Szalona znajomość

2.1K 86 17
                                    

            Przyśpieszyła, dając wyraźny znak, by nikt za nią nie szedł. Jednak on wciąż nie słuchał i z chytrym uśmieszkiem na ustach podążał za dziewczyną, robiąc jej jedynie na złość.
- Możesz przestać za mną łazić? - spytała ostro. - Próbuję się skupić, tak?
- Znowu robisz te swoje notatki. - Przewrócił oczami i rozłożył ręce. - Za niedługo wypływam i znowu mnie nie będziesz widziała kilka tygodni.
- To istna radość.
Prychnął, ale uśmiechnął się pod nosem. Uwielbiał się z nią sprzeczać.
- Przecież znamy się już od lat - przypomniał, podbiegając do niej. - Czy coś zrobiłem nie tak?
Zatrzymała się i zamknęła zeszyt z głośnym pac!. Uniósł jedną brew w górę, a zielone oczy zaiskrzyły wesoło.
- Prawdopodobnie tak - oznajmiła, piorunując go wzrokiem. - Może, no nie wiem... Urodziłeś się?
- Mówiłem już, że masz cudowne oczy?
- Ugh!
Pobiegła przed siebie i przeskoczyła sprawnie przez zwalony pień. Usłyszała jego śmiech za sobą i odgłos biegu, więc przyśpieszyła. W biegu przyczepiła notes do pasa i przeskoczyła nad wystającym korzeniem drzewa. Na nieszczęście usłyszała ponury odgłos uginania się gałęzi i pogodziła się z porażką.
- Mam cię! - krzyknął.
W skoku chwycił ją w pasie i oboje upadli na ziemię. Na ich nieszczęście na ostry zjazd w dół. Pisnęła, kiedy zaczęli się przetaczać po liściach i suchej trawie, obijając się przy tym boleśnie. W końcu zatrzymali się na dole z ulgą.
Kiedy otworzyła dotąd zamknięte oczy, okazało się, że chłopak leży płasko na niej, przygwożdżając do ziemi. Miał wytrzeszczone oczy i zaciśnięte usta, jakby sam się nie spodziewał takiego obrotu spraw. Jednak po chwili wyszczerzył się w uśmiechu.
- Widzisz? - spytał. - Zawsze coś tak czułem, że w końcu pode mną wylądujesz.
- Jesteś szalony - stwierdziła. - Tak, jak całe twoje plemię.
Przewrócił oczami.
- To nie szaleństwo - burknął. - To...
- Sposób działania, tak wiem - dokończyła za niego. - Tata mi mówił, że twój ojciec cały czas to powtarza.
Wydął wargi i naburmuszył się.
- Ale nie nazywaj mnie szaleńcem, mała - poprosił.
- Nie nazywaj mnie "mała".
- Jasne, mała.
Zmarszczyła brwi, ale ten wzruszył ramionami z uśmiechem na ustach.
- To, że jesteś ode mnie starszy, nie znaczy, że jestem "mała" - oznajmiła twardo. - A teraz złaź ze mnie, rudzielcu.
Otworzył usta, by ją zganić za to przezwisko, ale pchnęła go nogami i przetoczył się na bok. Wstała i otrzepała swoją sukienkę z grudek ziemi i liści. Również z długiego, brązowego warkocza musiała wygrzebywać drobne gałązki. Skrzywiła się, kiedy pociągnęły ją za kosmyki.
- Czekaj, pomogę ci - zaproponował.
- Nie! Sama sobie poradzę - zapewniła, ze złością szarpiąc się z włosami.
- Na pewno.
Wbrew jej zakazom, stanął za nią i zaczął wyplątywać zbłąkane kawałki gałęzi i liści. Poczuła przyjemne mrowienie na skórze, gdzie jego zręczne palce szybko radziły sobie z kołtunami. Po chwili jednak pociągnął odrobinę za mocno i syknęła.
- Uhm, przepraszam... - bąknął.
Miała go zbesztać, ale poczuła szczerość w jego głosie, więc postanowiła się nie odzywać. Kilka minut później zakończył oczyszczanie.
- Ten... dzięki - mruknęła, przeczesując palcami grzywkę.
Wzruszył ramionami i uśmiechnął się, lecz nie było w tym uśmiechu żadnego żartu. Naprawdę uśmiechał się z czułością.
- Muszę już iść - oznajmiła i odwróciła się. - Obiecałam tacie, że wrócę przed zmrokiem.
- Jasne - odparł. - Odprowadzę cię.
Gdy szli, między koronami drzew i wysokimi krzewami przeciskały się promienie zachodzącego słońca, które oświetlały ich sylwetki. Spojrzała na niego ukradkiem. Jego ruda czupryna nabrała teraz wiele gam barw od złota po intensywną czerwień. Był podobny do ojca, jednak nie miał tak porywczego charakteru.
Szli w przyjaznej ciszy, powoli zbliżając się do wioski Berk. Czuła, że za chwilę chłopak zacznie rozmowę. I nie pomyliła się.
- Słuchaj, przepraszam za tamto - powiedział. - Trochę głupio wyszło.
- Przecież nic się nie stało - zapewniła go.
- Na pewno? Nie chcę być znowu ścigany przez Zębacza.
Przypomniała sobie, jak spuściła kilka miesięcy temu na niego Wichurę matki. Smoczyca świetnie się bawiła, jednak chłopak zaliczył sporo siniaków.
- Spokojnie, chyba się wstrzymam - parsknęła.
Zachichotał nerwowo.
Ledwo zauważyli, jak wyszli z zarośli i napotkali na swej drodze jedną z chat. Podtrzymał dziewczynę, zanim wpadła na skrzynie na ziemi.
- To teraz się rozchodzimy - oznajmiła.
- Tak.
Jednak żadne z nich nigdzie się nie ruszało. W jakiś sposób oboje potrzebowali towarzystwa tego drugiego, nawet jeśli było wkurzające. Odwróciła do niego głowę i zdziwiła się, kiedy okazało się, że on również się na nią patrzy.
Wbrew sobie podeszła do niego i wyciągnęła gałązkę z jego włosów. Przełknęła głośno ślinę, krzyżując z nim wzrok. Te błyszczące oczy... Tak bardzo chciała, by jej znowu nie zostawiał. Chciała, by był zwykłym Wandalem, a nie następnym przywódcą Berserków.
Ale miała już piętnaście lat. Powinna umieć się pogodzić z takimi rzeczami.
Nie zauważyła, jak zbliżyli się do siebie. Wsunęła rękę w jego ciepłą dłoń. Zacisnął ją mocno i na jego twarz wstąpił cień uśmiechu. Przybliżyła się do niego, ale znieruchomiała, kiedy się spiął. Spuścił wzrok i pochwycił jej ramiona, odsuwając ją od siebie.
- M-musisz już iść - wydusił. - Dobranoc, Miro.
Bezsilnie patrzyła, jak odwraca się i odchodzi, zostawiając ją samą. Jednak nie czuła złości, a jedynie... zawód. Pierwszy raz od wielu lat odważyła się na taką bliskość. Owszem, wiele razy się przytulali i w dzieciństwie trzymali za ręce, ale nigdy w taki sposób.
Mogła jedynie odejść w swoją stronę, czując nagły chłód wieczoru, kiedy zabrakło jego obecności.

One Shots ;3 HiccstridOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz