"czuję, że coś sprawia, że moje kości się umacniają
czuję, że serce porasta szczelna ochrona
czuję, że mięśnie zaczynają obrastać w tytaniczne powłokistaję się niezniszczalna
spójrz w moje oczy, to ciepłe światło zanika
z kruchości, wiano doświadczeń doszlifowało diamentdestrukcja uczucia nie zabiła mnie
zachłysnęłam się obojętnościąnic i nikt tego nie zatrzyma
machina ruszyła."
Spacerowałam niecierpliwie po niewielkim pomieszczeniu w biurze. Dzisiaj był dzień kiedy zaczynał się szczyt kage. Spojrzałam na swoje czarne przyodzienie. Gdzieniegdzie można było dostrzec mały haft z wirem. Znakiem rozpoznawczym mojego klanu. Wyczuwszy chakre znanych mi osób kącik prawej wargi uniósł się do góry. Spojrzałam na obu mężczyzn. Obaj mieli maski. Inne niż wszystkie. Mogło to się wydawać dziwne jednak z tego co się dowiedziałam taka była niegdyś tradycja tego dumnego klanu. A ja zamierzałam wprowadzić je na nowo i kontynuować.
- Gotowi? Dzisiaj nasz wielki dzień. Wszystko się okaże lada moment. - mruknęłam. Obaj nic nie mówiąc skinęli głowami. Ich czarne stroje lśniły czystością. Na prawych udach spoczywała kabura z bronią. Podeszłam do nich, dotknęłam dłońmi ich ramiona, a następnie teleportowałam nas do jednego kunai. Miałam takich dużo w całym kraju. Po prostu nie dość, ze ułatwiało to mi życie i nie musiałam marnować sił to w dodatku ciężko było, aby mój wróg mnie wyśledził. Obserwowałam spod przymrużonych powiek białą krainę. Szczerze? Nie przepadałam za śniegiem i zimnem jednak postanowiłam się przemóc. Dla dobra świata i wioski. Zresztą miałam zapewne na głowie dwójke kage z powodu ich cennych broni. Przełknęłam ślinę i ruszyłam przed siebie. Mężczyźni za mną po obu moich bokach. Moje długie, białe włosy powiewały na wietrze tym samym muskając ich postacie. Czujnym wzrokiem lustrowałam otoczenie w obawie przed pułapką. Lecz, gdy to nie nastąpiło w przeciągu kilku kilometrach minimalnie pozwoliłam ciału się rozluźnić. W końcu dostrzegłam postać w białej zbroi. Dotarłszy do niej zatrzymałam się. Moi ochroniarze tuż za mną gotowi i spięci w razie konfrontacji.
- Panna Fumiko jak mniemam? - skinęłam głową.
- Zgadza się. - biały skafander idealnie się zlewał z zaśnieżoną krainą. Miecz dumnie wisiał u jego boku.
- Proszę za mną. - bez słowa ruszyłam za samurajem. Nie potrzebowałam niczego więcej. Przez ostatnie trzy dni nie robiłam nic innego niż ćwiczenia i trenowanie nowej techniki. Czułam się przez to wyczerpana jednak nie powstrzymało mnie nic. Nawet namowy mojego narzeczonego. Musiałam być silna, a siedzenie za biurkiem uniemożliwiało mi to. Dlatego trzy dni w tygodniu za biurkiem siedział mój klon, a ja mogłam dzięki temu trenować i tworzyć nowe techniki. Dzięki zgodzie mieszkańców świat malował się w piękniejszych barwach. Dotarłszy do siedziby przymknęłam na moment powieki chcąc się maksymalnie skoncentrować na tym co robię. Wyczuwszy wszystkich kage oraz ich strażników odetchnęłam. Chwilowo nie zanosiło się na pułapkę. Szliśmy w milczeniu za tym samym człowiekiem co spotkaliśmy wcześniej. Kilka minut później dotarliśmy do wielkich, dębowych drzwi. Niepewnie przystanęłam w miejscu. Korciło mnie, aby zwiać i nigdy więcej tutaj nie wracać jednak obowiązek był silniejszy. Musiałam i koniec. W końcu też rozchodziło się o moją wioskę. Jeżeli miał zostać wytyczony konflikt zbrojny dla mojej wioski z powodu udzielenia azylu dwójce jinchuriki? Trudno, podejmę wyzwanie. W końcu pewnym gestem popchnęłam drzwi przez co się otwarły. W asyście moich ludzi wkroczyłam do wielkiego pomieszczenia. Dostrzegłam całą piątkę przywódców wiosek, a za nimi w cieniu skrytych ochroniarzy. Przechyliłam głowę na bok. Dotarłam do oddalonego miejsca w rogu sali, gdzie znajdowało się puste krzesło. Zdjęłam rękawiczki które nie zasłaniały palców. Podobne do Kakashiego. Zamaskowani ludzie zrobili krok w tył tym samym kryjąc się w mroku.
CZYTASZ
Sharingan Uzumaki
FanfictionWitam. To już kolejna moja książka tutaj. Pewnego dnia do Konohy zawitała białowłosa kunoichi. Tam jej życie krzyżuje się z pewnym członkiem Klanu Uchiha. Dziewczyna z pozoru obojętna na wszystko i wszystkich zamieszkuje wioskę. Ma swoje cele, marz...