Rozdział trzydziesty pierwszy: Chłopiec, Który Przetrwał

5K 557 1K
                                    

Snape nie zdążył nawet dojść do szkoły, kiedy usłyszał za sobą szybkie kroki. Obejrzał się z zaciekawieniem. Miał nadzieję, że to Hagrid wyszedł sprawdzić, czy Zakazany Las nie doznał jakichś większych szkód. Gdyby tak było, Snape wysłałby go przodem do skrzydła szpitalnego, żeby ten uprzedził Pomfrey, że trzeba przygotować łóżko dla Harry'ego.

Jego perspektywa zmieniła się drastycznie, kiedy zorientował się, że biegną w jego kierunku dwie postacie, czarodziej i czarownica - i to ludzie, których znał, Narcyza i Lucjusz Malfoyowie. Musieli się aportować tuż za zewnętrznymi osłonami Hogwartu i biec przez resztę drogi. Snape przymrużył oczy i zaczekał na nich, przytulając Harry'ego lekko do siebie kiedy ten jęknął.

Narcyza dobiegła do niego pierwsza, jej włosy leciały za nią niczym mgła księżycowego światła.

- Severusie - powiedziała, ledwie znajdując czas, żeby kiwnąć mu głową na powitanie. - Osłony rezydencji wyczuły... magię z Wiltshire. - Nawet teraz nie miała zamiaru powiedzieć, że ich osłony były nastrojone tak, żeby wyczuwać magię Mroku, prawdopodobnie lepiej niż większość osłon w Brytanii, do tego były w stanie podać dokładną informację co do tego, skąd ta magia pochodzi. - Czy coś się stało naszemu synowi?

- W pewnym sensie - powiedział Snape. Zobaczył, jak twarz Narcyzy tężeje, więc pośpieszył z wyjaśnieniem. - Nie jemu, ale komuś, komu jest bardzo bliski. - Obrócił się w jej kierunku, żeby mogła zobaczyć wtulonego w niego Harry'ego. Nie sądził, żeby musiał cokolwiek jej wyjaśniać. Za długo zajęłoby mówienie o wszystkim co się stało, a ona i tak mogła wyczuć magię przetaczającą się w chłopcu.

- Ach nie - powiedziała cicho Narcyza.

Snape spojrzał na nią. Nie wyglądała aż tak źle jak wtedy, kiedy myślała, że Draconowi coś się stało, ale było blisko. Położyła drżącą dłoń na czole Harry'ego i delikatnie przeczesała mu grzywkę, a Snape był tak zaskoczony, że jej na to pozwolił. Narcyza skrzywiła się na widok zaczerwienionej, jakby wypełnionej srebrem blizny w kształcie błyskawicy.

- Wiem, że mój syn bardzo go sobie ceni - wyjaśniła, nie odrywając wzroku od Harry'ego. - Draco prawie o nikim innym nie mówił przez całe lato. Teraz mam powody, by uważać, że jest najlepszym możliwym przyjacielem dla Dracona. - Spojrzała na Snape'a. - Czy możesz mi powiedzieć, co się stało?

Nawet był skłonny, ale wtedy Lucjusz do nich podszedł i powiedział coś niestosownego.

- Wydawało mi się, że ten wybuch był związany z powrotem naszego Mrocznego Pana - powiedział, wskazując na swoje lewe przedramię i ignorując zirytowane spojrzenie swojej żony. - A teraz jestem tutaj i nie ma żadnego Mrocznego Pana. - Zamilknął na moment, mrużąc lekko oczy, które wypełniły się skomplikowaną, zimną emocją. - Jestem zawiedziony.

Furia Snape'a była wciąż pod samą powierzchnią jego umysłu, a złoszczenie go było zawsze złym pomysłem, nawet śmierciożercy o tym wiedzieli. Tylko Bellatrix Lestrange była od niego gorsza, ale Bellatrix często wybuchała złością i była niezdolna do przebiegłej zemsty. Snape był.

Nie potrzebował do tego swojej różdżki, na szczęście, bo wyjęcie jej oznaczałoby konieczność zmiany uchwytu na Harrym. Po prostu skupił się na Lucjuszu.

- Sectusempra.

- Protego! - usłyszał z poziomu swojej piersi jak tylko zaklęcie go opuściło.

Zaklęcie Snape'a uderzyło w mgielną tarczę, która wyskoczyła przed Lucjuszem i ledwie miał czas na unik, kiedy zaklęcie się odbiło i poleciało w jego stronę. Patrzył jak go mija i przełknął żal - zarówno z tego, że nie był w stanie trafić swojego celu, jak i z tego, że Harry zadrżał mu w ramionach i jęknął po rzuceniu zaklęcia. Wysiłek korzystania z własnej magii był wciąż za ciężki dla niego.

Żadne usta poza wężowymiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz