Zaczęłam powoli otwierać oczy gdzie zastałam twarz Pepe. Przełknęłam cichutko ślinę i delikatnie podniosłam kołdrę, która następnie przykryłam spowrotem. Czyli to jednak nie był sen, ja naprawdę to zrobiłam z nim. Jęknęłam żałośnie pod nosem po czym wstałam i czym prędzej nałożyłam na siebie spodnie dresowe i koszulkę dresową i z szafki sięgnęłam czystą bieliznę. Już chciałam odkluczyć drzwi, kiedy usłyszałam zaspany głos Barroso
- Dzień Dobry - odwróciłam głowę, a tam zastałam go delikatnie uśmiechniętego.
- Cześć - starałam się powiedzieć to dosyć głośno
- Coś nie tak? - zmarszczył brwi
- To w ogóle nie powinno się wydarzyć - wypaliłam i patrzyłam na jego reakcję
- Nie dawałaś mi znaków żebym przestał - podniósł się do pozycji siedzącej
- Ugh, byłam zdesperowana, okej? Potrzebowałam bliskości z drugą osobą, ugh wykorzystałam Cię - opuściłam bezradnie ramiona w dół, opierając się o ścianę
- Myślałem, że coś z tego wyjdzie..
- Pepe, wiesz, że kocham Jorge i nic tego nie zmieni. Przepraszam, że to zrobiłam ja, po prostu.. potrzebowałam tego.
- I nadal potrzebujesz? - uśmiechnął się blado, a ja na usłyszenie tych słów otwarłam szeroko oczy ze zdziwienia, a kiedy doszło do mnie co właśnie powiedział opuściłam głowę w dół bo na moją twarz wlał się rumieniec.
- Zdradzasz sama siebie - zaśmiał się po czym wstał, uprzednio owijając się kołdrą wokół pasa i podszedł do mnie.
- To jak? - założył kosmyk włosów za moje ucho po czym musnął moje usta, a ja stałam zesztywniała pod ścianą. Przygryzłam wargę po czym położyłam dłonie na jego klatce piersiowej i delikatnie odepchnęłam.
- Nie obiecuję - odparłam po czym odkluczyłam drzwi i wyszłam, a ostatnie co widziałam to jego chytry uśmiech.
***
Urodziny mojej mamy - jedyny dzień w roku, w którym widzę ją i jej przyjaciółki razem. Na ogół ciągle tylko z jedną się spotyka, a to jest jedyny dzień w roku, w którym one wszystkie się zjeżdżają właśnie do nas. Emanuela, Rachel i Jany. Cudowne kobiety, które wprost uwielbiam.
Wszystko by było do końca dobrze gdyby nie to, że dostałam sms-a od Jorge z treścią, że wkrótce się zobaczymy, a w dodatku jakby tego było mało muszę iść z Caro do centrum handlowego po prezent dla mamy. Jestem niemalże pewna, że szatynka pójdzie ze mną tym bardziej, że ona sama jeszcze nie kupiła prezentu.
- Caro? - spytałam, kiedy połączenie zostało zaakceptowane
- We własnej osobie - usłyszałam śmiech przyjaciółki
- Nie wiem co brałaś, ale idziesz ze mną do galerii? Potrzebuję prezentu dla mamy..
- Przykro mi Martu, ale właśnie jaram - usłyszałam ponownie donośny śmiech
- Nie mów do mnie Martu! Dobrze wiesz, że nie lubię kiedy ktoś tak do mnie mówi, a zresztą i tak jesteś zjarana. Mówiłam Ci żebyś więcej tego nie robiła - westchnęłam zrezygnowana
- Ee tam gadasz, fajnie jest. To co na wieczór mam być?
- Tak - mówię, a następnie słyszę odgłos rozłączenia. Zaciskam oczy i ręce, które układają się w pięść
- Boże widzisz, a nie grzmisz! - uderzam delikatnie w blat stołu
- Dlaczego krzywdzisz niewinny blat od stołu? - w kuchni pojawił się mój brat - Może z powodu twoich wczorajszych jęków - już chciałam go zignorować, ale kiedy dokończył zdanie stanęłam jak słup.
![](https://img.wattpad.com/cover/105750350-288-k24098.jpg)
CZYTASZ
my stupid heart | jortini
FanfictionMartina od małego marzyła, aby przystąpić do wojska i stać na czele obrony kraju. Jej rodzice nie podzielali jej radości do tego, ale zgodzili się. Po skończeniu liceum dziewczyna udała się do wojska dla początkujących. Czy to co ją tam spotka jest...