Witam. To już kolejna moja książka tutaj.
Pewnego dnia do Konohy zawitała białowłosa kunoichi. Tam jej życie krzyżuje się z pewnym członkiem Klanu Uchiha. Dziewczyna z pozoru obojętna na wszystko i wszystkich zamieszkuje wioskę. Ma swoje cele, marz...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
"Obsesją mych dłoni stałaś się, chcą czuć każdego dnia ciepło Twe, wygłodniałe jak wilki chcą rozszarpać Cię, tęsknota rozrywa w nich każdy najmniejszy nerw, zniszcz je do końca zabij je, by nie musiały nigdy więcej poczuć Cię."
Walka była zacięta. Miałem wrażenie, że wrogów z każdą chwilą przybywa. Co ich szeregi zostały rozproszone to na ich miejsce znowu pojawiały się białe postacie. Na dodatek Akiro nie próżnował, a ja nie mogłem do niego dotrzeć. Co rusz razem z Nagato zostawaliśmy zatrzymywani. Zmarszczka na moim czole pogłębiała się z każdą minutą coraz bardziej. Byłem poirytowany. W dodatku walka ta przeciągała się już kilka godzin. Pomimo ninja z pozostałych wiosek szło to nam dość opornie. Przeniosłem wzrok na Naruto. Jak dotąd nie używał trybu Kuramy co było dla mnie zaskakujące. Doskoczyłem do niego, przez co blond włosy chłopak spojrzał na mnie z zaskoczeniem. Stanęliśmy plecami do siebie, aby móc nawzajem się ochraniać.
- Naruto. Dlaczego nie używasz mocy Kuramy? - spytałem cicho, jednak na tyle głośno, by jinchuriki mógł usłyszeć.
- A mogę tak? - słysząc jego słowa miałem ochotę wybuchnąć śmiechem jednak to nie był czas i miejsce na tego typu rzeczy. Zagryzłem dolną wargę.
- To spójrz na Utakate i Hana. - mruknąłem lekko zażenowany jego tokiem rozumowania. Namikaze od razu spojrzał na naszych towarzyszy. Po chwili na jego twarzy pojawił się uśmiech. Pokiwał głową z entuzjazmem.
- Masz rację. Pogadam z Kuramcią i bierzemy się do roboty dattebayo! - uniosłem kąciki ust. Zerknąłem jeszcze na młodszego brata i skinąłem głową. Tym samym dałem mu znak, by pilnował swojego chłopaka jak oka w głowie. Nie chciałem, aby coś im się stało. Nie chciałem, aby Sasuke musiał kiedyś przeżywać to samo co ja. Po prostu nie zasługiwał na to. Tyle lat żył u nas w rodzinie w moim cieniu. Jako ten gorszy, mniej uzdolniony. A to nie była prawda. Mój brat niemal dorównywał mi talentem tylko przez te wszystkie lata ojciec tego nie dostrzegał będąc ślepo zapatrzonym we mnie. Dlatego tak bardzo cieszyłem się szczęściem brata. W końcu mogłem dostrzec prawdziwe szczęście na jego twarzy. Jego szczęście było moim szczęściem. Kochałem go, był dla mnie cholernie ważny dlatego nie wiem, czy wytrzymałbym jego ból połączony z moim. Nie zasługiwał na to. Nie po tym co przeżył dzięki naszemu ojcu. Przeniosłem wzrok na przeciwnika który podążał w moim kierunku. W moich oczach pojawił się sharingan, dzięki niemu przeciwnik znalazł się w świecie genjutsu. Namikaze został odziany w pomarańczowo-czarny strój od lisa. Stworzył kilka klonów które zaczęły używać rasengana. Obserwowałem z zainteresowaniem co się stanie. Bądź co bądź jego biju było najsilniejsze, w dodatku nikt nie znał jego umiejętności. Rasengan ze zderzeniem z zetsu zamienił się w drzewo. Kąciki mych ust się uniosły ku górze.