Rozdział 19

696 32 19
                                    

Po dosyć długim czasie zdecydowaliśmy się wszyscy Jorge też, że zrobimy sobie ognisko. Ja jestem za bo mam po dziurki w nosie to siedzenie w mieszkaniu, wzięliśmy kiełbasy, chleb, ketchup pikantny itp, itd. Wybraliśmy miejsce niedaleko strzeżonego lasu bo pewnie gdybyśmy zrobili to gdzieś bliżej znalazłoby się grono zainteresowanych mam na myśli osób zbyt ciekawskich, pewnie też takie osoby znacie. Przy okazji jutro mają zadzwonić ze szpitala jakie mam wyniki ostatnio byłam na badaniach kontrolnych i nie mogę się doczekać aż w końcu usłyszę: Możesz wracać do wojska. Przysięgam wam z ręką na sercu, że to będzie najlepsze słowo jakie usłyszałam zaraz po "Kocham Cię" od Jorge.

Spojrzałam na tarzających? Nie wiem czy to dobre określenie Mechi i Ruggero, nie wiem czemu oni nadal się wypierają przecież to z kilometra widać że coś między nimi iskrzy albo.. już są razem, zdrajcy!

- Idziemy na grzyby! - krzyknęli z pola kierując się w stronę lasu

- Idźcie, idźcie - odkrzyknął im roześmiany Diego. Rozejrzałam się wokół ale mój wzrok nigdzie nie odnalazł Blanco.

- Gdzie jest Jorge? - spytałam

- Poszedł na chwilę do pokoju, zaraz wróci - odpowiedział i spojrzał na mnie z zaciekawieniem - O czym tak myślisz?

- Sama nie wiem, brakuje mi tych męczarni w wojsku - uśmiechnęłam się delikatnie

- Szczerze to ci zazdroszczę też bym tak chciał sobie leżeć bez celu życia

- Chcesz możemy się zamienić - zasugerowałam, a on pokręcił przecząco głową

- Nie chcę narażać twojego zdrowia - przewróciłam oczami. Byłam w trakcie jedzenia kiełbaski i zobaczyłam biegnących w naszą stronę Mechi i Ruggero. Zaśmiałam się na ich widok

- Nie tak szybko, czego się naćpaliście? - spytałam kiedy przybiegli cali zdyszani

- Zbierać manatki, damary tam są musimy uciekać - powiedział Ruggero. Zszokowana otworzyła szerzej oczy

- Jak przecież mam kule? - spojrzałam na nie

- Wezmę Cię na barana - odezwał się Diego. Przytaknęłam chwyciłam je w rękę, a w tym czasie Diego podszedł i ukucnął a ja mu weszłam na plecy. Zaczęliśmy biec i w tym samym momencie usłyszeliśmy krzyk "tam są!" i przyśpieszyliśmy tempa, sytuacja była poważna. Jeden zły ruch a już po nas tego się obawiałam najbardziej. Kilka sekund później usłyszałam strzał a potem prąd który przeszedł przez rękę w której trzymałam kule, to w kule trafili.

- Trafili Cię? - spytał zdyszany Diego

- Nie, ale w moją kulę - odparłam zdruzgotanym głosem. Koszmar chyba powraca..

***

Kiedy znaleźliśmy się już w wojsku Diego delikatnie mnie posadził na ławce, a ja w tym czasie sprawdziłam kule. Nie nadaje się już do użytku, no cóż.. kolejny powód na powrót do wojska, nieprawdaż? Tak więc wyrzuciłam ją w krzaki i wstałam o własnych siłach, przeszłam parę kroków i bez problemu mogę chodzić, więc o co chodzi lekarzom? Poczułam silne ramiona oplatające mnie, a bez problemu po zapachu poznałam że to Jorge

- Skarbie nic ci nie jest? - spytał patrząc na mnie, a po chwili odwrócił się do Diego - Dzięki Diego, pobiegnij do reszty musimy odeprzeć atak - dodał i ponownie spojrzał na mnie

- Jak widzisz żyję i stoję tutaj - zaśmiałam się, przytulając do niego a on wsadził swoją głowę pomiędzy zagłówek mojej szyi

- Kocham Cię - powiedział a ja odsunęłam się od niego i złożyłam pocałunek na jego ustach

- Pomogę wam

- Nie, nie będę narażać twoje zdrowia

- Nie mam już kuli, postrzelili ją więc nie nadaje się do niczego. To jak? - przygryzłam wargę. Westchnął, ale przytaknął.

- Ale gdyby coś się działo masz wołać pomoc - przytaknęłam entuzjastycznie głową i podbiegłam delikatnie do składzika w której są bronie. Wyciągnęłam jedną i nałożyłam zbroję ochronną tak na wszelki wypadek, włożyłam amunicję i usłyszałam kroki, szybko się schowałam. Damary.

Wycelowałam w nich i pociągnęłam za spustę.Trafieni, uśmiechnęłam się sama do siebie i czekałam dalej. Jednak zamiast tego zobaczyłam coś o wiele gorszego..

Szefem damarów był.. Peter. To nie możliwe, patrzałam na to wszystko z niedowierzaniem W tym samym momencie usłyszałam kroki osób z naszego wojska, oparłam się o ścianę nie wiedząc co się do końca właściwie stało..

Byłam z szefem mafii to jakaś paranoja, jak mogłam tego nie zauważyć? Przecież tak często znikał a zawsze miał dobrą wymówkę, w którą za każdym razem wierzyłam. To będzie dla mnie zagadką do końca życia.

- Chcę pomówić z tutejszym dowódcą - powiedział roześmiany patrząc na nasze wojsko z broniami

- Tu.. - zaczął Jorge ale mu przerwałam

- Pomyliło ci się coś - wyszłam z mojej "kryjówki" i stanęłam obok Jorge. O ile to możliwe jego oczy prawie wypadły ze swojego miejsca, nie spodziewał się mnie tutaj, a jednak od zawsze wiedział że wojsko to to co chcę zrobić w przyszłości.

- Martina? - spojrzał na mnie nadal zszokowany

- Jak widać, nie wiedziałam że jesteś tak dobrym kłamcą. Gratulacje

- Kochanie skąd go znasz? - Jorge zwrócił się do mnie zdziwiony

- Kochanie? Jesteście razem?! - wykrzyknął ostatnie zdanie. Spojrzałam na Jorge z uśmiechem i mój wzrok ponownie powędrował na Petera

- Peter?! - wykrzyknęła zszokowana Mercedes - To jest ten idiota? - dodała już bardziej spokojnym głosem

- Znikaj stąd - przybrałam obojętny wyraz twarzy patrząc cały czas w jego zdenerwowane oczy. Zaśmiał się jakby to co powiedziała było w ogóle śmieszne.

- Już teraz mam po co walczyć - odparł rozbawiony, a jego ludzie rozpoczęli to co musieli. Wszyscy chwyciliśmy broń i zaczął się pojedynek.

***

Wszystko skończyło się dobrze, a przynajmniej tak było na początku.. połowa wojska albo nie żyje albo jest w stanie ciężkim. Jorge, Bogu dziękuje za to nic mu się nie stało chociaż miał starcie z Peterem, a co do niego to prawie dostał ale w ostatniej chwili schował się, a po tym jak się wycofaliśmy powiedział, że jeszcze tu wróci. Nie chcę ich narażać na niebezpieczeństwo to za dużo.. chyba będę musiała zrezygnować z wojska. Aktualnie leżę z Jorge u niego w mieszkaniu przytulona do jego torsu myśląc o tym wszystkim.

- Chyba rezygnuję z wojska - wypaliłam. Spojrzał na mnie zdziwiony

- Dlaczego?

- Peter powiedział, że jeszcze tu wróci a ja nie chcę narażać was na niebezpieczeństwo tylko z mojego powodu to za dużo.

- Eh, Tini nie martw się. Służby państwowe są już poinformowane o zaistniałej sytuacji, słyszałem też co mówił z nim niestety nie ma żartów, ale doślą nam wojsko lepiej wyposażone i ogólnie bronie, ubiór. Następnym razem będziesz w schronie, nie mogę cię stracić - przywarł mnie bardziej do swojego torsu

- I nie stracisz, mam taką nadzieję..

***

1075 słów!

Hejcia! Jak wam mija sobota, hm? Mi w sumie fajnie potem idę na pizzę z przyjaciółmi, fit girl.

I... CHCĘ WAM Z CAŁEGO SERCA PODZIĘKOWAĆ ZA TYSIĄC WYŚWIETLEŃ POD KSIĄŻKĄ "MISS YOU | PEPINI" TO NAJLEPSZE CO MOGŁO MI SIĘ PRZYTRAFIĆ! NAWET NIE WIECIE JAK JEST MI CHOLERNIE MIŁO I JAK BARDZO JESTEM SZCZĘŚLIWA Z TEGO POWODU! JESTEŚCIE N A J L E P S I! KOCHAM WAS!

Dziękuje za przeczytanie rozdziału, zostaw po sobie gwiazdkę i komentarz będzie mi bardzo miło :)

Miłego dnia i tygodnia xx

my stupid heart | jortiniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz