Przeciwieństwo

2.1K 82 10
                                    

          - Nie mam pojęcia, czego się spodziewać. 
Czkawka wraz ze swoim ojcem stał na skraju klifu wioski. W oddali, na horyzoncie widać było powoli zbliżające się statki innego plemienia. 
- Spodziewaj się niespodziewanego - powiedział Stoick. - Nie może być tak źle.
Szatyn zacisnął usta. Z jego ostatnim szczęściem na pewno będzie źle. 
- Zobaczę czy wszystko gotowe. - Wódz poklepał syna po plecach. - Nie zrób niczego głupiego. 
- Co niby miałbym zrobić?
- Wskoczyć na smoka i przegonić gości. Do zobaczenia za niedługo. 
Tym akcentem odwrócił się na pięcie i odszedł szybkim krokiem w głąb wioski. 
Czkawka westchnął i zwrócił wzrok na zbliżające się statki. Skrzyżował ramiona na piersi, zastanawiając się nad możliwością ucieczki na Smoczą Wyspę. Że też musiał być synem wodza. 
- Nad czym się tak zastanawiasz, hę? - Astrid podeszła do niego. 
- Sam nie wiem - przyznał. - Ale chyba nad szybkim sposobem zabicia się. 
- Oj, co jest nie tak z Ciemięzcami?
- Oni nie lubią smoków! - wybuchnął po chwili. - Wiele razy obiecali, że przestaną je więzić i się nimi bawić i nadal nie zrobili nic w kierunku poprawy! Oni wszyscy są zadufani w sobie, a synalek wodza to przerośnięty idiota, który nie ma za grosz rozumu!
Astrid zamknęła dotąd otwarte usta. Od jeźdźca aż biło wściekłością. Patrzył uparcie przed siebie, jakby samym wzrokiem mógł zatopić statki. Delikatnie wysunęła jego dłoń ze skrzyżowanych ramion i uścisnęła ją. 
- Nie będzie tak źle - powiedziała. - Tylko podpiszą traktat pokojowy i po sprawie. Ich wódz jest bystry. 
Spuścił wzrok i odrobinę się rozluźnił, ale nadal miał zaciśnięte szczęki. 
- Co to się dzieje? - Astrid przechyliła głowę, by spojrzeć na niego z dołu. - Nasz bohaterski jeździec strzela nam tu focha? 
- Wcale nie... - mruknął obrażony. - I nie jestem boha...
Położyła palec na jego ustach i cmoknęła z dezaprobatą. Po chwili pocałowała go w nos. 
- Nic nie mów - powiedziała. - Nie chcemy, żebyś się przemęczył. Musisz wyjść jak najlepiej na tle ludu. 
Przewrócił oczami, ale uśmiechnął się lekko. Astrid poprawiła zapięcie paska na jego piersi i strzepnęła niewidzialny kurz z ramienia jeźdźca. 
- Muszę ci zrobić więcej warkoczyków - zauważyła i zmrużyła oczy na widok jego fryzury. - Strasznie szybko rosną ci włosy. 
- Ee, myślę, że nie będzie to konieczne - powiedział, wyplątując jej dłonie ze swoich włosów. - Dobrze mi tak, jak jest. 
Jej brwi pojechały do góry, ale uśmiech ją zdradził. Oboje zachichotali po chwili, a Czkawka objął dziewczynę w talii i przyciągnął do siebie. Ich usta dzieliły teraz jedynie centymetry. Astrid objęła ramionami jego szyję i wpatrywała się w zielone oczy szatyna. 
- Na co czekasz? - spytała. 
Prychnął i przerwał granicę między nimi, złączając ich wargi w pocałunku. Mruknęła z zadowoleniem i objęła go ciaśniej. Jego dłonie przez chwilę błądziły po jej talii, jednak po chwili przytulił ją mocniej. 
Lekko odchylili się od siebie, by zaczerpnąć powietrza. Później wymieniali między sobą drobne muśnięcia warg i czułe spojrzenia. Czkawka z rozkoszą cieszył się bliskością blondynki. 
Nagle rozległ się dźwięk rogu, zwiastujący nadejście gości. Szatyn westchnął i niechętnie rozluźnił uścisk. Astrid również bardzo powoli wysunęła się z jego objęć i stanęła obok. Statki wpłynęły już  do zatoki. Blondynka chwyciła jeźdźca za rękę. 
- Chodźmy się przywitać - powiedziała i wzruszyła ramionami.

          Stoick uścisnął dłoń wodza Ciemięzców. Był to wiking sporej postury, dorównujący wielkością, jak i szerokością ojcu Czkawki. Miał ciemne włosy i długą brodę, a przy pasie trzymał sporej wielkości topór. 
- Więc - zaczął. - To jest ta twoja Berk. Wygląda przytulnie. 
Głos miał głęboki i donośny, wszyscy doskonale go rozumieli. Sprawiał wrażenie, że nie będzie zadowolony, kiedy ktoś podważy jego zdanie. 
- Oczywiście - zgodził się Stoick. - Pozwól, Gerodzie, ze mną. Omówimy kilka spraw w Twierdzy.
Mężczyzna kiwnął głową. Po chwili uderzył się dłonią w czoło.
- Zapomniałbym o moim synu - powiedział i machnął dłonią za siebie. - Haganie, pozwól no. 
Zza jego pleców wyszedł wysoki chłopak o szerokich ramionach i ciemnych spojrzeniu. Wyglądał niemal jak ojciec, trzymał w ręku sztylet, którym dłubał przy swoich paznokciach. U pasa miał jeszcze topór. 
- Miło mi cię poznać - skłamał Stoick. 
- Ehe, dzień dobry - wymamrotał Hagan, nie odrywając wzroku od swojej roboty.
Czkawka, stojący dalej, zacisnął dłonie w pięści i odetchnął. Nie mógł pozwolić sobie na okazywanie złości, a tym bardziej czystej wściekłości.
- O, Czkawka! - krzyknął Gerod, podchodząc do szatyna. - Dawno cię nie widziałem. Ostatnio byłeś... taki mały.
Wskazał ręką o wiele mniejszą wysokość, niż była w rzeczywistości. Jeździec zdobył się na wymuszony uśmiech. 
- Jasne, pamiętam - powiedział.
Obok swojego ojca stanął Hagan i przyjrzał się krzywo Czkawce. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, każdy każdego oceniał. Hagan był o pół głowy wyższy od szatyna i tak samo umięśniony. Stoick odchrząknął. 
- Synu, oprowadź swojego nowego kolegę po wiosce - położył dłoń na ramieniu Czkawki. - Ja pomogę z ostatnimi pracami przy łodziach z Gerodem. 
- Jasne - mruknął szatyn. 
Odwrócił się i poszedł przed siebie po deskach, prowadzących na górę. Usłyszał za sobą ciężkie stąpanie Hagana.  
Czkawka uśmiechnął się pod nosem na myśl, jak zareaguje na widok Szczerbatka, który czekał na górze. Zapewne będzie bardzo zaskoczony takim obrotem spraw. 
- Strasznie tu wysoko - stwierdził nagle Hagan. - Ta wasza słodka wioska chyba ledwo się utrzymuje na tych klifach. 
Czkawka przyznał mu rację w kwestii wysokości. Idealnie, by kogoś zepchnąć na dół. 
- Nie masz pojęcia, jak wiele Berk już przeżyła - powiedział.
- Pewnie smoki robią tu niezły bałagan - kontynuował brunet. - Powinno się je zamykać od razu, jak tylko się pojawią. 
Jeździec wciągnął głośno powietrze i wypuścił je. 
- Podobno wy je lubicie - mówił dalej Hagan. - To trochę zły wybór, nie sądzisz?
- Nie sądzę - uśmiechnął się do niego nieprzyjaźnie Czkawka. 
W tej chwili zza zakrętu wyłonił się Szczerbatek, który na widok swojego jeźdźca zamruczał radośnie i podbiegł, by prosić o trochę przyjemności. Hagan krzyknął na jego widok i upadł na plecy. Czkawka podrapał przyjaciela za uszami i zaśmiał się lekko. 
- Spokojnie, nie zrobi ci krzywdy - powiedział. 
- Przecież się nie boję - mruknął brunet. - Ale to...
- Nocna Furia, tak. Ma na imię Szczerbatek. 
Smok mruknął potwierdzająco i prychnął w stronę Hagana. Ten podniósł się z desek i zmierzył wzrokiem jeźdźca. 
- To jest zdrada! - warknął. - Nikt nas nie poinformował o waszych bestiach. 
- To nie są bestie - odparł Czkawka ostro. - To stworzenia, które mają takie samo prawo do życia, co ty. 
- Ha! - prychnął Hagan. - To tylko głupie zwierzęta. 
- Niektóre są inteligentniejsze od ludzi. 
- Chyba masz jakieś urojenia, dzieciaku. 
Czkawka zacisnął pięści. Szczerbatkowi udzieliła się jego złość i pokazał zęby. Hagan uśmiechnął się pod nosem. 
- Może oprowadź mnie po wiosce? - spytał niewinnie, krzyżując ramiona na piersi. - Nie chcemy przecież, by wydarzył się jakiś wypadek. 
Jeździec wbrew sobie spojrzał w dół na statki i dwóch wodzów. Stoick mu ufał, a jako syn nie mógł go zawieść. Wyprostował się. 
- Więc chodź - mruknął. 
Przełknął gorycz tej małej przegranej i poszedł przed siebie. Szczerbatek podreptał za nim, rzucając groźne spojrzenia Haganowi. 

One Shots ;3 HiccstridOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz