Zbyt pewna siebie

747 40 1
                                    

Poczułam kolejny ból głowy, ktoś szarpnął mnie bym upadła na kolana. kolejny ból i szarpnięcie dzięki którym mogłam już spojrzeć na Sarę i Alice, przyjrzałam się dokładnie czy dziewczyna nic się nie stało. Oprócz kilku zadrapań chyba nic im nie było. Obie dziewczyny wyrywały się facetom którzy z całych sił je trzymali. Byli oni tak umięśnieni że wiedziałam że nie dadzą rady same się wydostać, próbowałam przenieść mój wzrok na osobę która trzymała moje włosy jednak w odpowiedzi poczułam kolejny ból.

Usłyszałam czyjeś kroki, siłą zostałam zmuszona by zobaczyć kto idzie w moją stronę.

-Szefie zabić je?-usłyszałam za mną niski męski głos, należał do osoby która kurczowo trzymała moje długie włosy.

-Pozwól że zamienimy kilka słów z dziewczynami.-po tych słowach usłyszałam śmiech należący do tej samej osoby, śmiech był na tyle przerażający że przeszły mnie ciarki po całym ciele.

-To trzeba było nas tyle gonić by zamienić kilka słów?-zaśmiałam się, wiedziałam że wszystkich wzrok pokierował się w moją stronę.

-No proszę, widzę że pyskata jesteś. I do tego odważna.-podszedł do mnie bliżej, przeraziłam się. Jego skóra była strasznie blada, na czole i policzku miał tatuaże. Oczy podkreślone czarnym cieniem, jego usta były krwisto czerwone. A gdy się uśmiechał zamiast szeregów białych zębów można było zobaczyć srebrne zęby. Jego wygląd dopełniały włosy pofarbowane na zielono, wyglądał jak klaun ale jak taki zły klaun.

-Ładna szminka jaka marka?-zaczęłam się głośno śmiać, po czym on także się krótko zaśmiał bo chwilę później złapał mocno moje policzki i je ścisnął.

-Uważaj skarbie, bo może ci się stać krzywda.-powiedział to swoim szorstkim głosem zniżając go niemalże do szeptu. Uśmiechnął się szeroko i klasnął w ręce, moje policzki nadal bolały od uścisku. -A więc moje kochane buntowniczki, widziałem że próbowaliście zepsuć imprezę w moim klubie. O co chodziło? Dam wam szansę jak się wytłumaczycie to może przeżyjecie.

Zlekceważyłam ból przez który nie mogłam ruszać głową i szybkim ruchem obróciłam się do Alice.-Wiedziałaś?!-krzyknęłam.

-Nie! Skąd mogłam wiedzieć że właścicielem jest Joker?! Przecież on się ukrywa!-wrzeszczała Alice próbując wydostać się z uścisku.

-Zajebiście...-mruknęłam pod nosem.

Joker wyciągnął nóż z kieszeni i przybliżył mi go do policzka poczułam jak ostrze delikatnie wbija się w moją skórę.-Czekam na wyjaśnienia... Nie lubię jak ktoś mnie lekceważy.-mówiąc to przekręcił głowę w bok.

-Mój chłopak mnie okłamał, zdradził mnie dziś na tej imprezie wróciłam tam by zniszczyć mu auto i wdałam się w bójkę z tą ździrą. Tyle koniec, the end nie ma szczęśliwego zakończenia a teraz zabierz ten scyzoryk bo zaczyna mnie boleć policzek no i powiedz koledze żeby puścił moje włosy bo nie chce być łysa...-powiedziałam to tak szybko że zabrakło mi tchu.Czekałam jeszcze chwilę na jego reakcję jednak on tylko odsunął się ode mnie widać było że nad czymś myśli.

-Słyszałeś? Puść ją, puść ją, puść ją.-mówił przez śmiech. Poczułam ulgę już nikt nie ciągnął moich biednych włosów.

Wstałam i otrzepałam kolana zobaczyłam że zielonowłosy przygląda mi się z zaciekawieniem, bałam się go ale tata od zawsze powtarzał że do puki nie dam poznać po sobie że się boje to mam większe szanse na wygraną. Więc uśmiechałam się głupio do niego, widząc mój kij ruszyłam w jego stronę jednak poczułam że ktoś mnie łapie za rękę. No tak! Nigdy nie odwracaj się do wroga plecami...

-A ty dokąd? Nie skończyliśmy.-mówił poważnie.

-Chce odzyskać mój kij myślę walka wtedy będzie wyrównana a ty z honorem będziesz mógł nas zabić.-uśmiechnęłam się szeroko do Jokera.

-Ha!Ha!Ha!-złapał mnie za głowę.-Nie podskakuj mi, dobrze wiesz kim jestem mógłbym cie zabić, zastanawiam się co tobą kieruje lekkomyślność? Głupota? Odwaga? -obszedł mnie dokoła i przyglądał mi się dokładnie.

-Nie każdy musi się bać wielkiego króla Gotham city.-odpaliłam, pożałowałam że to powiedziałam wiedziałam że wywołam burzę. Zobaczyłam w jego oczach obłęd.

W jednej chwili wyciągnął pistolet, miałam szansę przyjrzeć mu się dokładnie ponieważ był wycelowany w moją głowę. Złota rączka, miał coś na nim napisane chyba Joker, jego właściciel uśmiechał się jak psychopata. No tak Caro przecież on jest psychopatą...

-A teraz się boisz?-wiedziałam że trzęsą mi się ręce więc przyciągnęłam je bliżej ciała, na pewno to zauważył jednak postanowiłam kłamać.

-Nie.-uśmiechnęłam się na tyle naturalnie na ile potrafiłam.

-Nie lubię kłamców.-jego twarz spoważniała i naładował jednym szybkim ruchem magazynek.

Myśl Caro, myśl co tu zrobić nie możesz tak szybko zginąć...W mojej głowie była pustka nagle wpadłam na głupi pomysł ale skoro i tak miałam zginąć to czemu nie zrobić z siebie przy okazji idiotki.

Uśmiechnęłam się szeroko i spojrzałam mu głęboko w oczy, zrobiłam pewny krok do przodu poczułam lufę pistoletu na czole, uśmiechnęłam się jeszcze szerzej docierały do mnie krzyki dziewczyn jednak nie reagowałam na nie. Wyciągnęłam rękę ułożyłam ją w kształt pistoletu i udałam że celuje w Jokera przyciskając mu palce do czoła.

Wiedziałam że to było lekkomyślne posunięcie w zasadzie nie wiem na co liczyłam ale reakcja Jokera przeszła moje wszelkie wyobrażenia, schował pistolet i wybuchł niekontrolowanym śmiechem.

-Lubię tą małą!-udał że wyciera pojedynczą łzę z policzka. Gestem ręki nakazał wypuścić moje przyjaciółki te nie czekając na nic podbiegły do mnie i mocno przytuliły. Joker i jego ludzie zaczęli pakować się do samochodów. Czułam jeszcze niepokój przecież to Joker on jest zdolny do wszystkiego na sam koniec mógł nam wpakować kilka kulek on lubi znęcać się nad ofiarami.

-Caroline jesteś głupia, ale za to cię kocham.-wtuliła się we mnie mocniej Alice.

-Mogłaś zginąć...-zrobiła to samo Sara.

-Muszę wam powiedzieć że miałam od początku wewnętrzne poczucie że nic nam nie zrobi, jak widać nie myliłam się.-rzuciłam do dziewczyn nie opuszczając ich z uścisku.

Stałyśmy chwilę tak do puki auta nie zaczęły opuszczać ulicy, gdy Joker odjeżdżał swoim fioletowym Lamborghini słyszałyśmy jeszcze długo jego chory śmiech. Uśmiechnęłam się w duchu że to już koniec, zabrałam dziewczyny do auta i niepewnie ruszyłyśmy w stronę domu. Całą drogę żadna nie odważyła się zabrać głosu, chyba wszystkie byliśmy w szoku że miałyśmy takie szczęście że udało nam się ujść z życiem.

-Możemy dziś spać u ciebie Caroline?-zapytała pół żywa Alice.

-Pewnie że tak.-uśmiechnęłam się przed siebie.

Gdy w końcu zajechałyśmy pod kamienicę szarpnęłam Sarę by się obudziła, biedulka zasnęła z przemęczenia. Pokierowałyśmy się szybko do mieszkania. Od razu pokierowałam się do łazienki i wzięłam gorący prysznic po czym po kolei zrobiła to samo Alice a później Sara. Wszystkie już ubrane w piżamy i wykąpane leżałyśmy w jednym łóżku przytulając się nawzajem ciszę przerwał zmartwiony głos Sary.

-Caro a jeśli on wróci po nas? Jeśli to była tylko gra? Zabawił się nami?

-To my go zabijemy, idziemy spać na dziś mam dość. Dobranoc dziewczyny kocham was.-powiedziałam spokojnym głosem.

Jeszcze chwilę myślałam o jego twarzy, był taki straszny i nieobliczalny. Naprawdę mogłam zginąć tak samo jak moje przyjaciółki. W głębi siebie wiedziałam że to jeszcze nie koniec, do puki nie wiedział nic o nas byłyśmy bezpieczne. Zmęczona poczułam że odlatuje moje myśli uleciały nastała ciemność poczułam że się unoszę...

What do you want Joker?  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz