Rozdział 6

698 26 3
                                    

Nie wiem kiedy zasnęłam. Obudziłam się rano z strasznym bólem głowy. Wczoraj trochę płakałam. Trochę bardzo.. ważne, że dziewczyny wtedy mi pomogły. Na szczęście rano mogliśmy wrócić do swoich budynków... w sumie nie do końca wszystkich. Niektóre były totalnie zdemolowane i niestety osoby, które przebywały w takich pomieszczeniach są rozmieszczani do wolnych łóżek w różnych budynkach.

Kiedy znaleźliśmy się w środku zauważyłyśmy, że tu nic praktycznie się nie stało. Wszystko stoi jak stało. Z jednej strony dobrze, z drugiej dziwne.

- Mechi, masz coś na głowę? - Zwróciłam się do przyjaciółki.

Tak. Oficjalnie Clarę i Mechi mogę nazwać moimi przyjaciółkami.. nawet najlepszymi.

- Tak, zaraz poszukam - odpowiedziała i zaczęła przeglądać szufladę. Po chwili w ręce trzymała opakowanie z tabletkami przeciwbólowymi

- Trzymaj - podała mi, a ja jej podziękowałam. Połknęłam jedną tabletkę, popijając wodą.

Wzięłam czyste rzeczy i poszłam wziąć prysznic. Co do Jorge to.. na razie żadnych informacji o nim. Starałam się czegokolwiek dowiedzieć, ale zbywali mnie "nie mogę udzielić takiej informacji". Właśnie po tym się rozpłakałam i połowę nocy nie przespałam.

Kiedy się wykąpałam, ogarnęłam twarz i włosy, które w najlepszym stanie nie były. Co mogę na to poradzić?

Dzisiaj mieliśmy wolne z powodu wczorajszego napadu oxów, którzy swoją drogą naprawdę bardzo długo się nie poddawali. Ale w końcu się wycofali. Jednak nikt z nas nie wie czy teraz wrócą oni czy damary.

Nikt.

- Clara naprawdę nie wiesz gdzie jest mój telefon? - Z zamyśleń wyrwał mnie głos Mercedes, która akurat wchodziła do łazienki w poszukiwaniu telefonu

Spojrzałam na parapet

- O tym mówisz? - pokierowałam ją wzrokiem

- Oh, tak - podeszła i wzięła telefon - Dzięki sis! - powiedziała wychodząc z łazienki. Sis? Chyba muszę się z tym oswoić.

Kiedy przebrałam się w czystą bieliznę i czyste ciuchy, strój żołnierski ponownie wstawiłam do pralki. Ustawiłam temperaturę, nalałam płynu i nasypałam proszku.

- Wiecie, że dzisiaj mamy wolne? - Spytałam ogarniając łóżko

- Tak. - odpowiedziały. Pokiwałam głową i zaczęłam trochę sprzątać

***

- Poddaję się - powiedziałam.

Od 30 minut szukamy laptopa Clary, który zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach.

- Nie sądzisz, że to mogły być oxy? - Spytałam siadając na krześle

- To nie wchodzi w grę - oparła się o ścianę

- No to co teraz zrobisz? - Spytała Mercedes, najwidoczniej zirytowana tym wszystkim tak jak ja. Jeśli coś jej zginęło, a faktycznie nigdzie nie ma tego tutaj to powinna zgłosić to Jorge..

Właśnie, Jorge.

- Wiecie może co z Jorge? - Spytałam, przerywając ich jakże zawziętą pogawędkę

- Podobno czuję się już lepiej - odpowiedziała Clara. Uśmiechnęłam się w duszy

- Leży w schronie jeśli byś chciała tam iść - puściła mi oczko Clara

Uśmiechnęłam się do niej i przytuliłam oby dwie. Ubrałam buty i wyszłam na zewnątrz.

Teraz dopiero zauważyłam jak okropnie tu wszystko wygląda. Wszystko jest zniszczone, wszędzie są jakieś ślady krwi. Dosłownie jak w jakimś horrorze.
Chociaż to jest wojsko. Jedno i to samo. Po drodze do schronu spotkałam Diego

- Cześć - uśmiechnęłam się. Chłopak odwrócił się i również przywitał

- Wiesz może co z Jorge? - Spytałam.

- Eh.. wiem, że jest z nim lepiej i, że leży w schronie. Więcej nie wiem - odpowiedział z lekkim smutkiem w głosie.

- Dziękuje - uśmiechnęłam się i ruszyłam do schronu. Kiedy weszłam do środka, zauważyłam leżącego na łóżku Jorge

- Cze..

Nie zdążyłam dokończyć bo nagle koło mnie pojawiło się dwóch żołnierzy

- Musisz stąd wyjść. - Powtarzał to jeden to drugi

- Niech zostanie - powiedział spokojnym głosem Jorge. Ci spojrzeli na niego, a on tylko pokiwał głową.

Odsunęli się ode mnie, dzięki czemu mogłam znów spojrzeć na Jorge. Przysunęłam krzesełko i usiadłam obok niego

- Hej - uśmiechnęłam się

- Cześć - odwzajemnił

- Jak się czujesz?

- Jest okej - odpowiedział

- Dlaczego wczoraj tam wybiegłeś? - spytałam, naprawdę oczekując odpowiedzi

- Wiesz.. chciałem przekraść się tam. Mają dobrą broń i tym podobne. - dodał - jednak poszło nie tak jak chciałem.

Spojrzałam na niego, a następnie na swoje buty

- Przepraszam, to moja wina - powiedziałam cichym głosem. Złapał mnie za rękę

- To nie twoja wina - uśmiechnął się blado - ja mogłem to bardziej przemyśleć. A to, że podjęłaś się mnie ratować to i tak jest już bohaterstwo.

Uśmiechnęłam się delikatnie.I wtedy przypomniało mi się co wtedy mówił.

- Naprawdę pamiętasz mnie z liceum?

Zmieszał się. Chyba nie chce o tym rozmawiać..

- Jeśli nie chcesz.. - nie dał mi dokończyć

- Tak

Spojrzałam w jego oczy

- I ty naprawdę we mnie.. no wiesz - zaśmiałam się nerwowo

- Um.. - odpowiedział

Spojrzałam na niego

- To dlaczego wcześniej mnie pocałowałeś?

Odwrócił głowę w stronę ściany, zabierając swoją rękę

- Możesz już iść - rzucił Westchnęłam, wstając z krzesełka i wychodząc.

***

Kiedy doszłam do budynku, zauważyłam, że dziewczyn nie ma. Pewnie gdzieś poszły.

Wyciągnęłam gitarę i zaczęłam pisać tekst, który opisywał co w tej chwili czuję. Moje uczucia. Po kilkunastu minutach jako taki fragment powstał.
Odłożyłam gitarę na miejsce razem z kartką. Położyłam się na łóżku i zasnęłam

***

830 słów!

Słaboo, słabo..

Godzina 23:25 a ja piszę dla was rozdział

Dlaczego? Bo jutro nie będę miała czasu

Mam nadzieję, że chociaż takie coś wam się spodoba.

Miłego czytania!

my stupid heart | jortiniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz