Rozdział 16

3.6K 182 3
                                    

Max

Uśmiechnąłem się gdy zobaczyłem Alie. Jej mina była bezcenna. Coś pomiędzy zaskoczeniem, a zmieszaniem.

- To jest Max. - powiedział mój szef.

- Znamy się. - wysyczała Natalie.

- Tak, to co zaczynamy.

Po piętnastu minutach Jill powiedziała, że czas na przerwę. Natalie chciała uciec, ale rzuciłem:

- Możemy pogadać?

- Chyba nie mamy o czym.

- Czy ty możesz ze mną normalnie porozmawiać? – rzuciłem poirytowany.

- Nie. – wszyscy zaczęli się śmiać. Byliśmy obserwowani przez jakieś dwadzieścia osób, ale Natalie nic sobie z tego nie robiła.

- Chłopak się stara. – powiedziała Jill.

- Mam to gdzieś. – oznajmiła i usiadła na kanapie. Zrobiłem jej kilka ujęć. – Max! – rzuciła, gdy robiłem kolejne zdjęcie.

- Jeśli pójdziesz ze mną na kawę to przestanę.

- Nie ma mowy.

- Nie? – powiedziałem podchodząc do niej. Pochyliłem się i... zacząłem łaskotać.

- Max! – rzuciła pomiędzy napadami śmiechu.

- Tak czy nie?

- Zastanowię się.

- To ciągle brzmi jak nie. - nie przestawałem jej łaskotać.

- Tak. – oznajmiła.

Spojrzałem w jej oczy i wtedy rozbłysnął flesz.

- Wracamy za niedługo. - powiedziała Natalie i założyła płaszcz.

- Albo i nie. - oznajmiłem przechodząc obok.

- Długo z nim nie wytrzymam, więc jak ci napiszę wiadomość to przyjedź po mnie.

- Słyszałem... Jill nie słuchaj jej, gada brednie, bo dawno się ze mną nie widziała i tęskni.

- Jasne.

- Idziemy.

***
Wsiedliśmy do mojego samochodu i zapadła cisza. Mimo wszystko nie była niezręczna.
- To gdzie jedziemy? - zapytałem, choć miałem upatrzone miejsce.
- Mnie pytasz? Faceci są beznadziejni. - powiedziała z wyrzutem.
- Dzięki, skarbie.
Ruszyłem z parkingu. Jechaliśmy w ciszy. Kątem oka widziałem że zerkała na mnie ukradkiem.
Pojechałem do kawiarni, do której kiedyś przychodziliśmy. Otuliła się ciaśniej płaszczem, ale i tak szła rozpięta.
- Przeziębisz się. - nic sobie z tego nie robiła.  - Czy my możemy porozmawiać normalnie! - rzuciłem.
- Możemy.
Usiedliśmy przy jednym ze stolików i założyliśmy zamówienie. Wyjęła z torebki telefon, wyciszyła go i spojrzała na mnie.
- Max... Chciałam przeprosić cię za to przed klubem... Trochę mnie poniosło, przepraszam.
- Alie, nie musisz przepraszać. Oboje byliśmy zdenerwowani... Nie mieliśmy okazji normalnie pogadać, więc co u ciebie?
- Ciągle coś się dzieje. - zaśmiałam się.- Koncerty, wywiady, sesje zdjęciowe na których uwielbiam kłócić się z fotografami. - zawtórowałem. - Widzę, ze spełniło się twoje marzenie.
- Szczerze mówiąc jeszcze wczoraj zastanawialem się nad tym czy to dobry wybór.
- Co? Dlaczego?
- Bo fotografowałem dzieci... Uwielbiam je, ale... Uspokojenie ich zajmowało dość dużo czasu. Niektóre były nad wyraz bezczelne i wyrachowane.
- Wiesz ja na początku byłam sprzątaczką.
- Naprawdę?
- Tak. - jej telefon zaczął dawać o sobie znać.  - Przepraszam, ale muszę odebrać. Cześć... Tak, mogłabym oddzwonić wieczorem? Oczywiście, ja też nie mogę się doczekać jutrzejszego dnia. Też cię kocham, pa.
W tej chwili poczułem jakby ktoś wbił mi nóż w serce. Miała kogoś? Chyba by mi o tym powiedziała.
Wpatrywała się we mnie.
- Wszystko okay?
- Tak jasne.
***
- Chodźmy na długi spacer. - zaproponowała Natalie.
- Zmarzniesz.
- Nie marudź tylko chodź. - złapała mnie pod rękę. - Wchodziłeś tam?
- Gdzie?
- Do domu Marie.
- Nie, po jej śmierci prawnik wyraźnie powiedział, że musimy tam wejść razem.
- Z jednej strony chciałabym tam wejść ale z drugiej... Wszystkie jej fotografie... Ulubione książki... Sukienki...
- Zostajesz tutaj... w Los Angeles?
- Kilka dni.
- Zatrzymałaś się w hotelu?
- Yhym.
- Może chciałabyś wpaść do mnie albo pojechać do siebie?
- Całkiem dobry pomysł.
- To co... Jedziemy po twoje rzeczy?

- Natalie w takim razie widzimy się za kilka dni w Nowym Jorku. - powiedziała Jill i pocałowała Alie w policzek.
- Tak, Sean piluj ją. - zaśmiała się.
- Jasne, a ty Max pilnuj jej... Z Natalie nigdy nic nie wiadomo.
- Ej. Dobra jedziemy... To do zobaczenia w Nowym Jorku.
- Pa. - Jill przytuliła mnie do siebie i szepnęła - Zrób wszystko by ją tu zatrzymać.
Całą drogę zastanawiałem się o co mogło chodzić. Po co? Szkoda że Jill nie powiedziała mi czegoś więcej. Zatrzymałem się przed moim domem.
- Daj, pomogę ci z tym.
- Dzięki.
Weszliśmy na jej podwórko i spojrzała na dom Marie... Widziałem jak powstrzymuje łzy. Potrząsnęła głową i otworzyła drzwi. Kiedy weszła do kuchni myślała, że zastanie bałagan, lecz zaraz po jej wyjeździe wszystko posprzątałem.
- Ale jak...
- Miałem klucze.
Uśmiechnęła się szeroko i przytuliła się do mnie. Właśnie tego mi brakowało.

Wróć do mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz