Pokochać blizny

2.6K 96 19
                                    

          Jeźdźcy siedzieli przy okrągłym stole. Ledwo tknęli jedzenie, choć po całym dniu ciężkiej pracy zmęczenie i głód ściskały ich niemiłosiernie. Kolacja kusiła zapachami, lecz nikt nie był w humorze. Nawet bliźniaki ostatnio się uciszyli. 
Odkąd Czkawka wrócił z samotnej wyprawy, wszystko nagle stało się ponure. Znak, który Łowcy wypalili na policzku jeźdźca sprawił, że chłopak przestał odzywać się do kogokolwiek. Na nic było przekonywanie go, iż to nie zmienia niczego w jego życiu. Ale powoli nawet reszta przestawała w to wierzyć. 
Astrid zmarszczyła brwi i uderzyła pięścią o stół, zwracając na siebie uwagę. 
- Idę do niego - powiedziała i odsunęła swoje krzesło. 
- Nie wpuści cię - oznajmiła Heathera, nawet na nią nie patrząc. 
- Znajdę sposób. 
- Nie będzie chciał rozmawiać - wtrącił Śledzik. 
- Zmuszę go. 
- To i tak niczego nie zmieni - zdenerwował się Sączysmark. - Minęły dwa tygodnie odkąd prawie w ogóle go nie widzimy. 
- Więc chyba najwyższy czas z nim porozmawiać - rzuciła Astrid, kierując się do wyjścia. 
Nikt jej nie zatrzymywał, więc szybko opuściła pomieszczenie i skierowała się ku chatki przyjaciela. 

          Czkawka ściskał w dłoni notes i przerzucał kartki, nawet się im dobrze nie przyglądając. Wszystko, co wymyślił, co weszło w życie, nagle stało się bezsensowne. Jedno wydarzenie, które trwało kilka minut, zniszczyło jego życie. 
Zamknął notes i rzucił go gdzieś w głąb pokoju. Ukrył twarz w dłoniach, zastanawiając się, kiedy w końcu dojdzie do siebie. Dotknął blizny, więc szybko odsunął dłoń. Po wypaleniu został tylko biały ślad, jednak wciąż nie mógł się pozbyć wspomnienia bólu, jaki go wtedy dopadł. Oznaczyli go jak zwierzę. 
Gdy wrócił, skłamał, że cudem udało się mu uciec od Łowców. Nie chciał zdradzić Dagura, który uratował Szczerbatkowi, jak i jemu życie. Jednak gdy teraz nad tym rozmyślał, zapragnął wrócić do tamtej chwili i zginąć pod bronią wroga. 
Podniósł się i zaczął nerwowo chodzić po pokoju. Kopnął leżący notes, który poszybował jeszcze dalej i odbił się od ściany. Szatyn przez chwilę wpatrywał się w niego. Po chwili jednak odwrócił wzrok, popełniając fatalny błąd, ponieważ spojrzał na swoje odbicie w średniej wielkości lustrze. 
W tej chwili znienawidził samego siebie. Podszedł szybkim krokiem do zwierciadła i z całej siły uderzył lewą pięścią w gładką taflę. Szczerbatek ryknął cicho z przerażeniem i współczuciem oglądając całe zdarzenie. Piekący ból przeszył dłoń szatyna, lecz uderzył po raz drugi, powiększając tworzącą się pajęczynę pęknięć. 
Za wstyd.
Za bezsilność. 
Za przyjaciół. 
Za zmarnowane życie. 
Za cały ból...
Na lustrze zostały ślady jego krwi, która również spływała po palcach. Rząd pęknięć jednak wciąż ukazywał odbicie jeźdźca, więc ten uderzył po raz kolejny. Tym razem większość zwierciadła odpadła i rozbiła się na podłodze. 
Zignorował pieczenie w dłoni i oparł się o ścianę, by po chwili osunąć się na ziemię. Podciągnął kolana pod brodę i ukrył głowę, oplatając nogi ramionami. Co powie ojcu? A jak zareaguje cała Berk? Mógł jedynie się domyślać, a w tej chwili żadne z wizji nie było pozytywne.
Szczerbatek ostrożnie podszedł do przyjaciela i trącił nosem jego zakrwawioną dłoń. Mruknął ze smutkiem i jedyne co mu przyszło do głowy, to ułożenie się u stóp jeźdźca. 
Czkawka usłyszał kroki na zewnątrz i spiął się. Nie poruszył się jednak, lecz nasłuchiwał. Rozległo się ciche pukanie, na którego dźwięk Szczerbatek uniósł uszy. Szatyn nie miał ochoty na odwiedziny, a i tak zaskoczyła go ta wizyta. Przyjaciele zrezygnowali już kilka dni temu. 
Znowu pukanie i czarny smok uniósł łeb. Czkawka nie mógł mieć wpływu na to, co za chwilę zrobi. Mianowicie Szczerbatek podniósł się i podszedł do drzwi. Chwycił je zębami i pociągnął, a te złożyły się do góry. Szatyn usłyszał powitanie osoby, która była ostatnią, jaką chciał w tej chwili widzieć. 
Astrid szybko omiotła wzrokiem pomieszczenie. Zbite lustro ze śladami krwi, rozbite jego kawałki na podłodze. I jeździec, który siedział skulony pod ścianą. Przez dłuższą chwilę nie wiedziała co robić i czuła, że szatyn nie chce z nią rozmawiać. Jednak nie chciała się w tej chwili wycofać, więc podeszła do niego, lekko pchnięta przez Szczerbatka. Uklęknęła przed przyjacielem, starając się nie skaleczyć kawałkami lustra. 
- Czkawka? - zaczęła cicho. 
Zacisnął mocniej pięści i nie odezwał się. Westchnęła cicho i próbowała chwycić jego dłoń, ale wyrwał się z jej uścisku. 
- Potrzebujesz czegoś? - spytał pusto. 
Zagryzła wargę na dźwięk jego obojętnego tonu. 
- Chciałam tylko zobaczyć co u ciebie - powiedziała. 
Parsknął z irytacją. Spuściła głowę, karząc się w myślach za głupotę. Nie miała jak zobaczyć jego twarzy, ale próbowała dojrzeć cokolwiek. 
- Martwimy się o ciebie - kontynuowała z nadzieję. - Od kilku tygodni w ogóle się nikomu nie pokazujesz. 
- Ciekawe co się ze mną stało - rzucił. 
- Przestań być taki obojętny. Chcemy ci pomóc, nie widzisz tego?
- Nie chcę pomocy.. 
Myślała, że powie, iż jej nie potrzebuje. Lecz on po prostu chciał być sam, zatonąć w samotności. Zbliżyła się i zaczęła dłonią głaskać jego ramię. Zadrżał pod jej dotykiem. 
- Chcesz, ale o tym nie wiesz - powiedziała cicho. - Proszę, pozwól sobie pomóc. 
Przekręcił głowę. Drgnął, gdy ścisnęła jego zdrową dłoń. 
- Spójrz na mnie - szepnęła. - Proszę. 
Drugą ręką delikatnie uniosła jego głowę. Miał spuszczony wzrok, policzki mokre od łez. Palcami głaskała jego twarz, rozluźnił się odrobinę. 
Po chwili odważył się spojrzeć jej w oczy. Widziała w nich ból i wielki wstyd, wydawał się tak bezbronny i niewinny. Uśmiechnęła się smutno. 
- Nic tu nie widzę - powiedziała. 
Gdy zbliżyła rękę do blizny na jego policzku, odchylił głowę i zamknął oczy. Delikatnie położyła dłoń na ranie i muskała opuszkami palców ślad bo wypaleniu. Zacisnął mocniej powieki i spuścił głowę. Chciał uczepić się jej ciepłego dotyku jak samotnej wyspy na środku oceanu.  Westchnął cicho. 
- Zostań tu - powiedziała po chwili. - Opatrzę ci to. 
Otworzył oczy i ze zdziwieniem spojrzał na swoją zakrwawioną dłoń, jakby teraz dopiero zauważył rany. Poczuł pieczenie i skrzywił się. 
Astrid wyszperała trochę bandaży i szmatkę. Namoczyła ją wodą i zaczęła ścierać zaschniętą krew. Czkawka cały ten czas wpatrywał się w w jej twarz intensywnie, co starała się ignorować. Później owinęła jego dłoń bandażem. Podniosła się i pociągnęła za sobą szatyna, który nie był chętny do żadnego ruchu. 
- Idź do łóżka - powiedziała. - Posprzątam tu. 
Coś w jej głosie kazało mu wykonać polecenie. Szczerbatek prowadził swojego jeźdźca, ocierając się o niego z ulgą. 
Astrid pozamiatała resztki lustra i wyrzuciła zbite zwierciadło. Potem szybko poszła do przyjaciela. Zobaczyła go siedzącego na skraju łóżka, skulonego jak zbity pies. Gdy usiadła obok miał wciąż spuszczony wzrok, ale stwierdziła, że wygląda lepiej. 
- Niektórzy nie będą tak wyrozumiali jak ty - powiedział cicho. 
- Tych niektórych da się nauczyć wyrozumiałości - odparła. 
Westchnął i zamknął oczy. Znalazła jego dłoń i ścisnęła ją.
- O to się nie bój - przekonywała go. - Ale obiecaj mi coś. Nigdy się nie ukrywaj. Zawsze będziemy przy tobie, rozumiesz?
Kiwnął powoli głową. 
- Rozumiem - powiedział. - Obiecuję. 
Uśmiechnęła się i pocałowała go w policzek z blizną. Otworzył oczy i spojrzał na nią pytająco. 
- Nie wystarczy? - spytała. - No dobra. 
Znowu go pocałowała, lecz tym razem w usta. Pocałunek był delikatny, ale pełen czułości i zrozumienia. Gdy się od niego oderwała, był cały czerwony. Zaczął uciekać gdzieś wzrokiem z lekkim uśmiechem na ustach. 
- Jest już późno - powiedziała. - Czas spać. 
Nie spodziewała się tego, co zrobił. Mianowicie oparł głowę o jej ramię, zamykając oczy. 
- Inaczej nie zasnę - oznajmił. 
Pokręciła głową z rozbawieniem. Nawet teraz potrafił świetnie wykorzystać sytuację. Podsunęła się pod ramę łóżka i oparła o nią plecami, kładąc jego głowę na swojej piersi. Jedną dłonią objęła go, a drugą zaczęła głaskać włosy szatyna. 
Nie minęło kilka minut, gdy usłyszała jego równomierny oddech. Postanowiła, że przed świtem wyruszy na Berk i wyjaśni z resztą jeźdźców całą sytuację jej mieszkańcom. Chciała, by nie czuł się obco wśród swoich. Ale na razie cieszyła się z jego spokoju i nadziei dla niego na dalsze życie. 

*

Pomysł na tego osa podesłała KiltaMoon i dzięki jej za to =3 Bardzo lekko mi się to pisało i mam nadzieję, że podoba się wam jego czytanie ;) 
Będę miała więcej czasu na pisanie, bo siedzę w domu po wypadku z kolanem xp 


One Shots ;3 HiccstridOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz