Nigdy nie myślał, jak zimna może być woda pod pokrywą lodu.
A była lodowata. Mroźna temperatura przeniknęła do szpiku kości, aż jęknął z bólu. Jednak skoro znajdował się pod wodą, do jego płuc wlał się zimny płyn, stwarzając o wiele gorsze przeżycie. Odruchowo odkaszlnął, lecz tylko wciągnął więcej wody.
Zaczął machać rękami i nogami, by wydostać się na powierzchnię. Zranione udo krwawiło, zabarwiając wodę na czerwono. Przez przenikliwe zimno nie czuł przynajmniej pieczenia w ranie po ugryzieniu wilka.
W końcu wychylił się na powierzchnię, chwytając się dryfującej kry. Krztusił się ogromną ilością wody, zalegające w płucach, lecz poczuł ulgę, wdychając normalne powietrze.
Uderzył go mróz, sprawiając odrętwienie w kończynach. Niebo się zachmurzyło, zwiastując nowe pogorszenie pogody. Zaszczękał zębami, próbując znaleźć odpowiednią pozycję, by nie ześlizgnąć rąk z lodu. Niedaleko leżał jego miecz.
Szczerbatek ryknął rozpaczliwie, podchodząc małymi krokami do jeźdźca. Jednak lód był już całkiem pokruszony i chybotał się pod łapami smoka. Czkawka machnął ręką.
- Zostań, mordko - wychrypiał.
Bell przytuliła się do szyi Szczerbatka, najwyraźniej też chcąc wyciągnąć szatyna.
- Czkawka... - pisnęła.
- Idź Bell - rozkazał. - Do wioski już niedaleko.
- Ale...
- Idź! Dasz sobie radę. Szczerbatek cię zaprowadzi.
Smok mruknął smutno, spuszczając uszy po sobie. Czkawka nienawidził patrzeć mu w takich momentach w oczy. Zadygotał z zimna.
- Polegam na tobie - powiedział do smoka.
Szczerbatek zawył, ale pchnął Bell w stronę brzegu. Dziewczynka otarła łzy i posłusznie poszła w stronę stałego gruntu, aż zniknęła w gąszczu lasu. Smok przystanął i odwrócił się do jeźdźca, zniżając głowę. Mruknął raz jeszcze i powłóczył nogami za Bell.
Kiedy oboje zniknęli szatynowi z oczu, mógł w końcu skrzywić się z bólu i odrętwienia. Dłonie zaczynały mu kostnieć, a za niedługo zabraknie mu sił, by się utrzymać na powierzchni.
Zawiał mocniejszy wiatr, mrożąc i tak już zmarznięte ciało jeźdźca. Mógł mieć tylko nadzieję, że pomoc szybko nadejdzie. Oparł głowę na ramionach i zajął myśli obrazem roześmianej Astrid. Przez krótką chwilę poczuł drobne ciepło w sercu...Zbliżała się kolejna burza. Wikingowie, którzy wyszli na chwilę z Twierdzy, wracali z powrotem, by schronić się przed atakiem pogody.
Astrid potarła dłońmi ramiona. Choć miała na sobie futrzaną narzutę z kapturem, zimno wciąż doskwierało.
Wpatrywała się w las, w którym zniknął Czkawka i Szczerbatek. Jeździec wciąż nie wracał, a już nawet Pyskacz ledwo otrzymuje Stoicka w ryzach. Ona również chciała wyruszyć na poszukiwania, ale wiedziała, że nikt jej nie pozwoli.
Weszła do Twierdzy akurat, gdy zamykali wrota. Zamknęły się z głośnym trzaskiem, a wikingowie podłożyli pod nie dwa stoły. Astrid przyglądała się im poczynaniom, walcząc z ochotą, by wskoczyć na Wichurę i wylecieć na zewnątrz.
Nagle coś z powrotem otworzyło wrota z donośnym hukiem. Na podłodze wylądował Szczerbatek, porykując głośno. Astrid poczuła wielką ulgę na jego widok, lecz po chwili przez jej serce przeszła groza.
Na grzbiecie smoka siedziała jedynie mała dziewczynka.
Jakaś kobieta rzuciła się do niej i, ściągając ze Szczerbatka, przytuliła do siebie. Astrid podbiegła do nich, a smok ryknął na nią, skacząc niespokojnie.
- Szczerbatek, gdzie on jest?! - spytała go ze łzami w oczach.
- Mamo, zostaw - Bell próbowała wyślizgnąć się z ramion kobiety. - On tam został, musimy go uratować, bo utonie, wpadł pod lód, tam było mnóstwo wilków!
Astrid spojrzała na wodza, który już wsiadał na Czaszkochrupa z determinacją w oczach. Blondynka również zawołała Wichurę, a Szczerbatek trącił ją w bok.
- Zostań tu - poleciła mu, głaszcząc po łbie. - Obiecuję, że go sprowadzę.
Smok mruknął przeciągle, a Astrid wskoczyła na swoją smoczycę, by polecieć za Stoickiem i przyjaciółmi.Czuł straszne zmęczenie, które zachęcało go do zamknięcia oczu i ostatecznego zamarznięcia. Wzrok mu się rozmazywał, lecz i tak nie miał zbyt wiele do oglądania. Nawet nie wiedział, ile czasu już minęło. Pomoc wciąż nie nadchodziła, ale nie tracił nadziei.
Nie czuł już kończyn, a woda wokół niego zaczynała powoli zamarzać. Utworzyła się cienka pokrywa lodu, jednak jego ruchy ruszały wodą na tyle, by nie doprowadzić do całkowitego zamarznięcia.
Nie potrafił powstrzymać dygotania całego ciała. Za chwilę osunie się z lodu i utonie w lodowatej toni. Teraz śmierć nie wydawała mu się najgorszym pomysłem.
A jednak miał zamiar jeszcze walczyć, by móc zobaczyć osobę, która nigdy w niego nie wątpiła. Każda chwila spędzona z Astrid była dla niego wybawieniem od rzeczywistości. Każdy ich pocałunek był niczym chwilowe wstąpienie do Valhalli. A każde czułe jej słowo było dla niego świętością.
Ramię zaczęło mu się osuwać po lodzie, lecz zdawał się tego nie zauważać. Wspominał.
Zamknął oczy, wyobrażając sobie jej pocieszający uśmiech i ciepły dotyk jej ust. Tak bardzo pragnął poczuć się znowu bezpiecznie z nią przy boku.
Osunął się pod wodę, czując mrowienie na skórze przez zimno. Wstrzymywał oddech, ale zapragnął wciągnąć do płuc płyn i stracić jak najszybciej świadomość.
Jednak coś chwycił go mocno za ramię i szarpnęło w górę, wyciągając znowu na powierzchnię. Wichura drugą łapą złapała go w pasie i poleciała w stronę brzegu. Ułożyła jeźdźca delikatnie na ziemi, powarkując.
Czkawka nie miał siły, by przewrócić się z boku na plecy. Mroźny wiatr znowu uderzył w jego zmarznięte ciało, wywołując dreszcze.
Ktoś go obrócił i uniósł jego głowę. Kiedy otworzył oczy ujrzał promienną twarz Astrid. Miała na sobie futro, włosy były stargane przez wiatr, a policzki i czubek nosa czerwone od mrozu. Jednak dla niego wciąż wyglądała przepięknie.
Dotknęła dłonią jego policzka. Albo to on był tak zimny, albo ona tak gorąca, bo różnica temperatur ich ciał omal nie pozbawiła go świadomości. Mówiła coś do niego, ale nie mógł nic z tego zrozumieć, więc po prostu się patrzył na jej okrągłą twarz.
Jeśli Walkirie rzeczywiście prowadziły do Valhalli, to musiały właśnie tak wyglądać.
Zaczął dygotać, więc przytuliła go mocniej do siebie. Wtulił twarz w jej szyję, napawając się obecnością dziewczyny. Zapragnął pozostać w tej pozycji już na zawsze. Poczuł jak Astrid wsuwa dłoń w jego włosy, przeczesując je delikatnie.
W tym błogim stanie zamknął oczy, pragnąc tylko jej ciągłej obecności.Otworzył z trudem oczy. Czuł, że leży w swoim łóżku, lecz nie wiedział, ile czasu. Pamiętał dokładnie mroźne chwile spędzone pod lodem.
Rozejrzał się po pomieszczeniu. W kominku palił się mały płomień, a za oknem wciąż było ciemno przez burzowe chmury. Był przykryty grubym futrem, ale kiedy próbował się poruszyć, pulsujący ból przeszył jego zranioną nogę. Syknął, lecz nie dawał za wygraną. Zgiął nogę w kolanie i poruszył nią na boki. Ból po chwili znacznie zmalał, ale wciąż był odczuwalny.
Odkrył coś jeszcze. Nie miał na sobie ubrań od pasa w górę. Choć nawet bez nich było mu oszałamiająco ciepło, poczuł dziwne zażenowanie.
Nagle do pokoju weszła Astrid, która na jego widok otworzyła szerzej oczy i uśmiechnęła się lekko. Podeszła do niego, a gdy zauważył błysk w jej oczach, zrozumiał, co za chwilę nastąpi.
Złączyła swoje usta z jego, kładąc się w połowie na jego torsie. Jęknął z rozkoszy, wpijając się w jej wargi. Chwyciła w dłonie jego głowę, a on zacisnął palce na jej odsłoniętych ramionach.
Niechętnie oderwali się od siebie, dysząc ciężko. Musnęła wargami jeszcze jego nos, a następnie spojrzała mu w oczy.
- Tak się bałam - szepnęła. - Gothi mówiła, że mało by brakowało, żebyś zamarzł.
- Długo spałem? - spytał cicho zachrypniętym głosem.
- Prawie dwa dni. Ale przenieśliśmy się tutaj, bo do rany wdarło się zakażenie. Miałeś gorączkę.
- A co z Bell?
- Jest bezpieczna z rodzicami. Są ci bardzo wdzięczni. Jesteś bohaterem, wiesz o tym?
- Wypełniałem tylko swój obowiązek.- Dlaczego obowiązki zawsze muszą narażać twoje życie?
Widział wyrzuty w jej oczach, ale tak jak on nie potrafiła się długo gniewać. Dotknął dłonią jej policzka.
- Przepraszam - mruknął. - Muszę się częściej ciebie słuchać.
Pokręciła z uśmiechem głową.- Mam pytanie - oznajmił. - Ty mnie rozebrałaś?
Fala czerwieni oblała jej twarz, przez co wyglądała uroczo.
- Może - wykrztusiła. - To takie ważne?
Uśmiechnął się i przewrócił oczami.
Odchyliła kołdrę i wsunęła się obok niego do łóżka. Objęła jego tors i pocałowała go krótko w usta.
- Muszę cię krótko trzymać - powiedziała cicho. - Ale to, co zrobiłeś było niesamowite.
Objął ją w pasie i przytulił do siebie. Jej ciało zaczęło go powoli ogrzewać jeszcze bardziej.
- Kiedy tonąłem - zaczął cicho. - Zorientowałem się, że nigdy ci nie powiedziałem wprost, jak bardzo cię kocham...
- Nie musisz mi mówić - odparła po chwili. - Wiem o tym. Ale ja ciebie też.
Jeszcze kiedy zamykał oczy, te słowa rozbrzmiewały w jego uszach, niczym piękna melodia.*
Dziś trochę wcześniej ;>
Macie, kurde, szczęśliwe zakończenie xD Barbarzyńcy, co mnie zabić chcom x'D
CZYTASZ
One Shots ;3 Hiccstrid
FanficKrótkie historyjki, które nie mają ze sobą nic wspólnego, prócz głównego tematu - Czkawka i Astrid <3 Zapraszam do czytania ;)