Max
Stało się! Natalie została moją narzeczoną! Na razie chcieliśmy to uchować w tajemnicy, choć dobrze wiedzieliśmy, że przed rodzicami niczego nie da się ukryć. Przynajmniej będziemy próbować. Najbardziej zależało nam na tym, by media dowiedziały się o tym najpóźniej.
Kiedy zszedłem na dół, Alie krzątała się po kuchni robiąc śniadanie. Przytuliłem ją i ucałowałem w policzek. Mruknęła coś, ale puściłem to mimo uszu. Po posiłku usiedliśmy razem przed telewizorem, by móc cieszyć się wolnym popołudniem. Następnie w godzinach wieczornych przyszli rodzice mojej narzeczonej. Jej mama od razu zobaczyła pierścionek i wtedy znaleźliśmy się w ogniu pytań. Wypytywała o wszystko co możliwe.
- Planujecie już ślub?
- Jeszcze za wcześnie, mamo.
- E tam za wcześnie, ja z twoim tatą byłam niespełna dwa miesiące, gdy zaszłam w ciążę z Violet, potem ślub w pośpiechu, by zdążyć przed narodzinami. Mam nadzieję, że chcecie mieć dzieci.
- Max, trzymaj mnie... - szepnęła Natalie.
- Nie rozmawialiśmy jeszcze o tym. – powiedziałem chcąc zakończyć temat.
- Jak to?
- Możemy zmienić temat rozmowy? – spytała błagająco dziewczyna.
- Kochanie, to ich sprawa...- zagadnął tata Alie. – Przyjdzie czas na dzieci, po co moją się spieszyć? Są młodzi. Przed nimi całe życie.
- No dobrze... Po prostu cieszę się, że trafiła na ciebie Max.
- Natalie, nie związałaby się z byle kim. – skwitowałem, jednocześnie zakańczając temat.
Pomogłem sprzątać, a w między czasie szukałem jakieś fajnego filmu, byśmy mogli obejrzeć.
- Komedia? Horror? Romans? Thriller?
- Horror.
- To może pójdę po wino.
- Tak, lepiej tak. – zaśmiała się.
Natalie nienawidziła horrorów. Może nie tyle nienawidziła co się ich bała. Uwielbiałem, gdy oglądaliśmy ten gatunek filmów, bo czułem się jej bardzo w tamtym momencie bardzo potrzebny.
- Jesteś pewna?
- Oczywiście. – przytuliła mnie i pocałowała. Po obejrzanym filmie, gdy już trochę opadły jej nerwy zapytała: – Idziesz jutro do pracy?
- Nie, jutro jeszcze mam wolne, a ty?
- W sumie nie. Musiałabym tylko wysłać nagranie Seanowi i będę miała cały dzień wolny.
- Chcesz gdzieś pojechać?
- Nie... Chodzi raczej o... dom Marie. Mieliśmy tam wejść razem i pomyślałam, że to będzie dobra okazja.
- Jasne, zadzwonię rano do prawnika.
- Fajnie, dzięki.
- Co powiesz na długą kąpiel?
- Jestem za. – westchnęła uśmiechając się szeroko.
***
Wstałem wcześniej i pojechałem zrobić małe zakupy na śniadanie. Gdy znalazłem się z powrotem w domu zadzwoniłem do prawnika.
ROZMOWA:
- Dzień dobry, czy rozmawiam z mecenasem Robertem Vansley'em?
- Tak.
- Nazywam się Max Smith, pamięta mnie pan?
- Oczywiście, to pan i panna Harvey mieliście wejść do domu pani Marie?
- Tak, zgadza się. Czy mógłby pan dzisiaj przyjechać, bo Natalie niedawno wróciła i chcielibyśmy zobaczyć na czym tak bardzo zależało pani Marie.
- Nie ma problemu, będę za dwie godziny.
- Świetnie, do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Zrobiłem kawę i usiadłem popijając ją małymi łyczkami. Czekałem aż Natalie wstanie. Niedługo potem ubrana w czarne spodnie i za duży sweter zeszła na dół. Nie była w najlepszym humorze, ale przynajmniej nie musiałem pytać dlaczego.
- Prawnik będzie za półtorej godziny.
- Pójdźmy tam wcześniej, a i może pojechalibyśmy na cmentarz... Dawno tam nie byłam.
- Jasne, tylko skoczę na chwilę do twojego ojca i możemy jechać.
- Okay.
***
Stała z opuszczoną głową nad grobem Marie. Widziałem, że gdy zapalała znicz jej dłonie powoli zaczynały się trzęść. Czyżby ze zdenerwowania? Trochę nam zeszło z dojazdem i z drogą powrotną, mieliśmy niewiele czasu do przyjazdu mecenasa, ale wiedziałem, że wystarczy.
- Pójdę po klucze i możemy wchodzić. – powiedziałem i miałem zamiar odejść.
- Ja mam. – wyjęła z torebki klucze od domu rodziców. Przekręciła klucz w drzwiach i weszliśmy do środka.
***
I jak? Kolejny rozdział jutro... Do następnego. ;)
CZYTASZ
Wróć do mnie
RomanceCiąg dalszy "Potrzebuję cię". W tej części główni bohaterowie spełnią swoje marzenia. Natalie spotka kogoś o kim nigdy nie miała pojęcia, lecz ta osoba wiedziała o niej od samego początku. A Max? Zrobi wszystko, by dziewczyna, którą spotka zakochała...