Witam. To już kolejna moja książka tutaj.
Pewnego dnia do Konohy zawitała białowłosa kunoichi. Tam jej życie krzyżuje się z pewnym członkiem Klanu Uchiha. Dziewczyna z pozoru obojętna na wszystko i wszystkich zamieszkuje wioskę. Ma swoje cele, marz...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
"Miłość kpi sobie z rozsądku. I w tym jej urok i piękno."
Przystanęłam na schodkach. Zebrałam naturalną energię. Czując chakre Naruto odetchnęłam z ulgą. Ruszyłam na przód, a cała reszta za mną. Pochodnie oświetlały nam drogę przez co szliśmy cicho i nikt nie miał szansy się potknąć. W końcu znaleźliśmy się w podziemiu, gdzie były trzy rozgałęzienia. Wybrałam po lewej i ruszyłam. Jak się okazało był to istny labirynt. Co się kończył jeden korytarz zaczynało się kolejne rozgałęzienie. Gdyby nie to, że byłam w trybie mędrca z pewnością byśmy się zgubili. Po długiej wędrówce przystanęłam przed drewnianymi drzwiami. Spojrzałam za siebie, kiwnęłam na czerwonowłosego.
- Poświeć mi proszę. - skinął głową. Dzięki swojemu specjalnemu kekkei genkai umiał manipulować naturą ognia. Powstała mała kula ognia która zbliżyła się do drzwi rozświetlając je. Sarknęłam.
- Kolejna pieczęć. Czy im się nudzi? - zdenerwowana potarłam dłonią potylice. Stąd można było usłyszeć ciche odgłosy walki oraz wybuchy. Zmarszczyłam brwi przypatrując się pieczęci umieszczonej na drzwiach. Jęknęłam.
- Co się dzieje dowódco? - spojrzenie czerwonowłosego wbijało mi się w plecy niczym szpilki. Odwróciłam się do ludzi z mojej wioski.
- Potrzebuję czwórki ludzi na poziomie kage. W dodatku z dużą ilością chakry. Jesteśmy w dupie. - wymruczałam. Ponownie potarłam dłonią potylice intensywnie nad czymś myśląc. Itachi był na poziomie kage. Więc brakowało nam jeszcze dwójki ludzi. A skąd ja takich wezmę?
- Może ja się nadam? Mam dużą ilość chakry. - z małej grupki wyłoniła się szatynka. Z tego co pamiętałam bardzo dobrze władała mieczem oraz znała dobre techniki. Żałowałam, że nie ma z nami Shiro. Był jednym z najlepszych w wiosce. Miałam dziewczynę, ale brakowało mi jeszcze jednego człowieka. Moje spojrzenie spoczęło na chłopaku który operował kulami ognia. Pokiwałam do siebie głową jakby zgadzając się sama ze sobą. No, ale Itachi w tym momencie walczył, a był nam potrzebny na już.
- Ok, potrzebny nam Itachi. Orginał, czy klon. Nie ważne - mruknęłam. Uformowałam pieczęcie i z obłoku pojawił się Baki.
- Baki sprowadź mi Itachiego. Klon, czy orginał. Nie ważne. Pośpiesz się i pomóż reszcie w walce.
- Tak jest. - na twarzy psa pojawił się uśmiech, następnie szybko pobiegł w stronę z której przyszliśmy. Klapnęłam na ziemię, usiadłam po turecku. Przymknęłam powieki. Reszta za moim przykładem również usiadła. Czas dłużył mi się niemiłosiernie. W końcu poczułam znajomą chakrę. W końcu pojawił się posiadacz sharingana w asyście psa. Widząc nas zamerdał ogonem i wrócił skąd przyszedł.