięzione smoki...
Astrid odruchowo się cofnęła. Jednak widząc zmieszanie i rozpacz szatyna, szybko się uspokoiła i przysunęła z powrotem. Dotknęła znowu dłonią jego policzka, na co się skrzywił i odwrócił głowę. Ale ona nie ustawała i chwyciła jego twarz obiema rękami. Jego oczy były puste i pozbawione wyrazu, nie znała ich. 
- To nic, Czkawka - zaskoczył ją jej pewny głos. - To tylko.. ta zła część, która jest w każdym z nas. Ale nigdy nie powiedziałabym, że w tobie wywołuje potwora. Kiedyś widziałam tylko tego słabego chuderlaka, który robił ciągle wszystkim na złość. Nie potrafiłam patrzeć we wnętrze, nie chciałam. Ty mnie nauczyłeś, rozumiesz? Straciłam wiele lat, uważając, że nie jesteś godny mojej przyjaźni. Zrobiłeś więcej dobrego niż wszyscy mieszkańcy Berk razem wzięci. A te złe myśli i dziwne pragnienia bledną przy twojej dobrej stronie. Jesteś dla nas wszystkich jak starszy brat. Nigdy nie myśl o sobie źle, bo się o tym dowiem i cię nauczę rozumu. 
Przez cały czas patrzył jej głęboko w oczy. Nawet w tak poważnych sprawach lubiła odwoływać się do przemocy. Ale uwielbiał to. Uwielbiał ją całą. Załapał swoimi dłońmi jej i uśmiechnął się lekko.
- Jesteś jedną z najlepszych rzeczy jaka mnie spotkała - powiedział. - Kocham cię.
Przez chwilę się nie odzywała, lecz później uśmiechnęła się skromnie, a na jej policzki wstąpiły rumieńce. Wyglądała przesłodko. Nagle pochyliła się do niego, łącząc swoje wargi z jego. 
Szybko oboje się rozluźnili. Pocałunek był niezwykle głęboki i szczery. Jego ręce oplotły jej talię, a ona wpiła się w jego czuprynę. Żadne nie chciało zakończyć tej chwili, cieszyli się nią przez dobre dwie minuty. Gdy w końcu oderwali się od siebie, dyszeli ciężko. Prawie na nim leżała, lecz wcale nie miała zamiaru zejść. Pragnęła, by ta chwila nigdy się nie skończyła. On miał takie samo marzenie. 
Astrid wielce się uradowała, kiedy ujrzała błyskające intensywną zielenią jego oczy. Z jej oka wypłynęła pojedyncza łza szczęścia, którą Czkawka starł palcem. 
- Ja ciebie też - powiedziała.
Szatyn zapomniał o całym bólu i ranach. Teraz liczyła się tylko ona. 
Ułożyła się obok, wtulając się w jego szyję i zamykając oczy. Czuł na karku jej ciepły, równomierny oddech i odprężył się, przytulając ją do siebie i zapominając o Łowcach. 
- Co ja bym bez ciebie zrobił? - szepnął, całując jej czoło. 
Prawdopodobnie nic - pomyślała, zasypiając spokojnym snem. 

*

Trochę późno, ale jest x') Mam nadzieję, że się podoba, bo na końcu trochę już wymuszałam, w końcu jest 21:30 :"> Dobranoc lub dzień dobry, zależy kto kiedy czyta xD

One Shots ;3 HiccstridOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz