Dać fory

1.8K 80 15
                                    

          - Jesteś niemożliwy. 
- Nieprawda!
Astrid zastanowiła się chwilę i przesunęła pionek odrobinę, tamując przejście dla Czkawki. Zmarszczył brwi. 
- I kto tu jest niemożliwy - mruknął oskarżycielsko. - Torujesz mi ruchy! 
- Prowokacja przydaje się bardzo często - rzuciła. - Teraz ty. 
Jeździec przyglądnął się planszy gry i przestawił swój pionek na drugą stronę, nie dając szans przeciwnikowi na kolejny ruch. 
- Co ty robisz? - syknęła Astrid. - Zablokowałeś mnie!
Uśmiechnął się tajemniczo i zabrał jej pionka prowokacji, stawiając na jego miejscu swojego żołnierza. 
- Maczugi i Szpony to moja ulubiona gra - oznajmił i machnął dłonią na planszę. - Twój ruch. 
Mruknęła coś pod nosem i zanalizowała swoją sytuację. Jeśli wykona krok naprzód, jego pionki szybko przejdą na drugą stronę i zabiorą "zdrajcę". Natomiast gdy zbije jego poprzednie ruchy, zostawi również bez obrony swoją połowę. 
Westchnęła i przesunęła dwa pionki do przodu, godząc się z przegraną. 
Czkawka zauważył jej rezygnację i uśmiechnął się lekko. Był najlepszym graczem wśród wszystkich jeźdźców, spodziewał się kolejnej wygranej. 
Przesunął swoje pionki w prawo z obojętną miną. 
Astrid zacisnęła usta. Mógł po prostu przejść naprzód i wygrać, a tak naprawdę przedłużył sobie drogę. Wystarczył mu teraz tylko jeden ruch do końca rozgrywki, lecz mogła najłatwiej go w tej chwili zbić, dając sobie szansę.
- Przecież mogłeś... - nie dokończyła. Nie potrafiła dobrać słów.  
Pacnął się dłonią w czoło. 
- No tak, miałem łatwy ruch - powiedział. - Trudno, teraz ty. 
Był najgorszym aktorem jakiego w życiu spotkała. Zauważyła w jego tonie obojętność, ale zielone oczy błyszczały radośnie. Dawał jej szansę. 
Zbiła jego żołnierzy, przesuwając się tym samym naprzód. 
- Nie-mo-żli-wy - powtórzyła, oddzielając sylaby z uśmiechem. 
- To pewnie przez mój nadzwyczajny intelekt - rzucił. 
- I do tego skromny. 
Reszta gry poszła szybko. Astrid obroniła swoją część i zdobyła połowę szatyna, wygrywając rozgrywkę. Klasnęła w dłonie, ciesząc się z pierwszej wygranej. 
- Udało się! - zakrzyknęła radośnie. 
- Oczywiście - uśmiechnął się Czkawka, ustawiając z powrotem wszystkie pionki.
- Dałeś mi fory. 
- Chyba żartujesz. 
Unikał jej wzroku, ale na jego twarzy wciąż widniał uśmiech. Czy jej się wydawało, czy się zarumienił? 
Wstała i podeszła do niego. Objęła go z boku za szyję i złożyła czuły pocałunek w policzek. Teraz na pewno się zarumienił. 
- Jesteś słodki, ale mam już mdłości - oznajmiła. 
- Czy to znaczy, że puścisz... tęczę? 
Zaśmiała się i potarmosiła go po włosach. Nagle rozległy się ryki smoków i pokrzykiwania mieszkańców Berk. 
- Ktoś chyba potrzebuje Władcy Smoków - powiedziała, stukając szatyna palcem w pierś. 
Westchnął i wstał, łapiąc ją za rękę. 
- A on potrzebuje swojego ochroniarza - parsknął i pociągnął ją za sobą. 

          Dwa Śmiertniki i jeden Ponocnik siały zniszczenie między domami w wiosce. Czkawka z rozbawieniem i lekką obawą przypatrywał się ich "zabawie" w postaci przerzucaniu dziesiątek ryb i bochenków chleba między sobą. 
Astrid trąciła go ostro w ramię, niezadowolona z jego miny. 
- Nic z tym nie zrobisz? - spytała. 
- Muszę się zastanowić co - odparł. - Nie są głodne. 
- Więc zastanawiaj się szybciej, mądralo. 
- Przed chwilą byłem słodki. 
Wzruszyła z chytrym uśmieszkiem ramionami i pobiegła po Wichurę. Szczerbatek stanął za Czkawką, który przypatrywał się swojej odbiegającej dziewczynie. 
Była tak urocza i denerwująca jednocześnie. 
Westchnął i powoli zaczął podchodzić do jednego ze Śmiertników. Miał białe, żółte i pomarańczowe barwy łusek oraz skrzydeł, a wielkością był zdecydowanie mniejszy od Wichury. Zauważył podchodzącego jeźdźca i zamruczał nerwowo, ustawiając się bokiem. 
- Spokojnie - powiedział uspokajającym tonem Czkawka, wyciągając w jego stronę rękę. Drugą opuścił wzdłuż ciała luźno, by nie sprawiać agresywnego wrażenia. - Nie zrobię ci krzywdy. 
Smok przechylił łeb, jego źrenice rozszerzyły się z zaciekawieniem. Mruknął przyjaźnie i uważnie przypatrywał się Czkawce. 
Szatyn ocenił, że to młody samiec, który dopiero wkroczył w dorosłe życie. Kolce na ogonie wydawały się tępe, więc najlepiej byłoby przetrzymać go na Berk i wypuścić, gdy rozwinie się całkowicie. 
Po dłuższej chwili smok podszedł powoli do jeźdźca i z zainteresowaniem obwąchał jego wyciągniętą dłoń. Zamruczał z zadowoleniem, kiedy Czkawka podrapał go pod brodą. 
- Widzisz? - uśmiechnął się. - Miło, co? 
Młody potrząsnął łbem i otarł się nim o pierś szatyna, wypuszczając strużki dymu z nozdrzy. Nagle cofnął się i schylił łeb, machając nerwowo skrzydłami. 
Zanim Czkawka zdążył ocenić jego zachowanie, poczuł na karku ciepły podmuch. Przeklął w duchu i odwrócił się powoli. 
Stał przed nim drugi Śmiertnik, znacznie większy, również od Wichury. Miał bordowe i granatowe odcienie, żółte ślepia wpatrywały się w jeźdźca uważnie. 
Smoczyca, pomyślał. I do tego matka tamtego.
- Eemm... - Gorączkowo starał się dobrać słowa. - Cześć?
Nastroszyła się, jej kolce z tyłu głowy uniosły się odrobinę. Rozchyliła pysk, ukazując rząd ostrych zębów. 
Kiedyś Czkawka myślał, że Śmiertniki są najłatwiejszymi smokami do wytresowania. Jednak wciąż go zaskakiwały. Niektóre potrafiły być dziksze od Ponocników, przebieglejsze od Zębiroga i o wiele bardziej terytorialne niż Gronkle. Były jak Astrid. W dobrym humorze przyjazne i potulne, niekiedy bardzo opiekuńcze. A innym razem... Cóż, lepiej nie wchodzić im w drogę. 
Teraz zdecydowanie przeważała druga opcja. 
Szczerbatek doskoczył do Czkawki i stanął obok swojego jeźdźca. Warknął na smoczycę, która uniosła w górę ogon, ukazując ostre kolce, gotowe do wyrzutu. 
- Nie, mordko - Czkawka położył dłoń na pysku Szczerbatka. - Nie potrzebujemy tu pola do bitwy. 
Jego smok mruknął i schylił głowę, jednak wciąż gotowy był do obrony przyjaciela. Czkawka wyciągnął rękę w stronę smoczycy, która odruchowo cofnęła pysk. Jednak, ku uldze szatyna, po chwili opuściła ogon i rozluźniła się, z ciekawością przyglądając się jego poczynaniom. 
Jej młody syn zaczął skakać wokół jeźdźca i matki, rycząc szczęśliwie. Czkawka zacisnął usta, ale smoczyca najwidoczniej nie była w najmniejszym stopniu zdenerwowana ani rozkojarzona jego zachowaniem. Nie zbliżyła się jednak do wyciągniętej dłoni, a jeździec zauważył w jej oczach strach. 
- Ktoś ci zrobił krzywdę - bardziej oznajmił niż spytał. 
Pokonał ostatnie kilka centymetrów i położył delikatnie rękę na nosie smoczycy. Następnie delikatnie pogłaskał ją po pysku. 
- Nic ci tu nie grozi, obiecuję - powiedział. 
Zamrugała kilka razy i z chęcią oddała się kolejnym pieszczotom. 
- Biedactwa. 
Czkawka odwrócił się i ujrzał smutną minę Astrid, która wpatrywała się w oba Śmiertniki. Za nią brązowy Ponocnik potrząsał głową wraz z Wichurą.
- On też? - Spojrzał na rozbawionego smoka. 
- Na początku był bardzo nerwowy - oznajmiła blondynka. - Nie dawał sobie zabrać jedzenia, choć nie był tak naprawdę głodny. 
- Są pewnie przyzwyczajone do ukrywania się. Powinno się znaleźć dla nich miejsce w stajniach. 
Kiwnęła głową i uśmiechnęła się. Szczerbatek dołączył do zabawy wraz z młodym Śmiertnikiem, wszystkie smoki porykiwały radośnie wciąż jednak zwalając z dachów deski lub drążąc dziury w ziemi. 

          Czkawka wpatrywał się w horyzont na skraju wyspy. Odetchnął słonym, oceanicznym powietrzem i spojrzał w górę na ciemne już niebo. 
Tam dalej są smoki, które nie czują się bezpiecznie. Uciekają przed Łowcami lub ukrywają się na opuszczonych wyspach, starając się przeżyć. Tak bardzo chciałby im wszystkim pomóc. 
Nie spojrzał na Astrid, która stanęła obok niego. 
- Nie możesz ich wszystkich obronić, Czkawka - powiedziała. 
Uniósł brwi. 
- Skąd wiesz, co myślę? - spytał. 
- Bardzo dobrze cię znam - oznajmiła z uśmiechem. 
Ten fakt odrobinę go przeraził, lecz nie dał tego po sobie poznać. 
Spojrzał na jej rumianą twarz i błyszczące błękitem oczy, w których zakochał się wiele lat temu. I wciąż je kochał. W jakiś sposób czuł się przy niej bezpieczniej i pewniej, a problemy nie wydawały się już tak ciążące na sercu. 
Odwróciła do niego wzrok i poczuł przyjemne mrowienie na karku i plecach. Nie potrafił się nie uśmiechnąć w tej chwili, gdy w ten sposób na niego patrzyła. 
- Może wyścig do Twierdzy? - zaproponowała. 
- Przecież wiadomo, że nie mam z tobą szans - skrzywił się. 
Zaśmiała się melodyjnie, a Czkawka zapragnął przygarnąć ją do siebie i więcej nie puścić. 
- Dam ci fory - oznajmiła, opierając ramię na biodrze. 
- Serio?
- Nie. 
Przyciągnęła go do siebie i pocałowała. Zamknął z upojeniem oczy, poczuł jak miękną mu kolana. Zanim zdążył ją objąć, zakończyła pocałunek i pstryknęła go w nos. 
- Start - powiedziała i rzuciła się do biegu. 
Powinien teraz pobiec za nią, lecz jego umysł wciąż był przy momencie czułego całusa, a i tak mięśnie mu zwiotczały. Nienawidził tego, jak reaguje na każdy jej dotyk. 
Po chwili jednak otrząsnął się, lecz Astrid była już w połowie drogi i właśnie przyglądała mu się przez ramię ze śmiechem. Mruknął z niezadowoleniem pod nosem, ale nie mógł się nie uśmiechnąć i pobiegł za nią. 

*

Taki lekki os ;3 Dawno nic nie napisałam, ale pomysły się skończyły :'v 
Postaram się na cuś wpaść x'D

One Shots ;3 HiccstridOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz