Na osiemnastce koleżanki, ja i inna kumpla, mocno już pijane, chodząc po wiosce zobaczyliśmy trampolinę u kogoś na podwórku.
Najpierw musiałyśmy przejść przez ponad półtora metrowy płot (w sukienkach), a gdy przechodziłam, to zaczepiłam się o coś i nie mogłam się ruszyć. Zaczęłam rżeć ze śmiechu, aż Agata mi nie pomogła.
Na podwórku był pies, który chwile na nas poszczekał, a potem zwiał.
Brawa dla super obrońcy!
Wchodząc na trampolinę, wyrzuciłyśmy z niej wszystkie piłki na podwórko.
Skacząc, okazało się, że cała powierzchnia trampoliny jest oblodzona.
W sumie wyjebałyśmy się z jakieś sześć razy.
Potem przytulałam jeszcze drewniany posąg i mówiłam, że on jedyny mnie kocha.
Chowałam się pod stołem, żeby ojciec solenizantki nie brał mnie więcej do tańca.
Przez dziesięć minut nie mogłam przestać się śmiać, po tym jak nuggets upadł mi na podłogę.
Tańczyłam wolnego z ogromnym misiem.
Tak więc, polecam się na wszystkie zabawy okolicznościowe ;)