To sen, na pewno sen i zaraz z niego się obudzę. I pomimo tego, że uszczypnęłam swoje ciało po raz 15 nadal mam nadzieję, że to sen. Ale to nie sen i nie mogę go przerwać. Siedzę skulona pod ścianą, oglądając swoje świeże rany. Jak myślicie są szczęśliwi? Zadaję sobie to pytanie, kolejnego dnia pobytu tutaj. Jestem już tutaj dokładnie 4 dni. Na okrągło tutaj kogoś wprowadzają, albo wyprowadzają. Peter miał już też w planach gwałt, ale Bóg wysłuchał moje prośby i do tego nie doszło. Brzydziłabym się siebie. Wszystko mnie boli i nawet nie mam siły wstać. Staram się opracować plan jak stąd się wydostać, ale marnie mi to idzie. Płaczę bo wiem, że niedługo nadejdzie godzina 18, w której Peter znów się tu pojawi i znów będzie robił to co chciał. Nie mogę mu się sprzeciwić, przecież mieliśmy umowę. Moje ubranie nadaje się do spalenia, jest bezużyteczne. Jestem strasznie głodna, a o piciu nie wspomnę. Raz czy dwa dziennie dostaję jakieś jedzenie i picie, a wszystko zjadam w mgnieniu oka. Czuję się jak w więzieniu czy podziemnych lochach. Oprócz mojego planu, którego nie mam rzecz jasna, wielokrotnie planowałam spontaniczną ucieczkę, ale oni chyba znają mnie na wylot i ilekroć próbowałam nie udawało mi się. Wtem drzwi się otworzyły, a do pomieszczenia wszedł Peter. Już czas..
- Wyglądasz pięknie - zakpił sobie, zignorowałam go - jeszcze trochę i zdechniesz marnie
- Bawi Cię to? - spytałam zachrypniętym głosem - Rób to co zawsze, chcę mieć to za sobą.
- Jaka chętna, ale nie. Przykro mi skarbeńku, ale dzisiaj idziesz to reszty więźniów - uśmiechnął się i brutalnie mnie podniósł. Ugryzłam się w język, aby nie zapiszczeć. Wrzucił mnie do celi z dziewczyną i dwoma chłopakami
- Witaj w naszym gronie - przywitał mnie wysoki szatyn o niebieskich oczach. Uśmiechał się blado
- Cześć - na tyle było mi stać i powoli usiadłam na podłogę. Przymknęłam oczy i zasnęłam.
***
7 dzień, 8 godzina i 46 sekunda. Jestem zahipnotyzowana w tykające na ścianie wskazówki zegara. Wszyscy śpią, a ja mam drugi dzień bezsenności. Nie potrafię spać, a nawet odechciało mi się jeść i żyć. Wszystko wydaje się być teraz takie ciemne, niebezpieczne. Rzeczywistość taka odległa, a marzenia poszły w zapomnienie. Zapomniałam już o tym jaki sens ma życie. Liczę każdy dzień, godzinę, minutę i sekundę. Czas dłuży się coraz bardziej, a ja nadal nie wiem kiedy mogę pożegnać się z życiem.
Jesteś silna, jesteś piękna, jesteś dobra.
Nie jestem.
Od pewnego czasu gubię się w własnych myślach, w własnym świecie. Damien i Jason - tak mają na imię chłopaki, którzy śpią już nie przejmują się niczym. Są tutaj już 2 miesiąc i przyzwyczaili się do tego. Lali - tak ma na imię dziewczyna, która leży obok mnie i patrzy w sufit jest tutaj już 3 tydzień. W jej płonie nadzieja na to, że ktoś ją uratuje, a ja jej nie mam.
Z dnia na dzień jestem coraz słabsza i nie daję rady. Prędzej czy później nie wytrzymam i mnie już tu nie będzie. Będę wspomnieniem. Wtem przy swoim prawym uchu usłyszałam szept Lali
- A może tak uciekniemy? - spojrzałam na nią, a w jej oczach paliła się nadzieja. Już czwarty raz byśmy próbowały
- Lali..
- Tini, proszę. Ja chcę zobaczyć jeszcze moich przyjaciół. Nie wierzę, że nie marzysz o tym samym - mówiła błagalnym głosem.
- W porządku - odparłam, a ona przytuliła. Spięłam wszystkie mięśnie, całe ciało zaczęło mnie szczypać. Kolejne świeże rany i poprzednie niezagojone..
- Przepraszam - spojrzała nam nie ze skruchą - a teraz chodźmy - wzięła najdelikatniej jak potrafiła krzesło i postawiła je przede mną obok ściany. Patrzałam na nią pytającym wzrokiem.
![](https://img.wattpad.com/cover/105750350-288-k24098.jpg)
CZYTASZ
my stupid heart | jortini
FanfictionMartina od małego marzyła, aby przystąpić do wojska i stać na czele obrony kraju. Jej rodzice nie podzielali jej radości do tego, ale zgodzili się. Po skończeniu liceum dziewczyna udała się do wojska dla początkujących. Czy to co ją tam spotka jest...