Harry'emu się to nie spodoba.
Mam to gdzieś, powiedział sobie stanowczo Draco kiedy Harry drgnął lekko na szpitalnym łóżku i po chwili otworzył oczy. Wcale nie musi mu się to podobać. Ma to znieść i basta. Nie zostawię go samego.
Draco zacisnął zęby. Chciał powiedzieć Harry'emu prawdę o tym, co wczoraj zobaczył, a potem usłyszał kiedy Harry był już w skrzydle szpitalnym. Harry'emu to też się nie spodoba.
Draco miał to gdzieś. Czasami przyjaciele powinni robić swoim przyjaciołom nawet to, co im się nie spodoba.
- Draco - powiedział Harry, patrząc się na niego z zaskoczeniem jak i z innymi uczuciami, których Draco nawet nie próbował odczytać. Harry się go tu nie spodziewał. Tyle sam wiedział. Czas było przejść do bardziej ciekawych tematów. - Co ty tu robisz? Nie powinieneś się uczyć?
- Jest niedziela - powiedział Draco, przysuwając się do niego. - Nie mamy lekcji. Żadnej pracy domowej też nie, chyba, że sam chcę ją zrobić. - Poświęcił chwilę na przyjrzenie się Harry'emu. Ten po prostu patrzył na niego, osłupiały, i mrugał. Jego oczy były tej odległości bardzo zielone, a wzrok spokojny choć ostrożny. Miał przechyloną lekko głowę i jego grzywka, dla odmiany, odsłaniała jego bliznę w kształcie błyskawicy. Draco uśmiechnął się wbrew sobie. Często czuł się przy Harry'm kompletnie bezradny i to była jedna z tych okoliczności - nie rozumiał jak Harry może być tak potężny, że Draco dostawał przy nim bólów głowy, a jednocześnie tak bezradny, że Draco miał ochotę tylko go przytrzymać blisko przy sobie i chronić przed całym złem tego świata.
- No dobrze, więc jest niedziela - powiedział Harry. - A nie jesteś głodny? - Odwrócił głowę i spojrzał przed szpitalne okno. - Chyba musi dochodzić południe.
- Zjadłem solidne śniadanie - powiedział Draco. Postanowił być cierpliwy. Zbijanie sugestii Harry'ego, które miałyby go stamtąd odciągnąć było dobrym ćwiczeniem przed rozzłoszczonym Harrym, z którym zaraz będzie miał do czynienia.
- Och. - Harry zamilkł na chwilę, jakby zastanawiał się, co jeszcze może powiedzieć. Draco obserwował jego kombinacje i leniwe koła, jakie locusta zataczała na piersi Harry'ego. Sylarana go fascynowała. Fascynowała wszystkich Ślizgonów i niektórzy niemal czcili Harry'ego za to, że potrafi z nią rozmawiać. Draco nie sądził, żeby Harry to w ogóle zauważył. - No to, ee, nie chcesz świętować ze wszystkimi wczorajszego zwycięstwa?
- I tak nie było zbyt wiele świętowania bez ciebie - powiedział Draco, po czym wziął głęboki oddech. - I nie, Harry, nie jestem zmęczony, nie mam ochoty iść do biblioteki, żeby się pouczyć na zapas przed zajęciami z profesorem Snape'em i nie jestem zainteresowany spacerem nad jeziorem. Nawet przyniosłem trochę jedzenia Sylaranie. Proszę. - Sięgnął do kieszeni i wyciągnął tartę melasową, którą poprzedniego dnia podwędził w czasie kolacji. Podał ją Sylaranie, która wydała z siebie syk, który Draco ośmielił się zinterpretować jako zadowolony i oderwała kawałek tarty. Draco widział jej lśniące, złożone kły ilekroć otworzyła pyszczek, żeby delikatnie złapać kolejny kęs.
- Och - powiedział znowu Harry. - Dziękuję.
Sylarana obróciła się w jego stronę i syknęła coś, przez co Harry otworzył szerzej oczy. Syknął z powrotem. Draco przymknął oczy. Słyszał historie o wężomówcach, ale nigdy się nie spodziewał, że kiedyś któregoś spotka, chyba że Mroczny Pan zdoła kiedyś powrócić. Nie był w stanie się do tego przyzwyczaić nawet po miesiącu od ogłoszenia Harry'ego. Wciąż go zaskakiwało i dotykało czegoś głęboko w nim ukrytego, na co jeszcze nie miał nazwy. Chyba najbardziej ślizgońskiej części jaka w nim była.
CZYTASZ
Żadne usta poza wężowymi
FanfictionDrugi tom Sagi Poświęcenia AU KT, Ślizgoński!Harry. Harry wraca do Hogwartu, zdeterminowany do dalszego chronienia swojego brata, Connora, który jest Chłopcem, Który Przeżył, przy jednoczesnym nie wychylaniu się z cienia. W zeszłym roku jednak dwóch...