Rozdział 26

2.8K 161 8
                                    

Natalie

Max wyszedł do pracy, a ja nie mając co robić postanowiłam pojechać do centrum po kilka rzeczy. Chodziłam po różnych sklepów w poszukiwaniu nowych ubrań. Kiedy wróciłam, przebrałam się w coś luźniejszego i poszłam do domu Marie. Trochę posprzątałam. Kiedy chciałam pościerać kurze z regału, na którym stały książki wypadło zdjęcie. Na nim była około dwudziestoletnia, w białej sukni. Na odwrocie była data 29 września 2012... Anna i Michael w dniu ślubu. Mamuś to pamiątka dla ciebie. Bardzo Cię kocham Anne.

- Marie ma córkę? - spytałam sama siebie.

Zabrałam wszystkie albumy, notatnik Marie i wróciłam do domu. Przejrzałam wszystko i znalazłam kilka zdjęć, które przedstawiały Marie i jej rodzinę. Zastanawiało mnie tylko dlaczego o niczym mi nie powiedziała. Zrobiłam sobie kawę i zaczęłam oglądać zapisy Marie. Jeden szczególnie zwrócił moją uwagę, ale ktoś zadzwonił do drzwi. Szybko pobiegłam otworzyć.

- Violet, Suz... Wejdźcie. Napijecie się czegoś?

- Ja kawę. -powiedziała

- Suz?

- Wody.

- Okay. Opowiadajcie, co tam u was?

- Oj o czym tu opowiadać. Proszę cię. Wcześniej dzisiaj wyszłam z pracy, żeby pójść z Suz na zakupy, ale oczywiście trafiła nam się taka wredna sprzedawczyni, że myślałam, że wyjdę z siebie. - zadzwoniła Jill.

- Przepraszam, to ważne.

ROZMOWA:

- Hej, Jill.

- Hej, gwiazdo... Mam coś dla ciebie.

- Co takiego?

- Koncerty. Wywiady. Gala. Mnóstwo tego.

- Świetnie, prześlesz mi to wszystko na maila? Chce wiedzieć gdzie będę grała i z kim mam te wywiady. Ale najbardziej intryguje mnie ta gala.

- Okay, wszystko ci wyślę.

- Dobra kończę... Zadzwonię potem.

- Pa.

Rozłączyłam się i spojrzałam na dziewczyny.

- Mam pomysł... Jeśli dacie mi kilka minut to pojedziemy w jedno miejsce.

- Jasne.

Jechałyśmy do sklepu. Gdy weszłyśmy do środka panie tam pracujące od razu do nas pobiegły najwidoczniej mnie rozpoznały.

- W czym możemy pomóc?

- Potrzebujemy czegoś modnego...

Wybrały kilka stylizacji i podały nam do przymierzenia. Włożyłyśmy kupione ubrania do samochodu i pojechałyśmy do kawiarni.

- Czy już panie zdecydowały? - zapytała kelnerka.

- Tak, trzy szarlotki, dwa razy kawa i sok pomarańczowy.

- Pójdę do toalety.

Odeszła, a Suz zapytała:

- Jak to jest być kimś sławnym?

- Wiesz co... To ciężki orzech do zgryzienia. Ciągłe koncerty, sesje zdjęciowe... To czasem trochę męczące, ale gdy wyjdziesz na scenę i zaczniesz śpiewać to coś co daje ci kopa.

- Oglądaliśmy jeden z twoich koncertów w Los Angeles gdy wszyscy nagle zaczęli śpiewać. Miałam ciary, a mama łzy w oczach.

- Tak, to było coś niesamowitego.

- Moje koleżanki nie wierzą mi, że to ty jesteś moją ciocią.

- Co powiesz na to, żeby zostać dziś u nas na noc a jutro rano odwiozłabym cię do szkoły, hm?

- Jeśli mama się zgodzi.

- Na co mam się zgodzić? - zapytała moja siostra.

- Porywam dzisiaj twoją córkę do siebie.

- No dobra.

Pojechałyśmy do domu mojej siostry, Suz spakowała kilka rzeczy. Postanowiłam, że zostanie u nas do końca tygodnia. Dziewczyna bardzo się ucieszyła. Zabrałam torbę z ubraniami i włożyłam ją do bagażnika taksówki. Pożegnaliśmy się.

- Jesteś głodna? - zawołałam.

- Nie, dziękuję!- krzyknęła dziewczyna z góry.

- A chcesz soku?

- Tak, zaraz schodzę.

Zrobiłam podwieczorek i czekałyśmy na przyjazd mojego narzeczonego z pracy. Suz poszła do łazienki, a ja zaczęłam wszystko układać na stole.

- Cześć kochanie. - powiedział, zdejmujac kurtkę.

- Hej. - pocałowałam go w usta. - Głodny?

- I to jak. Hej Suzanne.

- Cześć.

- Chodźcie, bo wystygnie.

Jedliśmy posiłek rozmawiając o wszystkim i o niczym.

- Jeszcze nie przywieźli tego samochodu?

- No właśnie nie.

- A to coś się stało z twoim autem?

- Nie, kupił mi go Max, by nie pożyczać ciągle od kogoś i mieli go dziś przyprowadzić.

- O chyba są.

- No nareszcie... Chodźcie je zobaczyć.

Przed domem stał nowiuśki czarny mustang GT.

- Chłopaki powoli! - rzucił do dwóch mężczyzn. - Jest z tego roku, jeszcze nikt takim nie jeździ słonko. Podoba ci się?

- Jest... - był super. - W porządku... Jest cudowny! - rzuciłam mu się na szyję. 

***

Ubrałam czarne rurki, koszulę w kratę. Na to nałożyłam płaszcz, szal i okulary przeciwsłoneczne, bo słońce dawało o sobie znać. Czarne botki i w tym samym kolorze torebka pasowały idealnie.

- Suz! Gotowa?!

- Tak, już schodzę. 

Wsiadłyśmy do mojego nowego auta i pojechałyśmy pod szkołę. Wszystkie oczy zwróciły się ku nam, a kiedy zobaczyli mnie myślałam, że padną. 

- To do czternastej. Pa, Suz. 

- Pa, ciociu. 

Przejeżdżałam obom domu dziecka i wtedy poczułam takie ukłucie w sercu. Miałam wyrzuty sumienia ze względu na te dzieciaki, z którymi nie widziałam się tak długo. 

***

Tadam! Kolejny rozdział... Miłego czytania ;D   

Wróć do mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz